67. "Trzy dni temu była nasza pierwsza oficjalna randka..."

45 3 33
                                    

-Dziękuję. Nawet pan nie wie, jak bardzo się cieszę. To jest mój szczęśliwy dzień.

Byłam tak bardzo szczęśliwa, że nawet nie umiałam nad sobą zapanować. Po usłyszeniu tych słów z ust mężczyzny nie mogłam pozbyć się uśmiechu. Szczerzyłam się jak głupia.

W euforii rzuciłam się na niego, co pewnie nie zdziwiło tylko jego, ale również inne osoby w naszym otoczeniu. W pierwszym momencie siwy, starszy pan nie odwzajemnił uścisku, lecz mi to nie przeszkadzało.

-Nie ma za co. Zawdzięcza to pani tylko sobie.

Odsunęłam się od niego na dwa kroki, by otrzymać pobazgraną kartkę A4, na której widniał napis „POZYTYWNY".

Radość, która towarzyszyła mi tego dnia, miała się nie kończyć. Odkąd wstałam, czułam, że to mógłby być dla mnie duży krok do samodzielności.

Gdy w zasięgu naszego wzroku pojawiła się zdenerwowana kobieta koło czterdziestki, to pożyczyłam egzaminatorowi miłego dnia i kolejny raz podziękowałam. Nie chciałam zajmować mu więcej czasu, skoro miał kolejny egzamin.

Odeszłam w kierunku głównego budynku, a mijając szatynkę, uśmiechnęłam się pokrzepiająco i pokazałam znak trzymania kciuków, co sprawiło, że i na jej twarzy dojrzałam cień uśmiechu.

Nie wiedziałam co się ze mną działo.

Niemal w podskokach kierowałam się do Departamentu. Nie przeszkadzało mi nawet to, że okienko, przy którym stałam, było chwilowo nieczynne. Usiadłam na krześle w białej poczekalni i wystukiwałam rytm muzyki, która leciała z głośników. Co jakiś czas spoglądałam na papierek, który miałam ze sobą. Za każdym razem upewniałam się, czy było tam wpisane moje imię i nazwisko, czy aby na pewno wynik był dobry.

Nie miałam pojęcia, dlaczego tak robiłam, ale chęć zerknięcia na coś, co prowadziło do ułatwienia sobie życia, była silniejsza od wszystkiego.

Około trzydzieści minut później do budynku weszła wysoka blondynka w beżowej bluzce i grafitowej spódnicy do połowy uda.

-Przepraszam, musiałam odebrać syna z przedszkola.

Kobieta wyznała w moim kierunku, a ja tylko się uśmiechnęłam i podeszłam do okienka. Miałam wrażenie, że dzisiejszego dnia nic nie zmieni mojego dobrego humoru.

-Minutka i będzie wszystko gotowe.

Przyglądałam się, jak kobieta jednocześnie wpisywała coś w komputer i rozmawiała z chłopczykiem. To było tak naturalne, że przez sekundę pomyślałam o tym, jaką ja miałabym relacje ze swoim dzieckiem. Aczkolwiek szybko wyrzuciłam te myśli z głowy, w moim przypadku to nie miałoby najmniejszego sensu.

Chłopczyk pokazał mamie drzewo, które pokolorował w przedszkolu, a ona bez zastanowienia dała mu magnes i pokazała, w którym miejscu na tablicy miał je powiesić. Miło się na to patrzyło, ale po złożonym podpisie musiałam wyjść.

Mały, prostokątny plastik, który trzymałam w dłoniach, był moją przepustką do świata. Droga do mieszkania minęła mi w mgnieniu oka i pod znakiem ciągłego uśmiechu.

Cały czas emanowałam szczęściem i miałam nadzieję, że nic tego nie zmieni, chociaż tego jednego dnia.

Byłam umówiona z Emily no pogaduszki, dlatego wzięłam szybki prysznic i napawałam się ciszą, jaka panowała w mieszkaniu. Zdążyłam zamówić jedzenie z azjatyckiej restauracji i ruszyłam w jej kierunku.

Nie wiedziałam, dlaczego wybrałam spacer. Przecież bez problemu mogłam pojechać autem i od razu pochwalić się przyjaciółce tym udanym dniem.

Może to było przyzwyczajenie i musiałam się jakoś przestawić. Dwadzieścia minut później zapukałam do drzwi, prowadzących do mieszkania Dario.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz