82. "Jesteś na to gotowy?"

37 3 45
                                    

-Można powiedzieć, że odkąd cię poznałem, to mniej chodziłem na boks. Na początku grudnia zrezygnowałem całkowicie - powiedział szczęśliwy.

Tego dnia Matteo chciał pogadać, co nie byłoby dziwne, gdyby ta rozmowa nie tyczyła się jego dzieciństwa. Czekałam na to długo i w końcu nadszedł ten czas.

-Zauważyłam twoje wyrzeźbione ciało, ale nie powiedziałabym, że trenowałeś akurat boks.

Jeździłam palcem po brzuchu chłopaka, przypominając sobie jego wygląd z pierwszych naszych spotkań. Leżeliśmy w sypialni i czekaliśmy, aż wybije godzina zero. Odhaczyliśmy poranne czynności i wróciliśmy do łóżka, aby Matt miał wygodnie podczas wspomnień.

-Miałem jedenaście lat, gdy poprosiłem Elizabeth, by zapisała mnie na box. Kilka dni wcześniej w trakcie spaceru z Melanie zaatakowało nas dwóch facetów i gdyby nie rowerzysta, to nie wiem, co by było. Od tego momentu chciałem nauczyć się bić, po to, aby bronić siebie i innych od niebezpiecznych ludzi. Niestety nawet siebie nie obroniłem.

No tak, chyba rozumiałam, do czego wracał. Niecały miesiąc temu razem z Dario zostali napadnięci pod jego firmą i wylądowali w szpitalu. Przez kilka dni wyrzucał sobie, że nie mógł zapobiec temu zdarzeniu.

-Nic dziwnego. Ktoś zaatakował was od tyłu. Nie mieliście szans - wyznałam ku pokrzepieniu. Nie chciałam, żeby Matteo czuł się winny. Nie mógł przewidzieć tego, że ktoś na nich polował.

-Tak, już to przetrawiłem. Najgorzej czułem się, gdy okazało się, że Dario miał kontuzję, a to mi nic się nie stało.

Cisza w mieszkaniu była naprawdę dziwna, nawet Skipper nie wydawał z siebie dźwięków. Spał sobie smacznie w salonie i pierwszy raz nie domagał się zabawy po powrocie ze spaceru.

W południe mieliśmy się znaleźć na głównym cmentarzu. Bałam się tego, ale wiedziałam, że to musiało się kiedyś zdarzyć.

-Kiedyś myślałem, że będę osobą, która ratowałaby ludzi od zła, a wyszło odwrotnie.

Podniosłam się do siadu.

-Nie opowiadaj głupot. Bycie superbohaterem nie jest wcale takie proste.

Zaśmiał się pod nosem i wyciągnął ręce, którymi przyciągnął moje ciało do swojego.

-Jak ci na kimś zależy, to chcesz być najlepszą wersją siebie. Nawet gdyby bycie superbohaterem kolidowało z prawdziwym życiem.

Nagle zapaliła mi się zielona lampeczka w głowie. Jego słowa składały się w całość i chyba wiedziałam, o kogo mu chodziło.

-Zależało ci na Melanie? - zapytałam ze szczerym uśmiechem. Miło było widzieć, że w jego życiu była inna dziewczyna niż Vivienne. Chociaż coś musiało się stać z Melanii, że wybrał właśnie tą drugą.

-Nie.

Stanowcza odpowiedź z jego ust nieco mnie zdziwiła. Spodziewałam się opowieści o młodzieńczej miłości.

-Wychowywaliśmy się razem. Mela jest rok starsza ode mnie i nie miała łatwego dzieciństwa. Miała cztery może pięć lat, gdy zdiagnozowali u niej białaczkę szpikową. Mieszkali z nami, moi rodzice pomagali im w leczeniu. Mama pracowała wcześniej w szpitalu i miała sporo znajomości, dlatego mieli przyśpieszone wizyty u lekarzy.

Choroba dziecka musiała być dla Marii i Johna czymś najgorszym. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak czuli się w tym czasie.

Z wypowiedzi szatyna wywnioskowałam, że Melanie przezwyciężyła chorobę, ale nie mogłam być pewna wszystkiego. Musiałam jakoś delikatnie się upewnić.

Non-Toxic BondsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz