Rozdział 20

2 0 0
                                    

Anthony niedawno skończył półtorej roku, czyli Shanti miała równo rok i miesiąc. Charli przestał pojawiać się na patrolach i stał się markotny jak stado os. Zastanawiałem się co go ugryzło. Po jakimś czasie dopiero przypomniałem sobie, że mój młodszy braciszek będzie zdawał niebawem swój egzamin, by otrzymać pełne imię. Jego uczył nasz ojciec, a ja musiałem się uczyć sam... Dzisiaj znowu pojechali ćwiczyć. Poszedłem do ich chaty, chcąc sprawdzić co robi Lucas.
- Kto cię tego nauczył? - zapytała Afra.
- Wilczy Kieł - pochwalił się chłopiec. - I Księżycowa Woda trochę - dodał. Mój ojciec? Też go czegoś uczył?
- A wy co? O mnie plotkować? - zapytałem wchodząc do pomieszczenia.
- Już wróciłeś z polowania? - zdziwiła się. Pokiwałem głową. - Szybko - stwierdziła. Przywiązała córkę na plecach.
- Zobacz - poprosił Lucas pokazując swoje najnowsze dzieło.
- Nieźle - pochwaliłem go, głaszcząc po głowie. Ucieszył się.
- Idziesz ze mną Lucas? - zapytała wyciągając rękę do syna. Chłopiec spojrzał na mnie. Patrzyłem to na niego to na nią i chwyciłem jej dłoń. Była o wiele mniejsza niż moja.
- Ja tam mogę iść - powiedziałem. Lucas chwycił jej drugą rękę. Podniosła go. - Nie, nie, nie, tak się nie bawimy. Dwoje dzieci nosić? - zapytałem zabierając jej chłopca z rąk. Poszedłem przodem, a ona człapała za mną. Dziewczyna poszła do ogniska, a ja usiadłem z boku z Lucasem. Jakiś czas później wrócił Charli z Księżycową Wodą i... Sokolim Okiem. Czyżby dzisiaj miał już egzamin? Lucas pobiegł do Afry.
- Charli, synu Księżycowej Wody i Kryształowego Nieba - zaczął wódz. - Dziś przeszedłeś swój ostateczny test. Wykazałeś się ogromną odwagą i opanowaniem oraz zdobyłeś ząb niedźwiedzia - mówił dalej wódz. Widzę, że mój braciszek całkowicie poszedł w moje ślady i naśladował mnie podczas egzaminu... - Z tego powodu, od teraz będziesz nosił imię Niedźwiedziego Kła - powiedział, a wszyscy zaczęli wiwatować. - Witamy cię jako pełnoprawnego współplemiennika! - zakończył przekrzykując wiwaty. Mojego brata od razu porwali jacyś wojownicy, chcąc z nim rozmawiać. Kręcił się wśród swoich najlepszych kumpli nie zwracając uwagi na nic innego. Afra wielokrotnie chciała do niego podejść, ale cały czas ją odtrącał. Siedziała więc niedaleko ogniska tylko mu się przyglądając. Wieczorem zaprowadziła dzieci do chaty, po czym wróciła na swoje miejsce.
- Wszystko w porządku? - zapytałem siadając obok niej. Pokiwała tylko głową. - To czemu nie jesteś z moim bratem? - zaciekawiłem się.
- To jego święto - odparła. - Niech spędzi je jak chce. Nie będę mu przeszkadzać, bo widzę, że już jest zajęty - dodała wskazując na kręcące się obok niego kobiety i wojowników.
- Zazdrosna jesteś? - zapytałem rozbawiony.
- Nie... Niech robi co chce - odpowiedziała. Cały czas jednak przyglądała się mojemu bratu. Nie minęło pół godziny, a wróciła do dzieci. Ja też się podniosłem i wziąłem kręcącego się w pobliżu Anthonego i zabrałem do chaty. Chłopiec nie protestował wyraźnie zmęczony. Poszedłem do chaty i położyłem się obok niego. Zasnąłem wykończony.

Usłyszałem, że ktoś się obok mnie krząta. Spojrzałem rozbudzony na Lawendową Perłę. Przetarłem oczy.
- Która jest godzina? - zapytałem sennym głosem. Spojrzała na mnie zdziwiona. Po chwili zobaczyła swojego syna.
- Słońce jeszcze nie wstało - stwierdziła.
- To czemu nie śpisz? - zapytałem. Patrzyła na mnie coraz bardziej zdezorientowana. Zrobiłem miejsce obok siebie. - Idziesz spać czy będziesz się tak przyglądać? - wypaliłem. Posłusznie położyła się obok mnie. Wróciłem do spania delikatnie wtulając się w jej plecy. Czułem się dziwnie. Może dlatego, że ten królik tak dziwnie pachniał?

Obudziłem się kilka godzin później. Bolała mnie głowa. Dość mocno. Zobaczyłem, że leżę obok Lawendowej Perły i się trochę przestraszyłem. Pamiętam tylko, że wziąłem Anthonego... A później obudziłem się w nocy... Nie pamiętam nic... Podniosłem się szybko.
- Co się stało...? - zapytała zaspana. Podniosła się.
- Na polowanie idę - odparłem. Pokiwała głową i wzięła syna. Poszedłem do stajni i wskoczyłem na Wichra. Pojechałem do wyjścia z obozu.
- Victor! - krzyknął na mnie Zajęczy Sus. - Któryś raz cię wołam!
- Wybacz... Nie słyszałem... - powiedziałem zmieszany.
- Widzę, że nie słyszałeś - odparł przewracając oczami. - Gdzie tak się śpieszysz? Nawet się porządnie nie zdążyłeś ubrać - dodał. - Przód na tył - przewrócił oczami. Popoprawiałem się szybko zawstydzony. - Gdzie ci tak śpieszno? Umówiłeś się z dziewczyną w lesie czy co ci jest? - zapytał. Pokręciłem głową.
- Miałem jechać na polowanie...
- Jedziemy razem, to po pierwsze, a po drugie, ty zawsze przychodzisz jako jeden z ostatnich, a nie jako pierwszy - zauważył wojownik.
- Skąd wiesz? - zapytałem zdziwiony.
- Bo ja zawsze byłem rannym ptaszkiem - zaśmiał się. - I widzę jak przychodzisz razem z bratem - dodał. - A właśnie. Gdzie jest Charli? - zdziwił się. Wzruszyłem ramionami.
- Wczoraj szedł późno spać - stwierdziłem. - A on lubi spać - dodałem.
- Widziałeś swojego brata? - zapytał mnie Księżycowa Woda. Pokręciłem przecząco głową.
- Nie ma go w chacie? - zdziwiłem się. Przecząca odpowiedź. Pewnie gdzieś się włóczył po nocy. Po chwili pojechaliśmy. Księżycowa Woda jechał z nami. Martwił się o Charliego. Ja też zacząłem się martwić jak nie pojawiał się długo. - Może już wrócił do chaty? - zapytałem, kiedy zobaczyłem, że ojciec znowu się za nim ogląda. Polowanie skończyliśmy w południe. Dość dużo zebraliśmy i mieliśmy wolne. Ułożyliśmy stos w obozie, po czym poszliśmy do chaty sprawdzić czy tam jest. Był. Razem z moją żoną. Robili coś, czego nie powinni byli zrobić... Byłem wściekły. Ojciec wyprowadził mnie z chaty, zabierając Anthonego. Staliśmy przed drzwiami próbując zrozumieć co właśnie się tam stało. Zauważyłem kątem oka, że Afra właśnie wróciła do obozu i zmierzała w naszym kierunku.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Wszystko w porządku - zapewnił mój ojciec. Poszła w kierunku chaty.
- Lepiej tam nie wchodź - powiedziałem do dziewczyny. Za późno. Nie posłuchała... Poszedłem czym prędzej za nią. Otworzyła drzwi i zamarła. - Mówiłem żebyś nie wchodziła - powiedziałem zabierając ją przed chatę. Była totalnie bezwładna i załamała. Ledwo trzymała się na nogach. Chciała coś powiedzieć, ale nawet nie było jej słychać z przejęcia.
- Dlaczego..? - wykrztusiła tylko, po czym się rozpłakała. Przytuliłem ją delikatnie. - Dlaczego ich nie powstrzymaliście? - zapytała z lekkim wyrzutem uspokajając się trochę.
- Jak przyszliśmy, było już za późno - powiedziałem.
- Przyszliśmy chwilę przed tobą - powiedział mój ojciec.
- Chodźcie do mnie - powiedziałem widząc jak ona się trzęsie. Delikatnie popychałem ją w kierunku mojej chaty. Nie wiedziała gdzie idzie. Spojrzałem na ojca zmartwiony, gdy po raz kolejny omal nie przewróciła się o swoje nogi. Lucas szedł za nami. Chciał się dowiedzieć co się dzieje. Posadziłem dziewczynę w dużym pokoju. Czekaliśmy jakiś czas nim opanowała emocje. Usiedliśmy obok niej.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz