Rozdział 83

0 0 0
                                    

Cały dzień chodziłem z Lucasem. Początkowo chciał, żebym poszedł do medyczki, ale zapewniłem, że nic mi nie będzie i powiedziałem, że nie chce zostać sam. Zgodził się z wahaniem. Zastanawiam się, czy przypomniał sobie, jak Prędka Bryza zostawił go w lesie i później bał się mojego najmniejszego ruchu... Bał się, że go zostawię w tej chacie samego...
- Gdzie one są? - zapytał zdenerwowany Lucas. Chodził w te i spowrotem przed wejściem z obozu. - Czy coś im się stało? - zmartwił się. Przyglądałem mu się, ale nie wytrzymałem długo, bo po chwili wybuchnąłem śmiechem. Spojrzał na mnie zdezorientowany. - Co cię śmieszy? - zapytał niezadowolony.
- Ja tak kiedyś chodziłem pod chatą Słodkiej Śmierci - powiedziałem rozbawiony. Przyjrzał mi się.
- Kiedy? - zapytał zdziwiony. Od razu spoważniałem.
- Pamiętasz, jak kiedyś niosła i ciebie i twoją siostrę do lasu? - zapytałem. Chłopak niepewnie pokiwał głową. - Byliście do niej za ciężcy już, ale ona uparła się, że nie postawi ani ciebie ani twojej siostry na ziemię. Nie chciała też żebym jej pomógł... Okazało się, że była w ciąży urojonej... - westchnąłem. - Parę lat później, gdy próbowała powtórzyć to samo z bliźniakami, a ja jej o tym przypomniałem to chciałeś mnie pobić - dodałem z wyrzutem. Lucas się zakłopotał. - Łaziłem pod chatą medyczki wtedy pół dnia - przypomniałem sobie.
- A gdzie teraz one mogą być...? - zmartwił się.
- Jest jedno miejsce - przyznałem. - Lubiła tam chodzić i jestem prawie pewny, że je tam znajdziemy - powiedziałem.
- Dlaczego? Powiedziała ci gdzie chce iść? - zdziwił się. Pokręciłem głową.
- Nie, ale podobno nie chciałeś jej wypuścić z obozu przez cały ten czas, a pamiętam ile czasu tam spędzaliśmy - powiedziałem.
- Idziemy ich poszukać? - zapytał Lucas. Pokiwałem głową i już chciałem iść, gdy coś się o mnie potknęło. Chwyciłem dziewczynkę zanim się przewróciła i podniosłem ją i przytuliłem do siebie. Spojrzałem na Lucasa.
- To jest ta sama dziewczynka, którą Afra miała wtedy na kolanach? - zapytałem. Lucas niepewnie pokiwał głową. Po chwili podbiegł do nas zdyszany wojownik. Uśmiechnąłem się rozbawiony. - Pamiętasz, kto tak musiał za tobą biegać? - zapytałem cicho Lucasa, a ten się lekko zarumienił. Dziewczynka wyciągnęła rączki w kierunku mężczyzny. Patrzył na mnie zdziwiony. Przyglądałem mu się dokładnie. - A ty jesteś? - zapytałem.
- To jest Orzechowy Świt. Mąż Shanti i mój pomocnik - powiedział Lucas.
- Mąż Bławatkowego Spokoju - poprawił go wojownik.
- Czyli Shanti - wyjaśnił Lucas. Mężczyzna przewrócił oczami. Przyjrzałem mu się dokładnie.
- Czyli to twoja wina? - zapytałem. Patrzył na mnie zdezorientowany. Lucas się zmieszał. Pewnie się obawiał, że znowu zacznę panikować lub coś podobnego. - Dlaczego ona wie co to oznacza? - zapytałem, po czym wystawiłem język. Widziałem jak się rumieni. - No słucham - powiedziałem. Zmieszał się tylko, ale nic nie odpowiedział. Lucas był zły. Chyba jako jedyny nie rozumiał o czym mówimy. - Jak się dowiem, że jeszcze raz jej się stała krzywda to nie pogadamy sobie tak spokojnie - ostrzegłem, a mężczyzna pokiwał głową. - To twoje dziecko, prawda? - zapytałem. Ponownie twierdząca odpowiedź. - Urocza dziewczynka - powiedziałem wpatrując się w malca. Oddałem dziecko ojcu. - Opiekujesz się nimi teraz? - zapytałem. Lucas był zdziwiony moimi pytaniami. Kolejna twierdząca odpowiedź. - To weźmiesz ich i pójdziesz kilka kroków za nami - pouczyłem. - Może wtedy ci daruje twoje obecne winy - mruknąłem. Zgodził się. Zawołał dzieci, ale ja i tak nie zapamiętałem ich imion. Podszedłem do niego. - Przyjdźcie za chwilę nad rzekę - mruknąłem cicho. Pokiwał głową, a ja wziąłem Lucasa i poszedłem przodem, ciągnąc go za rękę.
- O co ci chodzi? - zapytał zdziwiony.
- Miałem cię do nich zaprowadzić - odparłem.
- Ale o co chodzi z dziećmi i tym dziwnym znakiem?
- Mówiłem, że im później się dowiesz co on oznacza tym lepiej dla ciebie - powiedziałem. - A z dziećmi... - przerwałem rozbawiony. - Jestem prawie pewny, że twoja siostra ma podobny charakter do twojej mamy - powiedziałem. Patrzył na mnie zdziwiony. - Zobaczysz - obiecałem. Zaprowadziłem go nad rzekę. - Mówiłem ci - szepnąłem mu na ucho rozbawiony.
- Cicho - syknął. Dziewczyny zaczęły panikować, a Afra siedziała nadal na brzegu. - Co wy tu robicie? - zapytał niezadowolony chłopak.
- My już miałyśmy wracać Lwi Płomieniu - powiedziała jakaś przerażona dziewczyna. Wydawało mi się, że może to być jego żona.
- Nie pytałem czy już wracacie czy nie tylko co tutaj robicie - odparł przewracając oczami, za co dostał w kostkę. Zrobiłem niezadowoloną minę, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Siedzimy nad rzeką - powiedziała Afra, wyciągając się bardziej.
- A dlaczego? - zapytał już nieco łagodniej, chyba bojąc się, że znowu oberwie. Afra zmierzyła go spojrzeniem.
- Bo to pierwszy raz kiedy mnie wypuściłeś z obozu? - zapytała. Uśmiechnąłem się, widząc zdezorientowany wzrok chłopaka. To samo mu powiedziałem. Chciał się odezwać, ale nie zdążył. - Kiedyś uważaliście, że to ja się przepracowuje - stwierdziła patrząc na rzekę. - A teraz to dziewczyny całe dnie pracują bez chwili wytchnienia i nie zauważasz tego, więc je tu przyprowadziłam - wytłumaczyła. Spojrzała zadowolona na zamyślonego syna. Westchnął, przyznając jej rację. - Usiądziesz na chwilę czy będziesz tak sterczał? - zapytała.
- Wrócę do obozu - oznajmił.
- Obóz się nie zawali, jeśli przez chwilę posiedzisz nad rzeką - zauważyła jego matka. Zrezygnował z kłótni z nią i poszedł w jej kierunku. Spojrzałem na Afrę. Mrugnęła do mnie. Uśmiechnąłem się, rozumiejąc jaki na zamiar i zanim Lucas zdążył usiąść, chwyciłem go i wrzuciłem do wody. Jego żona wyglądała na przerażoną, a jego siostra zaczęła się śmiać. Po chwili Lucas wynurzył się z wody, a kobieta, chcąc mu pomóc, została wciągnięta do rzeki. Zaczęła piszczeć, ale Lucas zamknął jej usta w pocałunku. Usiadłem obok Afry, kładąc jej rękę na ramieniu. - Nawet nie próbuj - ostrzegła. Uśmiechnąłem się. Shanti przyglądała się bratu, a po chwili odwróciła wzrok. Afra chciała coś powiedzieć, ale się spóźniła. Z krzaków wybiegł synek Shanti i rzucił się na nią.
- Mamo! - zawołał wtulając się w nią. Przytuliła go.
- Co ty tu robisz? Jesteś sam? - zapytała zmartwiona, a chłopiec zaprzeczył.
- Sam bym ich nie puścił - odparł jej mąż. Wokół nóg plątało mu się jeszcze kilka dzieci. - Miałem zajmować się dziećmi, a Wilczy Kieł mi powiedział, że mam przyjść później nad rzekę... - zaczął się tłumaczyć, a Shanti go przytuliła. Posłałem mu przypominające spojrzenie, a on pokiwał głową. Afra zaczęła się podnosić.
- Gdzie idziesz? - szepnąłem jej na ucho również wstając.
- Do obozu - odparła. - Idziesz z nami?
- Z nami? - powtórzyłem zdziwiony.
- Wezmę dzieci - odparła. - Prawda? Idziecie ze mną - powiedziała głośniej. Dzieci od razu do niej podbiegły. Poszliśmy w kierunku obozu.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz