Rozdział 81

0 0 0
                                    

Obudził mnie pisk. Odwróciłem się rozbudzony i spojrzałem na spanikowaną Afrę. Do oczu napłynęły jej łzy.
- Afro? Co się stało? - zapytałem zmieszany. Podniosłem się. Widziałem, że chce się do mnie przytulić, ale jednocześnie się boi.
- Odsuń się ode mnie... - warknęła cicho. Zdezorientowany od razu wykonałem jej polecenie. To było do niej niepodobne... Dlaczego mnie atakowała? Zbliżyłem się do niej. - Odsuń się Ropuszy Śpiewie - warknęła głośniej. Czyli miałem rację... - Nie uda ci się mnie znowu oszukać...
- Afro spokojnie - powiedziałem łagodnie. - Nie ma tu Ropuszego Śpiewu i nic ci już nie zrobi - chciałem ją uspokoić. Przybliżyłem się, a ona zaczęła piszczeć. Przytuliłem ją, a po chwili uspokoiła się wtulając we mnie. Usłyszałem, że ktoś otworzył drzwi i szedł w naszym kierunku. Afra przerzuciła mnie pod sobą odwracając nas, a Lucas uderzył ją w głowę...
- Mamo?! - krzyknął zdezorientowany.
- Afro! - krzyknąłem przerażony, gdy zaczęła osuwać się na moich rękach. - Lucas coś ty zrobił?! - krzyknąłem. Spojrzałem na niego. Mój wzrok zatrzymał się na przedmiocie, który trzymał w dłoni... Wcisnąłem się w kąt przerażony i przytuliłem z całych sił Afrę. - Zostaw mnie - zacząłem płakać. - Nie rób krzywdy ani mi ani jej - błagałem go. - Zrobiłem wszystko co kazałeś i zrobię wszystko przecież o tym wiesz... - powiedziałem, roztrzęsionym wzrokiem mierząc mężczyznę przede mną. Zbliżył się do nas. - Nie! - krzyknąłem. Odsunął się delikatnie. - Nie rób jej krzywdy - warknąłem. Posadziłem dziewczynę na moich kolanach okrakiem i zatopiłem palce w jej włosach, kładąc jej głowę na moją klatkę. Objąłem ją drugą ręką, pilnując, żeby się nie osunęła. Znowu zaczął się zbliżać, a ja coraz mocniej wbijałem się w ścianę. - Zrobię wszystko... - powiedziałem załamany. - Odsuń się i nie rób jej krzywdy - poprosiłem. - Masz mnie, możesz zrobić co zechcesz - powiedziałem. - Ale jej nie rób krzywdy... - błagałem go, a z moich oczu popłynęły niekontrolowane łzy. Otarłem je szybko i zacząłem się sztucznie uśmiechać. - Nie zbliżaj się, przecież pamiętam, że mam być uśmiechnięty - powiedziałem. Mężczyzna pochylił się nad nami. - Nie! - krzyknąłem. Drzwi do pomieszczenia się otworzyły. Mężczyzna od razu się wyprostował i spojrzał na wchodzącą kobietę.
- Co tu się dzieje? - zapytała zdezorientowana.
- Ja nie chcę... - szepnąłem przerażony. Podeszła do mnie.
- Co się stało? - zapytała zmartwiona. Spojrzałem przerażony na mężczyznę.
- Nie odwracaj się tyłem - poleciłem szeptem. Podciąłem jej nogi i posadziłem obok siebie, tak że oboje patrzyliśmy na mężczyznę. Zmieszał się. Wyciągnął rękę do kobiety i pomógł jej wstać. - Nie... - powiedziałem przerażony.
- Co ty mu zrobiłeś? - zapytała zdenerwowana kobieta.
- Nawet go nie dotknąłem! - odpowiedział mężczyzna.
- Wyjdź i nie pokazuj mi się na oczy - powiedziała. Zdenerwowany wyszedł z pokoju. - Chodź. Pomogę ci wstać - zaoferowała. Pokręciłem głową przerażony. - On tutaj nie przyjdzie - obiecała. Podniosłem się powoli używając ściany. - Idziemy do medyczki? - zapytała mnie łagodnym głosem. Pokręciłem głową. - Nie ma go tam - zapewniła mnie. Pokiwałem głową zmieszany. Poprawiłem Afrę na swoich rękach i wyszedłem z chaty. Kobieta szła za mną jakby sprawdzając, czy na pewno się nie zgubię. Zapukałem do drzwi. Otworzyła mi kolejna kobieta. Chyba się ich mniej bałem...
- Co się stało? - zapytała zdziwiona. Spojrzała na moją zakrwawioną już rękę i rozszalały wzrok. Wpuściła nas do środka. - A gdzie twój brat? - zapytała dziewczyny, która ze mną przyszła.
- Zastanawiam się czy to nie jego wina - mruknęła w odpowiedzi ta druga. Patrzyłem na nich spanikowany.
- Wilczy Kle spokojnie - powiedziała medyczka. - Daj mi ją - poprosiła wskazując na Afrę. Pokręciłem głową. Westchnęła. - Wypij to - powiedziała podając mi jakieś naczynie. - Złagodzi atak paniki - wyjaśniła, gdy zacząłem pić napar. Chyba coś nie zadziałało, bo zacząłem panikować jeszcze bardziej, gdy moje oczy zrobiły się ciężkie. Mierzyłem wszystko rozszalałym wzrokiem. Posadziły mnie przy ścianie, a ja z całych sił ściskałem dziewczynę w moich ramionach.
- Tato? - zapytała druga dziewczyna. - Spokojnie - powiedziała gładząc moje włosy. Zacząłem się dusić, a gdy zakryłem ręką usta, była cała zakrawiona. Medyczka westchnęła załamana.
- Pij to - rozkazała, podając kolejny napar. Powoli opróżniałem zawartość naczynia. Zacząłem się dusić. Krew napływała do moich ust, a ja nie potrafiłem się jej pozbyć. Spanikowana Shanti zabrała mi Afrę z rąk, a Słodka Śmierć pochyliła mnie do przodu, bym mógł wypluć krew. - Wilczy Kle...? - zapytała niepewnie, gdy przestałem wymiotować, ale się nie odezwałem.
- Żyje - mruknąłem. - Jeszcze żyje, jak to powiedziało jedno z dzieci - dodałem rozbawiony.
- Widzę, że poczucie humoru wróciło - powiedziała rozbawiona medyczka. Uśmiechnąłem się tylko, po czym spojrzałem na Shanti i Afrę. Dziewczyna była przerażona, a jej matka nieprzytomna.
- Co z nią? - zapytałem.
- Jakbyś tak nie panikował, to szybciej bym ją zbadała - odparła medyczka. Wzięła Afrę i zaczęła badać. Poszukała ziół i zrobiła niewielki opatrunek na jej głowie. Położyły ją, a ja usiadłem obok niej. - Wróć - powiedziała medyczka. - Nie podnoś jej, bo musi odpocząć - wyjaśniła. Pokiwałem głową wracając na wcześniejsze miejsce. Shanti przytuliła mnie delikatnie. Posadziłem ją na swoich kolanach, bokiem do siebie i zacząłem gładzić jej włosy delikatnie.
- Uważaj na siebie - poprosiła mnie. - Mama naprawdę bardzo przeżyła twoją stratę - powiedziała. Znowu zaniosłem się krwawym kaszlem. Wzdrygnąłem się, gdy krew znowu zasmakowała moim znienawidzonym smakiem. - Tato... Wszystko dobrze...? - zapytała zmieszana. Pokiwałem głową. - Co się dzieje? - zapytała. Wystawiłem język, a ona o dziwo zrozumiała. Zrobiła zmartwioną minę.
- A teraz się przyznaj skąd wiesz co to znaczy - mruknąłem. - Jeszcze, że Słodka Śmierć zrozumiała, byłem skłonny uwierzyć. A ty? - zapytałem badając ją spojrzeniem. Zakłopotała się. - Czekam - powiedziałem.
- Ja nie wiem... - powiedziała odwracając wzrok. Chwyciłem jej podbródek i skierowałem tak, że musiała patrzeć na mnie.
- Uspokoił się już? - zapytał Lucas wchodząc do pomieszczenia. Spojrzał na mnie zdezorientowany. - Co ty jej robisz? - zapytał zły.
- Tłumacz się skąd wiesz co to znaczy - powiedziałem do dziewczyny. Nie mogła odwrócić głowy. Próbowała uciec wzrokiem, ale co chwilę na mnie zerkała.
- O czym on mówi Shanti? - zapytał jej zdezorientowany brat.
- Kto cię skrzywdził? - zapytałem. Chłopak przerzucił wzrok z siostry na mnie. Puściłem ją, a ona od razu odwróciła wzrok.
- Shanti...? - zapytał jej zmieszany brat. - Orzechowy Świt coś ci zrobił? - zapytał ją.
- Mama z nim już wszystko wyjaśniła, to było wtedy przez te zioła - odpowiedziała dziewczyna. Nie spojrzała żadnemu z nas w oczy.
- O czym my w ogóle mówimy? - zapytał zdezorientowany Lucas. Wystawiłem język. - Co to znaczy? - zapytał.
- Im później się dowiesz tym lepiej dla ciebie - powiedziałem. Podniosłem się delikatnie, podnosząc jednocześnie Shanti. Zeszła z moich kolan i odsunęła się. - Jak się dowiem, że dalej cię krzywdzi to się dowiem który to i sobie inaczej pogadamy - ostrzegłem. Lucas się uśmiechnął delikatnie. Oboje wyszli z chaty medyczki, a ja usiadłem obok Afry, przyglądając się jej.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz