Rozdział 49

0 0 0
                                    

Jechaliśmy jakiś czas w ciszy przez las. Lucas się nie odezwał, ale siedział cały spięty. Chyba się bał. Westchnąłem cicho.
- Lucas przepraszam - powiedziałem cicho. Spojrzał na mnie okrągłymi oczami. - Nie powinieneś tego słyszeć... Nie powinienem się wściekać... - westchnąłem. - Nie bój się mnie, tobie krzywdy nigdy nie zrobię - obiecałem. Wtulił się we mnie, co mnie trochę zdziwiło. Ale pogłaskałem go delikatnie po włosach. - To jest właśnie młodsze rodzeństwo... Nie zawsze jest kolorowo - powiedziałem.
- Dlaczego go wcześniej pobiłeś? - zapytał chłopiec wpatrując się w moje oczy. Odwróciłem wzrok. Westchnąłem.
- Pamiętasz jak twoja mama leżała u medyczki i nawet nie mogła się do was odezwać? - zapytałem. Chłopiec pokiwał głową. - Jak poszliście to później Niedźwiedzi Kieł chciał jej zrobić krzywdę na moich oczach i się wściekłem... Słodka Śmierć nie umiała nas rozdzielić, a później dłuższy czas nie mogła tego opatrzyć - powiedziałem zmieszany. Chłopiec patrzył na mnie ogromnymi ze strachu oczami. Westchnąłem. Dałem mu dzidę. - Możesz zapolować, bo w moich rękach może się to okazać dużo bardziej niebezpieczne - powiedziałem półżartem chcąc rozluźnić atmosferę. Nie udało mi się to jednak za bardzo.
- A dlaczego się pobiłeś z Niedźwiedzim Kłem? - zapytał jeszcze raz chłopiec jakby zastanawiając się nad czymś.
- Bo nie pozwolę mu zrobić krzywdy ani tobie, ani twojej siostrze, a w szczególności nie twojej matce - odpowiedziałem. - Mogę cię zaprowadzić do niej, jeśli chcesz - dodałem zrezygnowany. - Teraz zniszczyłem to, na co pracowałem przez ten czas, prawda? - zapytałem smutny. Chłopiec patrzył na mnie zdezorientowany.
- Na co pracowałeś? - zapytał zdziwiony.
- Żebyście się mnie nie bali - mruknąłem. - Chcesz iść do mamy? - zapytałem ponownie. Pokręcił głową i się do mnie przytulił.
- Nie powiem nic mamie - obiecał. - I też będę ją bronił - dodał. Uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Mały bohater - zaśmiałem się. - Musimy coś upolować, bo nas Prędka Bryza udusi - dodałem. Resztę dnia polowaliśmy.

Jechaliśmy już w kierunku obozu. Mijaliśmy maliny i wyskoczyła na nas przestraszona Shanti. Zeskoczyłem z Wichra i ściągnąłem jej brata.
- Gdzie masz mamę? - zapytałem zdezorientowany.
- Siedzi - powiedziała przestraszona dziewczynka. Chłopiec przedarł się przez krzaki szukając Afry.
- Mamo? - zapytał klękając obok niej. Pobiegłem za nim.
- Afro? Afro? Afro? - wołałem, delikatnie nią potrząsając, ale ona nie reagowała. Obydwoje dzieci patrzyły na mnie przestraszone. Wziąłem głęboki oddech, żeby się uspokoić. Schyliłem się do niej i przyłożyłem usta do jej czoła. Ostatnio Słodka Śmierć powiedziała, że tak łatwiej sprawdzić czy ktoś ma gorączkę.
- Co się dzieje Victor? - zapytała słabo.
- Od kiedy ty masz taką gorączkę? - zapytałem. Podniosłem się i zmoczyłem dłoń w rzece niedaleko. Przyłożyłem jej mokrą rękę do czoła. Na jej twarzy pojawiła się lekka ulga. - Rano jeszcze nie miałaś - dodałem. Zamknęła oczy i zaczęła odlatywać. - Nie zasypiaj - powiedziałem próbując ją rozbudzić.
- To zwykły ból głowy - stwierdziła. - Zaraz przejdzie...
- Przejdzie jak pójdziemy do Słodkiej Śmierci - odparłem podnosząc ją. - Chodźcie - rzuciłem do dzieci i chwyciłem uwiąz Wichra.
- Victor postaw mnie na ziemi - poprosiła. - Nic mi nie jest - dodała. - Proszę postaw mnie na ziemi... - poprosiła. Niechętnie wykonałem jej polecenie, idąc niemal krok w krok za nią. Niedługo później nogi zaczęły jej się plątać i omal nie upadła.
- Chodz - powiedziałem. - Zaraz się przewrócisz - dodałem. Pokręciła głową i uparcie szła dalej. - Afro...
- Znowu ktoś ci zarzuci, że ciągle mnie niańczysz... - powiedziała. Zdenerwowało mnie to i podniosłem ją sadzając na swoim biodrze.
- Nie obchodzi mnie ani mój głupi brat, ani Prędka Bryza ani żaden inny wojownik - powiedziałem. Poczułem jak Afra osuwa się na moim ramieniu. - Hej, hej, ale nie zasypiaj - powiedziałem. Wtuliła się we mnie, ale czułem jak traci siły. Odstawiłem Wichra i niemal biegiem poszedłem do chaty medyczki. Zacząłem pukać do drzwi, chyba ciut za mocno.
- Czy ty jesteś normalny? - zapytała zła Słodka Śmierć.
- Słodka Śmierci... - zacząłem, ale nie skończyłem. Dziewczyny wymieniły się spojrzeniami.
- Zaraz podam napar - odparła. - Złagodzi ból i gorączkę - wyjaśniła. Zniknęła w chacie, a po chwili przyniosła jakieś naczynie. Afra wypiła szybko zawartość i już kilka chwil później siły zaczęły jej wracać. - To jest całkowicie normalne - powiedziała. Delikatnie postawiłem Afrę na ziemi.
- W jaki sposób "normalne" - oburzyłem się.
- Zwykłe zmęczenie - odpowiedziała medyczka. - Praca w słońcu i zmęczenie spowodowały gorączkę - wyjaśniła.
- Mówiłam, że to nic takiego - odparła Afra. Zmierzyłem ją wzrokiem. Nie wyglądało to dobrze.
- Wyobraź sobie, że tańczysz z dwoma sercami, oddychasz czterema płucami, dźwigasz w brzuchu ciężar dwóch światów i oddajesz światu nowe życie krzycząc - zacytowała, tak dobrze znane mi słowa...
- Co nam zrobić? - zapytałem zmartwiony.
- Nie kontroluj ją na każdym kroku, bo to jeszcze bardziej męczące - zaśmiała się medyczka. Westchnąłem niezadowolony. Podziękowaliśmy jej u poszliśmy do chaty, gdzie dzieci już na nas czekały, bawiąc się z Piorunem. Afra usiadła pod ścianą, a ja usiadłem obok dzieci przyglądając się mi. Po chwili Afra podpełzła do nas na czworaka. Pocałowała mój policzek siadając obok mnie. Patrzyła na dzieci w ciszy.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę wygrzewać się w ogniu - rzuciłem po chwili. Dzieci zapiszczały radośnie. - Trzeba zanieść zwierzynę na ognisko - dodałem. Pomogłem wstać dziewczynie. Wyszliśmy z chaty, a Afra wzięła nożyk. Usiedliśmy przy ognisku. - Daj, pomogę ci - zaproponowałem.
- Chcesz, żebym znowu opatrywała ci palce? - zapytała z uśmiechem.
- Już się nauczyłem - odparłem również się uśmiechając. Pocałowała mnie w policzek, ale nie oddała nożyka. Skończyła królika i zaniosła go na ognisko, a ja wziąłem nożyk. Wróciła z nornicą w rękach.
- Oddaj mi to - poprosiła. Pokręciłem głową. - No daj... - poprosiła siadając obok mnie i całując w policzek.
- Nie oddam - powiedziałem zabierając jej nornicę. Wstała obrażona i poszła do chaty. Skończyłem zwierzę i odniosłem na ognisko, po czym poszedłem jej szukać. Klęczała w spiżarni, szukając czegoś. - I czego ty tak szukasz na klęczkach w spiżarni? - zapytałem. Chwyciła opatrunki i podniosła się.
- Wiedziałem, że ci się przyda - powiedziała ze śmiechem. Coś ukrywała... Opatrzyła mi rękę i wzięła jakąś linę, po czym związała mi dłonie. - Teraz mi nie ukradniesz pracy - powiedziała zadowolona, całując mnie w policzek.
- Afro! - zawołałem rozbawiony. Uśmiechnęła się i poszła w kierunku ogniska. - Odwiąż mnie - poprosiłem idąc za nią. Pokręciła przecząco głową. Lina była słaba i jestem pewny, że dałbym sobie z nią radę, ale postanowiłem nie rozrywać liany. Może tak czuła się bezpieczniej? Jednak dla mnie na pewno nie było to komfortowe... Usiadła przy ognisku i wzięła nornicę. - Nie zrań się - poprosiłem. Zaniosła gotowe zwierzę na ognisko. - Uwolnisz? - zapytałem.
- Zastanowię się - odpowiedziała z uśmiechem. Pocałowałem jej w czoło.
- Lucas! Shanti! - zawołałem. Spojrzała na mnie zdziwiona. Po chwili dzieci przybiegły. - Wracamy do chaty - powiedziałem i poszły w kierunku chaty. - Weźcie mnie rozwiążcie - poprosiłem, a Afra zaczęła chichotać i rozwiązała lianę. Podniosłem ją delikatnie i zaniosłem do chaty. - Teraz to ja cię nie puszczę - powiedziałem. Wtuliła się we mnie.
- Nie musisz - odparła cicho. Usiadłem pod ścianą. Gładziłem jej włosy dopóki nie zasnęła. Pocałowałem czubek jej głowy, a po chwili sam zasnąłem.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz