Rozdział 91

0 0 0
                                    

Minął miesiąc. Jesień... Złota pora roku, jak to mówi Orzechowy Świt... Czułem się już dużo lepiej, ale krwawy kaszel znowu powrócił. Dostałem zakaz poruszania się poza obozem w samotności. Lucas prosił, żebym zawsze zabierał ze sobą albo jego, albo Feliksa, albo chociażby Mateo. Niechętnie się zgodziłem. Błądziłem po obozie nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Co Afra mogła robić kiedy nie mogła wychodzić z obozu?
"Pozwalali jej opiekować się dziećmi" - przypomniałem sobie. A ja przecież jestem za stary...
- Wilczy Kle? - usłyszałem za sobą. Spojrzałem na Zajęczego Susa. Uśmiechnąłem się lekko. - Nie poznałem cię prawie - przyznał. - Zmieniłeś się - powiedział przyglądając mi się. Od jakiegoś czasu też nie wychodził z chaty i nie mieliśmy możliwości pogadać wcześniej. Na ręku miał małe dziecko. - Stało się tak jak mówiłeś - mruknął, gdy zauważył, że przyglądam się chłopcu. - Nawet się nie spostrzegłem, a moja córka miała chłopaka i była w ciąży - odparł zrezygnowany. - Mój syn też sobie kogoś znalazł - dodał. Uśmiechnąłem się rozbawiony.
- Ja za to dostałem zakaz opuszczania obozu - powiedziałem rozbawiony. - Chcesz iść ze mną? - zapytałem. Spojrzał na mnie zdziwiony. - Sam wyjść nie mogę, ale razem chyba będziemy mogli iść - stwierdziłem.
- Mi też nie pozwalają - odpowiedział roześmiany. - A czemu tak cię pilnują? - zapytał. Spojrzałem na siebie. Nadal miałem ślady po bójce z Ropuszym Śpiewem.
- Bo ktoś usilnie pragnie, żebym położył się obok Afry - mruknąłem pokazując jedną z bardziej widocznych ran.
- Kto? - zdziwił się.
- Ropuszy Śpiew - odpowiedziałem. - Podobno zabił i Niedźwiedziego Kła i mojego ojca - dodałem zły. - Afrę zastrzelił na moich oczach i teraz poluje na mnie - powiedziałem.
- Ciebie porwali? - zapytał po chwili zastanowienia. Niepewnie pokiwałem głową. - Ci najeźdźcy? - zapytał.
- Z Ropuszym Śpiewem na czele - potwierdziłem.
- Dlatego tak schudłeś? - zapytał zmartwiony.
- Głodził nas - odpowiedziałem. Mężczyzna westchnął.
- Aż dziwnie widzieć cię takiego - przyznał. - Taki niebezpieczny i silny wojownik na łasce innych i tak chudy, że widać wszystkie kości - powiedział.
- Dzięki - mruknąłem obrażony. Poszedłem w kierunku wyjścia z obozu.
- Gdzie idziesz? - zapytał łapiąc moją rękę zdziwiony.
- Przejść się - odparłem. - Idziesz ze mną czy nie? - zapytałem.
- Idę z tobą - powiedział.
- Uwaga na Ropuszy Śpiew, bo może się gdzieś tu kręcić - powiedziałem. Wyszliśmy razem z obozu. Śmialiśmy się przemierzając tak znany dobrze nam las. Od zawsze uwielbiałem to miejsce. Nasza wędrówka zakończyła się nad rzeką. Dziecko na jego rękach zaczęło kwilić.
- Miałem go nie zabierać z obozu - powiedział spanikowany.
- Daj mi go na chwilę - poprosiłem. Spojrzał na mnie zdziwiony. - Zaraz ci go oddam - obiecałem. Dał mi chłopca, a ja podniosłem się i poszedłem w kierunku z którego przyszliśmy. Spanikowany Zajęczy Sus pobiegł za mną. Stanąłem przy krzaku malin. Zerwałem kilka owoców i podałem maluchowi. Zaczął jeść, przestając marudzić. Uśmiechnąłem się. - Cały czerwony, ale przynajmniej szczęśliwy - powiedziałem rozbawiony.
- Skąd wiedziałeś, że to go uspokoi? - zdziwił się mężczyzna.
- Afra mi to kiedyś pokazała - przyznałem. - Bliźniaki nie chciały się uspokoić i też zaczęła im dawać maliny - powiedziałem. Pogładziłem chłopca po włosach. - Podobny do ciebie - powiedziałem. Uśmiechnął się biorąc wnuka. Chłopiec miał jednak inne zdanie i zaczął wyciągać do mnie rączki. Zaśmiałem się. Mężczyzna spojrzał na mnie niezadowolony, a po chwili przerażony wpatrywał się w punkt za mną. Wiedziałem na co patrzył. Ropuszy Śpiew za mną stał. Odwróciłem się z rozmachem wymierzając pięść w twarz... Orzechowego Świtu... Zdążyłem się zatrzymać, nim go uderzyłem, ale przerażony mężczyzna już odskoczył. - Nie stój za mną, bo oberwiesz - fuknąłem. Kawałek dalej stał niezadowolony Lucas. Podszedł do mnie widząc, że na niego patrzę.
- Miałeś nie wychodzić sam z obozu - powiedział.
- Nie wyszedłem sam - zaprotestowałem. - Poszedłem z Zajęczym Susem - odparłem.
- I małym dzieckiem - zauważył Lucas. - Jego matka wie? - zapytał. Mężczyzna odwrócił wzrok zmieszany i przytulił swojego wnuka. - Brawo - powiedział. - W tym momencie wracacie do obozu. Obaj - podkreślił wyraźnie zły. Podszedłem do Zajęczego Susa.
- Wybacz... - szepnąłem do niego. - Nie wiedziałem, że będzie się tak pieklił - mruknąłem.
- Stój - powiedział. - Myślisz, że cię nie słyszę? - zapytał zły. Odwróciłem się i uśmiechnąłem lekko.
- To chodź i mnie uderz - powiedziałem wzruszając ramionami. Westchnął. - Boisz się? - zapytałem unosząc brew. Zmieszał się. - Czego się boisz? Mnie? - zapytałem. Podszedł do mnie niepewnie. Podniosłem go do góry i posadziłem na swoim biodrze. Chciał zejść, ale mu nie pozwoliłem. - Widać, że mój synek, bo tak samo jak ja nagina zasady - szepnąłem mu do ucha rozbawiony. Widziałem, że się rumieni. - I wiesz, że mnie nie powstrzymasz, bo jesteś taki sam - szepnąłem całując go w policzek. Przytulił mnie delikatnie, a ja postawiłem go na ziemi. - I żeby mi to było ostatni raz - powiedziałem. Pokiwał głową. Wróciłem do Zajęczego Susa. Patrzał na mnie zdezorientowany.
- Coś ty mu powiedział? - zapytał zmieszany.
- Samą prawdę - odpowiedziałem rozbawiony. - Idziesz do tego obozu? - zapytałem. - Czy wolisz, żeby córka cię udusiła? - zaśmiałem się. Pokiwał głową i poszedł za mną. Wróciliśmy do obozu.
- Co ty mu powiedziałeś? - zapytał Zajęczy Sus. - Cały się zarumienił - powiedział zdezorientowany. Zaśmiałem się.
- Powiedziałem, że widać, że moje dziecko, bo tak samo nagina zasady jak ja - odparłem. Mężczyzna uśmiechnął się lekko. Po chwili przybiegła jakaś młoda, zdenerwowana dziewczyna. Zabrała chłopca z rąk wojownika. Przyglądałem się jej.
- Nawet nie próbuj - warknął ostrzegawczo Zajęczy Sus do mojego ucha. Schyliłem się do niej.
- A ile ty masz lat dziewczynko? - zapytałem zdziwiony. Patrzyła na mnie zdezorientowana.
- Trzydzieści dwa - odpowiedziała zmieszana. Pokiwałem głową.
- Wyglądasz na mniej - przyznałem.
- Dziękuję? - zmieszała się jeszcze bardziej.
- Co ty robisz? - zapytał zły Zajęczy Sus. Spojrzałem na niego zdziwiony. - Moją córkę zaczepiać? - zapytał zły. - Przecież wiesz, że jest w podobnym wieku do Lucasa i Shanti - powiedział. Pokręciłem głową.
- Przecież Lucas ma jakieś dwadzieścia dwa lata - odpowiedziałem zdziwiony. Teraz to Zajęczy Sus wyglądał na zdezorientowanego.
- O czym ty mówisz? - zdziwił się.
- Nie wiem o co ci chodzi - odpowiedziałem. Zaczęła boleć mnie głowa. - Muszę już iść - powiedziałem odchodząc. Przycisnąłem palce do skroni. Coś było nie tak. Głowa mnie tak bolała, że nie widziałem już gdzie idę.
- Tato? - zapytał zdziwiony Mateo, gdy omal go nie przewróciłem.
- Tak? - zapytałem uśmiechając się delikatnie. - Co się stało?
- Dobrze się czujesz? - zapytał zmartwiony.
- Oczywiście - odpowiedziałem.
- Mam poszukać Lucasa? - zapytał. - Albo zaprowadzę cię do Słodkiej Śmierci - stwierdził.
- Nie męcz jej - odparłem. - A od twojego brata właśnie wracam - powiedziałem. Poczułem jak robi mi się słabo. Oparłem się o ścianę domu i zjechałem w dół, siadając.
- Tato co się dzieje? - zapytał spanikowany chłopiec. Nie odpowiedziałem już. Zemdlałem.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz