Rozdział 48

0 0 0
                                    

Jechaliśmy w kierunku obozu. Usłyszałem coś za sobą. Odwróciłem się.
- Tacy ślepi jesteście? - zapytała Afra na tyle głośno, żebyśmy zareagowali. Shanti zaczęła chichotać, a ja zawróciłem Wichra zdezorientowany.
- Gdzie byłyście? - zapytałem zeskakując, ciągle trzymając Lucasa.
- Stałyśmy przy malinach i Shanti do was machała - odparła. Dziewczynka ledwo stała na nogach przez śmiech.
- A-ale my patrzyliśmy i nikogo nie widzieliśmy - odpowiedziałem jąkając się trochę dla żartu. Nie było ich tam, a ich zachowanie to potwierdzało. Obie wybuchnęły śmiechem.
- Wkręcają nas. Nie widzisz? - zapytał Lucas. Uśmiechnąłem się rozbawiony. Afra przytuliła synka.
- Spostrzegawczy jesteś - stwierdziła, całując go w czoło i poprawiając jego blond czuprynę. Po chwili dzieci pobiegły nad rzekę, a Afra wróciła do malin. Podszedłem do niej i uklęknąłem przed nią. Nie mogłem się powstrzymać przed delikatnym oparciem głowy o jej już dość widoczny brzuch. Patrzyłem na nią. Uśmiechnęła się zaskoczona. Schyliła się i pocałowała czubek mojej głowy. Jej włosy lekko spadły na mnie, delikatnie łaskocząc moją twarz. Podniosłem się nie chcąc, żeby się ciągle schylała i pocałowałem ją. Oddała pocałunek, a ja ją podniosłem delikatnie. Pisnęła przestraszona. Zaśmiałem się całując jej policzek. Zaniosłem ją nad rzekę i postawiłem na brzegu. Zaczęła przyglądać się synkowi. - Victor... Gdzie ona jest? - zapytała przerażona, zobaczywszy brak córki. Rozejrzałem się szybko. Dostrzegłem dziewczynkę schowaną w malinach.
- Tam są maliny, widzisz? Za krzakami się bawi - powiedziałem pokazując w jej kierunku. Odetchnęła z ulgą. - Chcesz sprawdzić? - zapytałem nie chcąc, żeby się bardziej stresowała. Kiwnęła głową i poszliśmy w tamtym kierunku. Dziewczynka zrywała owoce. - Nie ma się czego bać, widzisz? - odparłem delikatnie całując tył jej głowy. Uśmiechnęła się lekko. - Lucas co ty wyprawiasz w tej wodzie? - zawołałem do chłopca. Mieszał rękami w wodzie, a po chwili podbiegł do nas trzymając rybę w rękach.
- Bawiłem się i sama do mnie podpłynęła - powiedział z dumą, wtulając się w matkę. Pogłaskała go po włosach, a on posłał mi dumną minę. Rzuca mi wyzwanie? Konkurencja o jego matkę? A może mi się przywidziało?
- Nadal nie mogę uwierzyć, że tak urosłeś... Niedługo będziesz większy ode mnie - powiedziała Afra przytulając go. Ona jest dużo niższa ode mnie, Niedźwiedziego Kła czy Prędkiej Bryzy. Myślę, że wszystkie jej dzieci raczej ją przerosną... Ona cały czas wygląda jak wtedy gdy ją znaleźliśmy, w ogóle nie urosła... Dlaczego ja byłem taki głupi? Nie myślę racjonalnie w jej towarzystwie. Ale więcej już nie popełnię swoich błędów.
- Chcecie wracać do obozu? - zapytałem. Afra pokiwała głową.
- Już późno - stwierdziła chwytając ręce dzieci i poszła w kierunku obozu. Pobiegłem po Wichra stojącego przy drzewie. Wróciłem do obozu chwilę po nich. Afra siedziała już przy ognisku, a dzieci biegały po obozie. Odprowadziłem Wichra do stajni i wróciłem do ogniska, siadając obok dziewczyny. Objąłem ją ramieniem i delikatnie pocałowałem. Oddała pocałunek wtulając się we mnie. Niedługo później przyszły zmęczone dzieci. Afra się podniosła i zaprowadziła je do chaty. Siedziałem jeszcze chwilę przy ognisku, ale Afra długo nie wracała. Podniosłem się i poszedłem do chaty. Klęczała cała spanikowana, próbując się podnieść.
- Spokojnie - powiedziałem. Podszedłem do niej i delikatnie ją przytuliłem. Zastanawiałem się co się stało. Może była aż tak osłabiona...? Wtuliła się we mnie, a ja zacząłem głaskać ją po włosach. Usiadłem przy ścianie, sadzając ją na swoich kolanach. Nie protestowała... Pozwalała mi na jakikolwiek ruch... Spowrotem wbiła się w moją klatkę spanikowana. Gładziłem jej włosy dopóki nie poczułem, że zasnęła. Nadal trzymała mnie, ale nie aż tak mocno. Chciałem się delikatnie poprawić, ale jej dłonie od razu mocniej się zacisnęły na moich plecach. Głaskałem ją, chcąc ją na nowo uspokoić. Złożyłem pocałunek na jej skroni. Przyglądałem jej się. Spała spokojnie. Po chwili również zasnąłem.

Minął jakiś tydzień od tego czasu. Afra faktycznie nabrała więcej sił i zachowywała się normalnie. Może oprócz jednego szczegółu...
Poczułem, że zaczęła wstawać i krążyła po pokoju szukając czegoś. Nie budziła dzieci, a widocznie chciała gdzieś iść.
- Gdzie idziesz? - zapytałem sennie trąc oczy.
- Przejść się - odparła. Usiadłem. Już wiedziałem gdzie idzie.
- A tak serio? - zapytałem wstając. - Idziesz pilnować tych nasion? - zapytałem rozbawiony. - Patrzysz na nie całymi dniami, jakby miały magicznie wyrosnąć.
- Ciekawa jestem... - odpowiedziała cicho, a ja ją przytuliłem.
- Mam nadzieję, że to dziecko nie będzie tak głupie jak ja - powiedziałem całując czubek jej głowy.
- Nie podoba mi się, jak tam mówisz - stwierdziła. - Nie jesteś głupi - dodała. Założyłem kosmyk jej włosów za ucho, lekko się śmiejąc. Patrzyła w moje oczy, co wywołało u mnie uśmiech. Podniosłem ją delikatnie i oparłem o swoje biodro, całując jej policzek. Oplotła rece wokół mojej szyi, a nogi wokół bioder, wtulając się we mnie.
- Braciak idziesz na polowanie...? - zapytał Niedźwiedzi Kieł, a widząc nas urwał. Przyglądał się mi z błyskiem w oku. Widziałem, że się ze mnie śmieje. Ale mnie to nie obchodziło, co wyraźnie mu pokazałem, przewracając oczami. - Myślałem, że skończyłeś z niańczeniem jej - powiedział obojętnym głosem. Czułem jak Afra się spina lekko. Byłem zły na brata. Nie będzie jej straszył. Nie pozwalam mu na to. - Idziesz na polowanie? - powtórzył.
- Tak. Poczekaj zaraz przyjdę - powiedziałem ostrym tonem, którego zawsze używałem, gdy chciałem go skarcić.
- Nie spinaj się tak - zaśmiał się. Wyszedł z chaty, a ja cicho westchnęłam. Delikatnie postawiłem Afrę na ziemi. Nie protestowała. Patrzyła na mnie smutnymi oczami.
- Wrócę niebawem - obiecałem całując jej czoło. - Lucas? - zapytałem podchodząc do chłopca. Zacząłem go budzić, ale ostatecznie po prostu go podniosłem. Wyszliśmy z chaty. Afra też zbierała się do pójścia w pole.
- Mój łaskawy braciszek raczył się pojawić - zadrwił Niedźwiedzi Kieł, gdy mnie zobaczył.
- Mój łaskawy braciszek mógłby nie wtrącać się wszędzie - spapugowałem go.
- Obraziłeś się? - zapytał rozbawiony. Westchnąłem.
- Idziesz czy będziesz mi wypominać wszystko? - zapytałem. - Bo ja też tak potrafię - dodałem zły.
- Już, już spokojnie braciak - odparł. Poprawiłem Lucasa na swojej ręce. Niedźwiedzi Kieł znowu zaczął się śmiać. Ominąłem go i wszedłem do stajni. - Już wiem czemu ty jesteś taki spokojny - powiedział rozbawiony. - Przed dzieckiem musisz być idealny - drwił ze mnie.
- Nie będę mu dawał złego przykładu, ale jak będzie trzeba to i tak ci się dostanie - odwarknąłem już naprawdę zdenerwowany. Posadziłem Lucasa na Wichrze i wskoczyłem za niego.
- Bo Afra będzie zła? - śmiał się. - Kiedy nie patrzy jesteś taki odważny, jak ktoś próbuje na nią coś powiedzieć, a kiedy jesteś z nią to zrobiłeś się strasznym mięczakiem - odparł rozbawiony. Schyliłem się do niego i chwyciłem go za koszulkę podnosząc do góry.
- Jeszcze słowo o niej, a ojciec cię nie pozna. Załatwię cię lepiej niż ostatnio - zagroziłem, po czym go puściłem i odjechałem. Lucas patrzył na mnie zdezorientowany i przestraszony. Westchnąłem nie wiedząc co powiedzieć.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz