Rozdział 16

1 0 0
                                    

Usłyszałem pukanie do drzwi, jednak nie przejąłem się tym zbytnio. Leżałem nadal. Usłyszałem kroki.
- Braciak pobudka! - krzyknął mi do ucha Charli budząc mnie. Spojrzałem na Afrę. Czułem jak się czerwienie.
- Wyjdźcie zaraz będę gotowy - wydusiłem coraz mocniej się czerwieniąc. Naciągnąłem na siebie mocniej futro, którym byłem przykryty. Afra też była czerwona. Oboje wyszli pośpiesznie. Ubrałem się szybko i poszedłem do nich.
- Kiedyś cię zgubi to twoje nienoszenie spodni - zaśmiał się mój brat.
- Tsa... Kiedyś na pewno - mruknąłem. Odchrząknąłem, żeby mój głos przestał drżeć. - Idziemy? - zapytałem starając się brzmieć jak najnormalniej. Kiwnęli głowami. Poszliśmy w kierunku stajni. Posłałem "oczko" do brata, po czym chwytając Afrę, posadziłem ją na Wichrze.
- Ej! - krzyknął mój brat. - Bez takich!
- Wicher jest spokojniejszy - odpowiedziałem. - Pilnuj Lucasa, żeby nie spadł - dodałem wskakując przed dziewczynę.
- Popamiętasz mnie za to - odparł obrażony Charli. Wskoczył na Nadzieję sadzając chłopca przed sobą.
- Gdzie się wybieracie? - usłyszeliśmy Prędką Bryzę. Pięknie... Jeszcze jego tu brakowało... - Chyba nie zamierzacie uciekać? - zadrwił.
- Wrócimy wieczorem - powiedziała Afra.
- Gdzie jedziecie? - upierał się przy swoim syn wodza.
- Tam, skąd przez ciebie mnie wyrzucili - powiedziała widocznie wściekła dziewczynka. Potraktowała go bardzo nieprzyjemnym spojrzeniem. On jednak się nie przejął tym uśmiechając się.
- W takim razie miłej podróży - powiedział. Coś jest na rzeczy. Prędka Bryza NIGDY nie odpuszcza.
- Coś jest na rzeczy - powiedziałem swoje obawy na głos. - Nigdy tak szybko nie odpuszcza - powiedziałem. Wyjechaliśmy z obozu i skierowaliśmy się w las. Afra prowadziła mnie, a ja jechałem za jej wskazówkami. Długo nam zajęło dojechanie tam. Gdy dojechaliśmy do jakichś dwóch chatek dziewczyna wręczyła mi swoją córeczkę. Zeskoczyła z Wichra i zaczęła się rozglądać.
- Zamroczony Uśmiechu...? Gnijący Potoku...? - wołała niepewnym głosem. - Anastasia...? Feliks...? - nie poddawała się. Pobiegła do drugiej chatki. - Lucas...? Archie...? - wołała, a jej głos był bliski płaczu. - Nikogo tutaj nie ma! - powiedziała zrozpaczona.
- Może są w polu? - zasugerował Charli.
- Albo krążą po lesie? - zapytałem.
- Może gdzieś pojechali? - nie poddawał się mój brat. Dziewczyna była na skraju płaczu.
- Pewnie zaraz wrócą - zapewniłem. - Nie wiedzieli, że się zjawimy - zauważyłem. Otarła oczy.
- A jeśli to on im coś zrobił...? - zapytała słabym głosem. Usiadła na ziemi. Zeskoczyliśmy z koni. - Możemy poczekać? - zapytała z nadzieją. Skinęliśmy głowami. Po to tu przyjechaliśmy. Charli poszedł przywiązać konie do pobliskiego drzewa. - Mogą być nad rzeką - powiedziała po chwili. - Pójdę sprawdzić - dodała zrywając się z miejsca.
- Pójdziemy z tobą - zaoferował mój brat. Pokręciła głową.
- Zaraz wrócę, poczekajcie - powiedziała i poszła gdzieś. Charli stanął przy drzewie.
- Idziesz? - zapytałem podążając w ślady za dziewczynką.
- Kazała czekać - odparł mój brat.
- I ty zamierzasz jej się posłuchać? - zdziwiłem się. Pokręcił głową i poszliśmy za nią. Usłyszeliśmy jakąś rozmowę. Staliśmy za daleko, by usłyszeć co dokładnie mówią.
- Zostaw mnie! Już jestem zaręczona! - usłyszeliśmy krzyk Afry. Oboje poszliśmy szybkim krokiem w tamtym kierunku.
- Ale jak to? Chcę go poznać! Wybije mu ten głupi pomysł z głowy! - darł się jakiś otyły chłopak.
- Puść mnie to boli! - krzyknęła Afra. Nikt nie zareagował.
- Zostaw moją żonę - warknął mój brat. Spojrzała na nas z wyraźną ulgą.
- Jaką żonę?! - krzyknął otyły chłopak.
- Moją - odpowiedział mój brat uśmiechając się i stosując na nim swoje specjalne spojrzenie. Zawsze dzięki niemu dostawał wszystko czego chciał. Uwolnił dziewczynę, która schowała się za nami biorąc dzieci na ręce.
- Czyje to dzieci? - zapytała zaskoczona kobieta. Po zachowaniu Afry wywnioskowałem, że to może być Gnijący Potok.
- Moje - odpowiedziała.
- Nasze - poprawił ją mój brat, za co oberwał w kostkę. Stałem w ciszy mierząc spojrzeniem wszystkich zgromadzonych. Brat próbował po mnie powtórzyć.
- Nie pozwalam na to! - warknął jakiś facet. Nie odzywał się do tej pory. Afra zadrżała jak tylko się odezwał. Czułem to, bo wkleiła się w moje plecy. - Masz porzucić te niczyje dzieci!
- Będziemy mieli własne - powiedział ten, który przed chwilą się do niej lepił.
- Uspokójcie się wszyscy - wtrąciła się jakaś kobieta, jak dotąd nieodzywiająca się. - Dopiero co wróciła, a już chcecie ją przegonić? - zapytała zła i zdegustowana. - Widzicie jak się was boi? - zapytała. Czując, jak Afra się rozluźnia, również wyluzowałem. Usłyszałem jakiś szmer. Odwróciliśmy się. Jakiś chłopak szeptał jej coś na ucho, a ona nawet się uśmiechała.
- Ja też się cieszę Lucas - powiedziała.
- Teraz Szept Nocy - poprawił ją. - A Archie to Martwy Szczur - dodał. Mój brat położył jej dłoń na ramieniu. - Chodźcie do ognia. Świętujemy przesilenie wiosenne - zaprosił nas "Lucas" idąc w kierunku ogniska. Usiadłem obok brata. Wiedziałem, że mimo, iż na co dzień się bijemy, gdy będzie trzeba, razem mamy więcej siły. Będziemy walczyć ramię w ramię jeśli zajdzie taka potrzeba. Podszedł do nas jakiś chłopiec.
- Jak się nazywają? - zapytał wskazując na dzieci.
- Lucas i Shanti - odpowiedziałem. Chyba zbyt ostro, bo chłopiec się przestraszył.
- Jestem Feliks - przedstawił się. Wyglądał na jakieś osiem lat. - A to jest Anastasia - dodał pokazując nastolatkę przy wodzie. - Chcesz się ze mną pobawić Lucas? - zapytał mnie. Zmieszałem się, a Afra zachichotała.
- Jestem Wilczy Kieł - przedstawiłem się. - Lucas to ten mały - dodałem.
- Chcecie iść ze mną? - zapytał błagalnie.
- Mogę mamo? - zapytał Lucas.
- Ale masz się nie oddalać od Wilczego Kła - powiedziała. Podniosłem chłopca.
- Nie wiem dlaczego te dzieci mnie tak lubią - przyznałem.
- Bo z ciebie świetna niańka - odparł mój rozbawiony brat.
- Ciebie też zabawiałem - przypomniałem.
- Nie ma to jak starszy braciszek - odparł. - Tylko wiesz co cię zgubi - zaśmiał się.
- Nawet nie przypominaj - przewróciłem oczami. Poszedłem za chłopcem.
- Idziemy popływać? - zapytał Feliks stając nad brzegiem.
- Będziecie mokrzy - odpowiedziałem. - I się przeziębicie - odparłem. Chłopcy stracili humor. Podrzuciłem do góry Lucasa, którego nadal miałem na rękach. Pisnął przestraszony.
- Jeszcze raz! - zapiszczał, gdy odstawiłem go na ziemi.
- Ja też chcę! - pisnął starszy chłopiec.
- Ale cii, bo jak nas mamusia usłyszy to was zabierze - powiedziałem przykładając palec do ust. Pokiwali głowami i jeszcze kilka razy ich podrzuciłem. Postawiłem ich na ziemi, a oni się śmiali rozbawieni. - Zmęczeni? - zapytałem sam ciężko łapiąc oddech. Jednak swoje już ważą.
- My chcemy jeszcze raz - poprosił Feliks.
- Połamie się - jęknąłem zmęczony. Obaj się zasmucili. Westchnąłem i podrzuciłem najpierw jednego, a później drugiego. - Ale teraz już naprawdę dość - powiedziałem. - Duzi już jesteście - dodałem. Chłopcy poszli jeszcze pobiegać.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz