Rozdział 98

0 0 0
                                    

Ocknąłem się w chacie Słodkiej Śmierci. Zacząłem się dusić krwią... Znowu stary uraz musiał się odnowić... Lucas od razu rzucił się na moją szyję. Noah siedział obok niego przyglądając mi się.
- Tato jak mogłeś sobie nawet tak pomyśleć? - zapytał niezadowolony.
- Co się stało? - zapytałem słabo.
- Zabrałeś mnie i zacząłeś dziwnie nazywać tatusia a mnie nazywałeś jego imieniem - powiedział Noah. Patrzyłem zdziwiony na chłopca.
- Powiedziałeś, że nigdy cię nie zaakceptuje jako ojca - mruknął niezadowolony. Przytuliłem go delikatnie.
- Bo tak cały czas było - odpowiedziałem cicho. - Bardziej byłeś skłonny mnie poobijać niż polubić - mruknąłem. Przytulił mnie mocno.
- To czemu powiedziałeś, że będziesz walczyć? - zapytał zdziwiony.
- A dlaczego nie? Co ja miałem mu pozwolić cię zostawić gdzieś w lesie? Jak ostatnio? Przepłakałeś całą resztę dnia bojąc się każdego mojego ruchu - powiedziałem. - Jedyna rzecz którą tak dobrze pamiętam była twoja przerażona mina, gdy chciałem usiąść wygodniej - szepnąłem. - Uwiesiłeś się mojej szyi i dusiłeś mnie dopóki nie zasnąłeś wykończony płaczem - powiedziałem cicho. Mężczyzna zmieszał się lekko. Podniosłem się do siadu. Noah podpełzł do nas. - Uwierzysz, że twój tatuś był kiedyś taki mały jak ty? - zapytałem wnuka rozbawiony. - A większość zachowań zostało mu do tej pory - dodałem ze śmiechem. - Twoja matka wtedy wróciła cała we krwi... - przypomniałem sobie.
- Co jej się stało? - zdziwił się.
- Jej nic - odparłem. - Wracała z chaty Prędkiej Bryzy i to bardziej obawiałem się o niego, ale to była tylko krew poporodowa - powiedziałem rozbawiony. - Zapomniana Nadzieja się na niego wściekła i urodziła za szybko... - powiedziałem ciszej. Noah wdrapał się na moje kolana i przytulił się do mnie. - A mamusia cię na prawdę nie zacznie szukać? - zmartwiłem się. Lucas wyglądał na przerażonego. Podniósł syna i wybiegł z chaty medyczki. Westchnąłem kładąc się spowrotem.
- Victor...? - zmieszała się medyczka. Spojrzałem na nią. - Jak się czujesz...? - zapytała.
- Jak widzisz, jeszcze żyje - powiedziałem rozbawiony.
- Chcesz zioła? - zapytała. Oparłem się o ścianę i poprawiłem. Spojrzałem na nią przez co się zmieszała. Przywołałem ją ruchem ręki i usiadłem normalnie. Otuliłem ją ramieniem, a ona wtuliła się we mnie przepraszając mnie.
- Ciii... - szepnąłem. - Nie płacz przecież nic się nie dzieje - powiedziałem. Pokiwała głową wtulając się w mój bok. Zaczęła przysypiać, a ja nie wiedziałem co mam zrobić. Po chwili wrócił Lucas i zmieszał się widząc śpiąca medyczkę. - Jak będę umierać to ani mi się waż mnie tu przyprowadzić - powiedziałem. Usiadł obok mnie, a ja posadziłem go na swoich kolanach. - Ona chyba nie skończy mnie przepraszać i płakać za każdym razem gdy mnie zobaczy - mruknąłem. Chłopak uśmiechnął się delikatnie. Pocałowałem jego włosy. Po chwili oboje zasnęliśmy.

Minęło pół roku. Zima. Idąc przez obóz prawie się przewróciłem kilka razy. Prawa noga nie dawała oznak życia, ciągle chacząc się o większe grudki śniegu. Zacząłem podpierać się kijem, tak jak polecili mi Mery z Orzechowym Świtem. Pomagało to trochę i łatwiej się chodziło. Lucas już odkrył mój mały sekrecik zapominania i obiecał, że pomoże mi wszystko przypomnieć. Za niedługo Ava i Mateo otrzymają nowe imiona. Będę miał więcej rzeczy do zapamiętania...
Siedziałem przy ognisku, gdy zostałem zaatakowany przez dzieci. Uśmiechnąłem się rozbawiony. Posadziłem jedno z dzieci na swoich kolanach. Kilka innych poszło za jego przykładem.
- Połamiecie mnie kiedyś - westchnąłem rozbawiony. Przytuliłem ich. - I co? Lucas was przysłał? - zapytałem.
- Lwi Płomień - poprawił mnie Noah. Chwilę się zastanawiałem, który tak się nazywał.
- Czyli dobrze mówię... - powiedziałem zamyślony. Chłopiec pokiwał głową. - Kazał wam mnie sprawdzić? - zapytałem zrezygnowany.
- Powiedział, że możemy do ciebie iść, bo na pewno masz coś ciekawego do opowiedzenia - odparła Gaia. Zaśmiałem się lekko.
- On tak powiedział? - zapytałem rozbawiony. Dzieci pokiwały głowami. - O kim chcecie posłuchać? - zapytałem.
- O tobie - powiedziała Aurora.
- Ja nie przeżyłem nic ciekawego - odparłem. - Ale co innego wasi rodzice - powiedziałem z zadziornym uśmiechem. Wiedziałem, że Lucas będzie mnie gdzieś słuchał, więc postanowiłem skierować swoją opowieść jak najmocniej na niego. - Wiecie, że oni też kiedyś byli tacy mali jak wy? - powiedziałem. - Ale za szybko urośli - dodałem niezadowolony. - Lucas jak był w waszym wieku miewał dużo przygód - powiedziałem. Zacząłem opowiadać o jego wpadkach i śmiesznych sytuacjach. Nie zdążyłem opowiedzieć zbyt dużo, bo po chwili chłopak wyszedł ze swojej kryjówki cały czerwony.
- Tato... - powiedział zawstydzony. Zacząłem się śmiać.
- Wiedziałem, że będziesz słuchał - powiedziałem rozbawiony. - Za to twoja siostra była księżniczką mamusi - powiedziałem rozbawiony. - Shanti zawsze wszędzie za nią biegała i starała się jak najwięcej po niej powtórzyć. Podobne zachowania, sposób chodzenia - powiedziałem rozbawiony. - Bliźniaki zawsze trzymały się razem. Ale na początku upilnowanie tych dwóch urwisów wymagało nie lada wyzwania - dodałem. - Afra była nieprzytomna i to na mnie spadło pilnowanie raczkujących maluchów. Każdy biegł w inną stronę - powiedziałem załamany. - A ty im zawsze pomagałeś uciec - dodałem szturchając Lucasa. Zaczerwienił się. - Albo jako trzylatek uparł się, że chce zobaczyć swojego dziadka, więc razem z jego mamą i moim bratem jechaliśmy ich spotkać, a w końcu zostało na tym, że Lucas i Feliks chcieli cały czas się ze mną bawić i pół dnia ich podrzucałem w górę - powiedziałem. Chłopak znowu zaczął się czerwienić. Odwrócił głowę, żeby tego nie było widać. - Pamiętasz kto miał cię uczyć jeździć konno? - zapytałem. - Uparłeś się jak miałeś może z pięć lat, że chcesz, żebym zaczął cię uczyć - przypomniałem. - Albo różne zabawki składane z patyków i lian - przypomniałem rozbawiony. - Albo bunt małego Lucasa i próba ucieczki z obozu - powiedziałem. Wspominaliśmy dzieciństwo każdego z dzieci Afry. Maluchy słuchały z zaciekawieniem i śmiały się ze swoich rodziców. - Byłem kiedy się rodziłeś... - przypomniałem sobie. - Nigdy nie zapomnę jak wyglądał ten malutki chłopiec, którego podała mi Alyssa... Jak mi cię dała to już nie chciałem oddać - przypomniałem sobie rozbawiony. - Wyleciałem za to z jej chaty i stałem obrażony pod drzwiami - powiedziałem, po czym spojrzałem na Lucasa. - Nadal wyglądasz jak kiedyś, tylko trochę urosłeś - stwierdziłem. Przytulił się do mnie. Gadaliśmy jeszcze chwilę z dzieciakami odpowiadając na ich pytania, po czym poszliśmy wszyscy spać.

Obudziłem się gdy coś zaczęło się po mnie wspinać i położyło się na moim brzuchu.
- Lucas...? - zapytałem cicho. Przetarłem oczy i spojrzałem na chłopca. Prawie zgadłem.
- Leo - poprawił mnie. Wtulił się w moją klatkę.
- Co tu robisz? - zapytałem.
- Chce spać z tobą - stwierdził. Westchnąłem rozbawiony.
- Mamusia będzie się martwiła - zauważyłem.
- Jest zajęta z tatusiem - odparł chłopiec. Westchnąłem i podniosłem się powoli podnosząc zarazem wnuka. Wyszedłem z sypialni i poszedłem schodami w górę. Pierwszy raz tu byłem...
- Gdzie?
- Tutaj - powiedział pokazując palcem. Wszedłem do środka i odwróciłem głowę Leo. Westchnąłem widząc co robią...
- Moglibyście ostrzec, że do mnie przyjdzie, a nie mu traumę robić - mruknąłem niezadowolony. Oboje spojrzeli na mnie cali czerwoni. - Pamiętaj co ci mówiłem - rzuciłem do Orzechowego Świtu. Zamknąłem drzwi i zabrałem chłopca do siebie. Chłopiec wtulił się we mnie niemal od razu zasypiając. Leżałem gładząc jego plecy. Niedługo później też zasnąłem.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz