Rozdział 22

2 0 0
                                    

Jechałem ciągle słysząc za sobą śmiechy wojowników. Byłem już dość zdenerwowany bójką z bratem, a oni coraz bardziej mnie denerwowali.
- Wilczy Kle? - zapytał Zajęczy Sus, zrównując się ze mną.
- Co? - zapytałem zły.
- Uważaj, bo przed chwilą omal królika nie przejechałeś - odparł mężczyzna. Rozejrzałem się zdezorientowany. - Dobrze, że się rozglądasz, bo to znaczy, że wiesz, że wyjechałeś poza obszar - dodał rozbawiony. Zaczerwieniłem się. - Victor? - zapytał. - Victor? Victor tylko nam tu nie zemdlej - powiedział błagalnym głosem Zajęczy Sus, a wszyscy zaczęli się śmiać.
- Przecież cię słyszę - fuknąłem. - Zamyśliłem się...
- Nie reagujesz - odpowiedział Zajęczy Sus. Przewróciłem oczami. - Gdzie ty szybujesz tymi myślami? - zaciekawił się. Wzruszyłem ramionami i pojechałem w właściwym kierunku.

Wróciliśmy do obozu z dość obfitym łupem. Ciągle widziałem prześmiewcze spojrzenia rzucane w moim kierunku, ale nie zwracałem na to uwagi. Księżycowa Woda też wrócił, a mojego brata nigdzie nie było.
- Gdzie jest Charli? - zapytałem.
- Wrócił szybciej, bo się źle czuł - odpowiedział Księżycowa Woda. Poszliśmy w kierunku chaty. Afra siedziała pod drzwiami zwinięta w kulkę. Obok niej leżeli Shanti i Anthony, a Lucas krążył gdzieś w pobliżu. Podejrzewałem już co mogło się stać... Schyliłem się do niej.
- Afro? Afro? Afro! Słyszysz mnie? - pytałem delikatnie nią potrząsając. Była cała chłodna. Podniosła powoli głowę. Miała całe zapłakane oczy.
- Co się dzieje...? - zapytała słabym głosem.
- Też chcielibyśmy to wiedzieć - odparł mój ojciec. - Dlaczego tu siedzisz?
- Chodź pomogę ci wstać - zaoferowałem. Wyciągnąłem w jej kierunku rękę. Chwyciła mnie. Jej dłonie były lodowate. Pomogłem jej wstać. Podniosła Shanti i Anthonego, którego po chwili mi oddała. - Dlaczego tu siedziałaś? - zapytałem. Przetarła zapłakane oczy.
- Opiekowałam się nimi cały dzień, bo obawiałam się, że Lawendowa Perła może być zmęczona... A gdy wróciliśmy do obozu nigdzie jej nie było... Weszłam do chaty i zobaczyłam Lawendową Perłę z Niedźwiedzim Kłem... - wyłkała. Przytuliłem ją delikatnie gładząc jej plecy.
- Nie wiem co się dzieje z moim bratem... - przyznałem. - Pogadam z nim - obiecałem.
- Nie bij go - poprosiła mnie. Zdziwiło mnie to trochę. - To twój brat...
- Postaram się - obiecałem z niewielkim uśmiechem. - Chodźcie, pójdziemy do mnie - powiedziałem prowadząc ją w kierunku chaty. Księżycowa Woda wziął Lucasa. - Trzeba coś z nimi zrobić - dodałem. Odłożyliśmy wszystkie dzidy i inne niepotrzebne liany. Afra wzięła nóż i chciała iść oporządzać zwierzynę. - Jesteś zmęczona, jeszcze się nim potniesz - powiedziałem łagodnie, zabierając jej nóż.
- Nie jestem zmęczona - stwierdziła.
- Jesteś - odpowiedziałem uśmiechając się i podcinając jej nogi. Chwyciłem ją zanim upadła. - Widzisz jaka jesteś zmęczona? Nawet na własnych nogach stać nie umiesz - zaśmiałem się. Prychnęła. Stanęła na własnych nogach.
- Pierwszy raz słyszę, że się śmiejesz - zauważyła.
- Serio? - zapytałem zmieszany i zakłopotany.
- Raz, może dwa cię słyszałam, ale zawsze sztucznie się śmiałeś - odparła, co wywołało mój lekki uśmiech.
- Idziecie? - zapytał ojciec wchodząc do pomieszczenia. Na rękach trzymał Shanti i Anthonego, a obok jego nogi stał Lucas. Maluchy zaczęły się bawić jego siwą już brodą. Afra zaczęła się śmiać. Podeszła do niego i zabrała swoją córeczkę. Anthony też wyciągnął do niej rączki, więc jego również zabrała. - Nie są zbyt ciężcy? - zapytał mój zmartwiony ojciec. Pokręciła głową. Chciałem wziąść chłopca, bo był naprawdę ciężki, ale mi nie pozwoliła.
- Zostaw. Dam radę, nie są tacy ciężcy - powiedziała. Westchnąłem i wziąłem Lucasa na ręce. Poszliśmy do ogniska. Lucas pobiegł się bawić, a Afra siedziała z dwójką dzieci. Chciałem jej wziąść chłopca, ale nie chciał jej puścić. - Jak zasną to wtedy możesz spróbować - zaproponowała. Pokiwałem głową. Drzwi mojej rodzinnej chaty otworzyły się z hukiem. Patrzyliśmy w tamtym kierunku, na wściekłą Lawendową Perłę, zmierzającą w naszym kierunku. Podeszła do Afry.
- Oddaj moje dziecko - zażądała.
- Oddaj mojego męża - odgryzła się Afra. Kobieta uderzyła ją dłonią w policzek.
- Czy ty jesteś normalna?! - huknąłem na nią wstając. - Najlepiej weź sobie to swoje dziecko i idź sobie jak najdalej! Zdradzasz mnie na prawo i lewo! - krzyczałem. Afra chwyciła moją dłoń przez co spojrzałem na nią zdziwiony.
- Uspokój się - poprosiła. - Naprawdę nie warto mówić pod wpływem emocji - stwierdziła. Jak ta dziewczynka na mnie działa... Od razu usiadłem spowrotem obok niej. Lawendowa Perła poszła wściekła. Afra oddała mi Anthonego. Czyli moja żona przyszła po dziecko i nawet nie raczyła je wziąść... Otuliłem dziewczynę ramieniem. Wtuliła się we mnie. Czy naprawdę jest szansa, że się mnie nie boi? Po chwili przyszedł zmęczony Lucas. Wcisnął się między nas i zasnął. Siedzieliśmy jakiś czas, aż zobaczyłem, że Afra zasnęła. Dokładniej poczułem, bo kiedy chciałem poprawić chłopca, jej głową zaczęła zjeżdżać z mojego barku. Uśmiechnąłem się lekko poprawiając ją.
- Hej śpiąca królewno - szepnąłem do niej chcąc ją obudzić.
- Huh...? - mruknęła coś przez sen.
- Trzeba dzieci zanieść.
- Mhm... - mruknęła, a mnie zastanawiało, czy było to świadome. Chyba nie, bo po chwili znowu zasnęła. Księżycowa Woda do nas podszedł rozbawiony. Pilnował śpiącej dziewczyny, a ja zaniosłem chłopców do chaty. Kiedy wróciłem próbował zabrać córkę z jej rąk. - Ja ją wezmę - powiedziała sennie.
- Spokojnie, zaraz ją zaniosę - odpowiedział mój ojciec. Zaczęła trzeć oczy. Podniosłem ją delikatnie i zabrałem w kierunku chaty.
- Ja umiem chodzić - powiedziała chcą wyrwać się z moich rąk. Po chwili jednak się poddała.
- Sama stać i siedzieć też - powiedziałem rozbawiony.
- Podłożyłeś mi nogę.
- I zabrałem ramię? - zapytałem już ze śmiechem.
- Nic o tym nie wiem - stwierdziła. Posadziłem ją w sypialni. Znowu oparła się o moje ramię i zasnęła. Pocałowałem ją delikatnie w czubek głowy. Nie mogłem się powstrzymać. Ona na mnie jakiś działała tak, że zacząłem robić głupie rzeczy. Po chwili przyszedł Księżycowa Woda.
- Co tutaj tak cicho? - zapytał.
- Śpi - odpowiedziałem. Uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. - Może masz rację - westchnąłem cicho. - Ale to jeszcze jest dziecko. Ona powinna być w swojej rodzinnej chacie blisko matki, a nie gdzieś daleko, w obcym miejscu, walcząc o każdy dzień.
- Ja wiem, że ty zrobisz tak, że nie będzie się musiała przejmować żadną walką o każdy dzień - powiedział rozbawiony ojciec. - Masz za miękkie serduszko - dodał. - Myślisz, że my nie widzieliśmy co ty robisz? - zapytał, a ja spojrzałem na niego zdezorientowany. - Charli nie zawsze był bez winy - stwierdził. Spuściłem wzrok. Wiedziałem, że mówi o tym, jak mój brat zrzucał swoje winy na mnie, a ja się zgadzałem... - Victor ja wiem, jak ciężko ci jest... - powiedział po chwili. Spojrzałem na niego. - Ty ciągle za tymi dzieciami...
- Tak wiem - przerwałem mu. - Kiedyś się o to pomartwię - dodałem. Westchnął tylko i poszedł spać. Ja też po chwili zasnąłem.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz