Rozdział 73

0 0 0
                                    

Czas mijał. Nie wiedzieliśmy, jak długo tu już jesteśmy, ale myślę, że rok mógł już minąć, albo nawet więcej... Ktoś zaczął mnie budzić. Usłyszałem kroki i powoli zacząłem wstawać. Ropuszy Śpiew po chwili wszedł do pomieszczenia. Miałem spuszczoną głowę. Od jakiegoś czasu moją szarą rzeczywistością było ciągłe smakowanie Ropuszego Śpiewu, by inni wojownicy mogli zostać przy życiu. Ten smak i zapach przyprawiał mnie już o mdłości. Zawsze zabierał mnie do innego pokoju, ale nie protestowałem. Grzecznie wykonywałem swoją część umowy. Nie miałem siły, żeby postawić się wojownikowi. Byłem niedożywiony, rany nie wygoiły się jeszcze zbyt dobrze, a już dostawałem nowe. Innych wojowników raczej oszczędzał, choć niektórzy też dość mocno obrywali.
- Dzisiaj chcę od ciebie co innego - powiedział rozbawiony. - Pamiętasz? - zapytał pokazując strój, w którym kiedyś pracowałem z Afrą na polu. Kiwnąłem głową. Pamiętałem go bardzo dobrze. Jak bym chciał, żeby Afra teraz była przy mnie... - Przebierasz się - powiedział wręczając mi strój. Kiwnąłem głową zabierając od niego ubrania. Rozejrzałem się, gdzie mógłbym się przebrać. - Przede mną - odpowiedział wojownik, jakby czytając moje myśli. - Przebierzesz się na moich oczach - powiedział. Odwróciłem się do niego tyłem. - Odwracaj się! - warknął na mnie. - Chce cię widzieć - powiedział. Zacząłem się przebierać na jego oczach, czując jego wzrok pożerający każdy kawałek mojego ciała... Moje oczy mimowolnie napełniły się łzami, które od razu wytarłem. Afra też musiała tak robić przed Prędką Bryzą... Ona musiała rozbierać się przed Prędką Bryzą. Zdenerwowałem się. - Długo jeszcze? - zapytał znudzony wojownik. Pokręciłem głową kończąc. Przecież Prędka Bryza już nie żyje... Spojrzałem na Ropuszy Śpiew zmęczonym wzrokiem i obojętnym wyrazem twarzy. - Uśmiechnij się - zarządał. Pokręciłem głową, przez co dostałem w twarz. Uśmiechnąłem się sztucznie... - Od razu lepiej - stwierdził. - I teraz mam nadzieję, że będę częściej cię tak widział - powiedział. Pokiwałem głową. - A teraz wiesz co robić - powiedział rzucając mnie na kolana. Wzbraniałem się chwilę od tego, ale wiedziałem, że jest to nieuniknione. Znowu musiałem to robić... Mężczyzna się śmiał. Kazał mi wstać. Tak też zrobiłem. Skóra wisiała na mnie nienaturalnie... Wyglądałem fatalnie. Moje piękne, dobrze zbudowane ciało było zrujnowane. Było sponiewierane. Ropuszy Śpiew wziął jakiś patyk. Odwrócił mnie tyłem do siebie i zaczął bić. Nie odezwałem się ani razu, ciągle mając na ustach ten fałszywy uśmiech. Smagał mnie po plecach, bokach, ramionach, nogach... Uderzył mnie tak mocno, że poleciałem w przód wyczerpany. Nie poddawał się, nadal smagając mnie, dopóki nie popłynęła krew... - Wstawaj - rozkazał. Spróbowałem, ale nie miałem już siły. Postawił mnie na nogach, ale nawet nie miałem siły, by utrzymać się na nich z jego pomocą. Podniósł mnie jak dziecko i zaniósł do reszty wojowników. Rzucił mną w kąt pudełka. Wojownicy patrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczami i buziami... Odwróciłem wzrok do ściany. Byłem zbyt słaby, by samodzielnie się podnieść. Ba, gdyby nie ściana, to ja bym nawet siedzieć nie umiał. - Jutro masz się bardziej postarać - rzucił do mnie po czym odszedł. Poprawiłem strój, w którym siedziałem. Nie zdąrzyłem nawet przebrać się do normalnych ubrań.
- Victor... - wykrztusiła tylko Zapomniana Nadzieja. Spojrzałem w jej kierunku. Nie odzywałem się do nikogo już od dłuższego czasu. Na pewno od kilku dni, ale nie wiem jak długo dokładnie. - Co on ci robi...? - zapytała zmieszana. Wystawiłem język, na którym miałem jeszcze trochę smaku Ropuszego Śpiewu. Przytuliłem policzek do ściany, wpatrując się w jakiś punkt na niej. - Victor zjedz coś - poprosiła. Pokręciłem głową. - Victor...
- Nie mogę - powiedziałem wykończonym głosem. To nie był już mój głos. Był osłabiony i całkowicie pozbył się swojej pięknej męskiej barwy... Wojownicy patrzeli na mnie przerażeni. Spojrzałem na nich. - Musicie stąd uciec - powiedziałem słabo. - Jutro, jak po mnie przyjdzie, zostawię otwarte drzwi, żebyście mogli uciec - powiedziałem cichutko. - Nie zatrzymujcie się i nie patrzcie na mnie - rozkazałem, ale mój rozkaz nie brzmiał tak potężnie jak kiedyś. - On nie będzie się na mnie mścił w nieskończoność - powiedziałem. - Ale dopóki wy tu będziecie, on będzie robił wszystko, żebyście i wy i ja najbardziej na tym ucierpieli - oznajmiłem. - Mam nadzieję, że jutro nikogo już tutaj nie zobaczę - powiedziałem uśmiechając się delikatnie.
- Ja się nigdzie nie wybieram - powiedziała Zapomniana Nadzieja. - I jutro nie pozwolę mu ciebie wziąść - dodała.
- My również nie pozwolimy - odparł Szept Nocy, a wszyscy się z nim zgodzili. Pokręciłem głową.
- On was zabije - powiedziałem. - Dla mnie już ratunku nie ma - powiedziałem. - Ale wy musicie się uwolnić - rozkazałem. - Znajdziecie pomoc i może jeszcze uda mi się pożegnać z Afrą - powiedziałem. - Musicie uciec - poprosiłem. - Od tego zależy życie nas wszystkich... - powiedziałem znowu zaczynając się dusić.
- Nie zostawimy cię tutaj - powiedziała Zapomniana Nadzieja.
- Będziecie musieli - odpowiedziałem opierając głowę o ścianę. Przysnąłem przemęczony.

Minęło więcej czasu. Ropuszy Śpiew nawet dał mi spokój i w dniu, gdy mieli uciec, nie pojawił się. Przyszedł jakiś czas później. Ile dni minęło nie jestem pewny. Wiem tylko, że zdążyłem się trochę zregenerować. Dzisiejszej nocy przypadała moja warta. Wszyscy spali, a ja uparłem się, że chce być sam. Niechętnie się zgodzili. Prawdopodobnie ze względu na to, co się ze mną działo pod ręką Ropuszego Śpiewu. Siedziałem więc dopóki nie usłyszałem kroków. Zamiast obudzić kogokolwiek, podniosłem się słaby i wyjrzałem z pudełka. Był tam mały chłopiec, a przynajmniej tak mi się wydawało. Uśmiechnąłem się do niego i powoli zacząłem wychodzić z pudełka.
- Gdzie idziesz? - zapytałem omal nie przewracając się. Nie usłyszałem odpowiedzi. Chłopak zbliżał się w moim kierunku. Wyglądał trochę jak Prędka Bryza i Lucas, więc przez chwilę myślałem, że to naprawdę on, ale chłopiec miał ciemne, bardziej rude włosy. - Chodź - powiedziałem pochylając się i przywołując go do siebie. Szedł w moim kierunku. Usiadłem i posadziłem go na swoich kolanach. Był lekko zdziwiony. - Gdzie masz mamusię? - wyszeptałem mu do ucha. Patrzył na mnie zdziwiony. Zacząłem gładzić go po włosach.
- Victor? - zapytała zdezorientowana i przerażona Zapomniana Nadzieja.
- To jest twoja mamusia? - zapytałem chłopca na swoich kolanach. Pokręcił głową. - Co się stało? - zapytałem kobietę zdziwiony.
- Co ty mu robisz? - zapytała zmieszana.
- Zgubił się, więc szukamy mamusi - odpowiedziałem. Kobieta od razu obudziła jakiegoś wojownika i razem wyszli z pudełka podchodząc do mnie. Mężczyzna chciał wziąść chłopca z moich kolan. - Wiesz gdzie jest jego mamusia? - zapytałem. Zmieszał się. - No to po co go bierzesz? - zapytałem zły. - Afro?! - krzyknąłem rozglądając się.
- Jej tu nie ma... - powiedziała kobieta.
- To poczekam na nią - odpowiedziałem. - Lucas dużo lepiej było ci w czuprynie Prędkiej Bryzy - stwierdziłem. Chłopiec od razu zeskoczył z moich kolan. - Oj nie obrażaj się już - powiedziałem. - Teraz wyglądasz jak głupi Ropuszy Śpiew - mruknąłem przewracając oczami. - Czasami zastanawiam się, który... - nie dokończyłem, bo kobieta zakryła mi usta. Po chwili zemdlałem.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz