Rozdział 33

0 0 0
                                    

Lucas i Shanti bawili się razem. Piorun ich pilnował, niekiedy podkradając zabawki. Usiedliśmy przy nich. Posadziłem Afrę na swoich kolanach.
- Powinieneś odpocząć - powiedziała zmartwiona dziewczyna. Pokręciłem głową. - Połóż się - poprosiła, ale nie posłuchałem. Westchnęła i spojrzała na dzieci. - Wy też chodźcie spać - powiedziała. Lucas pozbierał zabawki i przyszedł się przytulić do matki, która zdąrzyła już zejść z moich nóg. Shanti poszła w jego ślady. Afra się położyła, a ja wtuliłem się w jej bok. Zasnęliśmy.

Rano okropnie bolała mnie głowa. Było mi zimno i nie mogłem otworzyć oczu. Słyszałem jak Afra wstaje i gdzieś idzie. Nie mogłem się jednak poruszyć, a ona wyszła z chaty. Chwilę później wróciła, ale nie sama. Usiadła niedaleko mnie, ciężko łapiąc oddech.
- Wilczy Kle? - zapytała Słodka Śmierć. Nie mogłem się ani odezwać ani poruszyć. Byłem strasznie osłabiony. - Jest cały spocony i nie reaguje... - powiedziała zmartwiona medyczka. Poczułem jak ktoś się nade mną nachyla.
- Victor...? - Afra szepnęła mi do ucha delikatnie głaszcząc po ramieniu. - Victor obudź się proszę... - szepnęła znowu. Siłą woli zacisnąłem powieki wykorzystując resztę siły by odwrócić się w stronę Afry.
- Co się dzieje? - zachrypiałem.
- Cii... - uciszyła mnie. - Alyssa przyniosła zioła - powiedziała łagodnie. Próbowałem usiąść, a Afra mi pomogła. Było mi tak głupio, że nie umiem się nawet podnieść. Medyczka dała mi jakieś naczynie i wypiłem zawartość. Położyłem się spowrotem, a Afra okryła mnie kocem. Patrzyłem na nią próbując znowu usiąść i udałoby mi się to gdyby nie fakt, że dziewczyna mnie za mocno zawinęła w tą głupią skórę. Niby mała, a silna.
- A ciebie coś boli? - zapytała medyczka. Też byłem bardzo ciekawy.
- Tylko głowa - odparła. Słodka Śmierć podała jej inny napar i jakieś liście. Medyczka wróciła do siebie, a Afra położyła się obok mnie. Przytuliła mnie. Zacząłem gładzić jej włosy, a ona mocniej wtuliła się w moją klatkę.
- Jak się czujesz? - zapytałem cicho.
- Cii... - uciszyła mnie, przykładając palec do moich ust. - Powinieneś odpoczywać - dodała i znowu zaczęła owijać mnie kocem. - Spróbuj ponownie zasnąć - poprosiła. Patrzyłem na nią nieprzekonany. - Poczekaj - powiedziała wstając. Wzięła jakieś suche ubrania i siadając na moich kolanach pomogła mi się przebrać. Okryła mnie materiałem i przyłożyła ręce do mojego czoła. Chwyciłem jej dłonie. - Piłeś ten napar, który ci wczoraj dałam? - zapytała. Delikatnie pokręciłem głową. Westchnęła i gdzieś poszła. Zamknąłem oczy. Były ciężkie, a głowa znowu zaczęła mnie boleć. Poczułem jak jej małe rączki delikatnie jeżdżą po moim ciele. Zapach był podobny do tej mieszanki z wczoraj... Czułem, że nade mną siedzi, ale nie mogłem zareagować. Zasnąłem wykończony.

Minęło kilka dni od kiedy wróciliśmy do obozu. Przez cały ten czas byłem strasznie chory i osłabiony. Afra cały czas się mną opiekowała. Dawała mi jakiś napar i smarowała mnie tą dziwną mieszanką. Dzisiaj miałem więcej siły, więc gdy znowu zaczęła mnie smarować postanowiłem się czegoś dowiedzieć.
- Dlaczego to robisz? - zapytałem. Wzruszyła ramionami nie przerywając zajęcia. Chwyciłem jej dłonie i spojrzałem w jej oczy. Od razu odwróciła wzrok. Westchnąłem. Przecież to powinno być na odwrót...
- Puścisz mnie żebym mogła dokończyć? - zapytała.
- A odpowiesz na moje pytanie?
- Jakie jest twoje pytanie? - zapytała.
- Dlaczego to robisz?
- Tak po prostu - odparła. - Ty też się mną opiekowałeś kiedy byłam chora - dodała ciszej. Podniosłem się trochę. - Leż Wilczy Kle - poprosiła próbując mnie znowu przewrócić. Zrobiłem szczenięce oczka w jej kierunku. - Co się sta...?
- Zrobiłem coś źle?
- Nie, a dlaczego miałbyś?
- Bo się zwróciłaś do mnie "Wilczy Kle" - powiedziałem wyraźnie ją dekoncentrując.
- To jak mam się do ciebie zwracać? - zapytała zdziwiona.
- Tak jak tylko ty możesz - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Czyli?
- Po prostu "Victor" - odparłem. Uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek. Przytuliłem ją kładąc się spowrotem. Po chwili znowu zaczęła boleć mnie głowa. Gorączka mi się chyba wzmogła, bo nie mogłem zapanować nad słowami, które wypływały z moich ust bez ładu i składu. Przyłożyła rękę do mojego czoła chcąc to sprawdzić. Później dała mi na twarz jakiś chłodny materiał i podała jakieś zioła. Zasnąłem nie mogąc nic innego zrobić.

Minął prawie miesiąc nim w pełni wróciłem do zdrowia. Jednak ani Słodka Śmierć ani Afra nie pozwoliły mi opuszczać chaty. Siedzieliśmy w sypialni. Dzieci jeszcze spały. Spojrzałem na Afrę delikatnie chwytając jej podbródek i podnosząc go. Patrzyła w moje oczy, a ja złożyłem delikatny i nieśmiały pocałunek na jej ustach. Odsunąłem się szybko zakłopotany, ale ona chwyciła moją dłoń.
- Dziękuję - szepnąłem patrząc na nią.
- Za co? - zdziwiła się.
- Za to, jak się mną opiekowałaś i w ogóle, że tu jesteś - powiedziałem nieśmiało. Przytuliła się. Posadziłem ją na swoich kolanach całując czubek jej głowy. Podniosła się na kolana i złączyła nasze usta w pocałunku. Odwzajemniłem gest. Położyłem dłonie na jej talii, a ona na mojej szyi. Po chwili spowrotem posadziłem ją na swoich kolanach. To był mój pierwszy, prawdziwy pocałunek...
- Wilczy Kle? - zapytała wtulając się we mnie.
- Chyba już gadaliśmy na ten temat - zauważyłem. Spojrzała na mnie zdziwiona. - Z twoich ust to brzmi zbyt poważnie - odparłem głaszcząc ją po głowie.
- Myślałam, że wtedy nie mówiłeś na serio... Gorączka cię trawiła i zacząłeś bełkotać... - powiedziała niepewnie, na co się uśmiechnąłem. Zczołgała się z moich kolan.
- Gdzie idziesz? - zdziwiłem się. Lubiłem jak siedziała na moich kolanach...
- Ty tutaj zostajesz - odparła. Zrobiłem szczenięce oczka. Westchnęła. Widocznie nie mogła się temu oprzeć. - Idę zrobić napar.
- Idę z tobą - powiedziałem wstając.
- Będziesz mnie pilnować, żebym nie wyszła z chaty?
- Może... - odparłem z uśmiechem. Westchnęła i poszła do spiżarni. Podała mi naczynie i szybko wypiłem zawartość.
- Jak się czujesz? Lepiej? - zapytała. Kiwnąłem głową. - To teraz idziesz odpocząć - odparła. Pokręciłem głową. Poszliśmy do sypialni. - Połóż się - poprosiła, a ja usiadłem pod ścianą. - Bo zawołam Niedźwiedziego Kła do pomocy - zagroziła. Nie wiedziałem o co chodzi z moim bratem, ale wykonałem polecenie. Przykryła mnie kocem i zabrała dzieci.
- Gdzie ty idziesz? - zapytałem siadając.
- Połóż się. Idę pomóc przy ognisku. - powiedziała, a ja chciałem wstać. - Jak cię tam zobaczę to inaczej pogadamy - zagroziła. Położyłem się zdziwiony. - Postaraj się pospać chwilę, a my za niedługo wrócimy - odparła wychodząc z chaty. Westchnąłem i dostosowałem się do polecenia, bo nie miałem nic ciekawszego do roboty.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz