Rozdział 58

0 0 0
                                    

Patrzyłem na nią chwilę, po czym rzuciłem gdzieś dzidą i przytuliłem ją płacząc. Nie mogłem się uspokoić...
- Victor... - wydusiła. - Dusisz mnie... - powiedziała, ale nie zamierzałem poluzować uchwytu.
- Obiecałaś... - przypomniałem. - Obiecałaś mi... - wykrztusiłem przez łzy. Przytuliła mnie. - Miałaś się już nie narażać...
- Cii - chciała mnie uspokoić. - Puścisz mnie? - poprosiła. Pokręciłem głową. Prędka Bryza podszedł do nas. - Nie gryzie - powiedziała Afra, gdy przechodził ogromnym łukiem obok Tyrana.
- A palce Jastrzębiego Oka? Albo Marmurowego Chłodu? - prychnął. - Wilczy Kle mogę porozmawiać z Śnieżnym Kwiatem? - zapytał. Spojrzałem na niego wściekły. - Dobrze już dobrze... Możesz ją dalej dusić - zaśmiał się. Odstawiłem ją delikatnie, ale zacisnąłem dłonie na jej barkach. Nie pozwolę jej już uciec... - Wykazałaś się wielką odwagą, ale też i bezmyślnością ruszając w samotności, by złapać stado zbiegłych koni - powiedział. Ten jeden raz mogłem się z nim zgodzić. Dziewczyna pokiwała głową i spojrzała w ziemię. - Oswoiłaś zarówno Pogromcę jak i Tyrana - dodał przyglądając jej się uważnie. - Jak okiełznałaś dwa najdziksze konie w całym plemieniu? - zaciekawił się, a ona wzruszyła ramionami.
- Zaufanie? - powiedziała niepewnie.
- Mam zaufać takiej bestii? - zapytał zdegustowany.
- Tak i sprawić, by i on tobie zaufał - odparła.
- Naucz mnie - rozkazał. - Kobieta i tak konno nie powinna jeździć - dodał.
- Wiesz, że gdyby ona nie sprowadziła spowrotem Tyrana to nikt by konno nie jeździł? - zapytałem. Spojrzała na mnie i pocałowała mój podbródek.
- Mogę spróbować cię nauczyć, ale to nie takie łatwe - odparła patrząc na wodza. - Daj rękę - rozkazała. Podał jej dłoń, a ona zaczęła ustawiać jego rękę. - Zamknij oczy - dodała.
- Dlaczego? Chcesz, żeby mi palce odgryzł?
- Ufasz mu czy nie?
- Ufam... - powiedział zamykając oczy. Przyglądałem się temu wszystkiemu zaciekawiony. Prędka Bryza otworzył oczy przyglądając się Afrze i ogierowi. - To tyle? - zapytał, a dziewczyna badała sytuację, krzyżując ręce na piersi.
- Jeśli go nie przestraszysz... Myślę, że będzie dobrze - stwierdziła.
- Co ja mam teraz zrobić? - zapytał wódz z paniką.
- Możesz go odprowadzić do stajni, dalej trzymać mu rękę na chrapach albo cokolwiek przyjdzie ci do głowy - odparła. Prędka Bryza przewrócił oczami. Zaczęła się śmiać.
- Afro... - szepnąłem jej do ucha. Rozejrzała się szybko.
- Gdzie jest Lucas? - zapytała.
- W chacie z Shanti i maluchami - odpowiedziałem.
- Coś jest nie tak... - szepnęła łapiąc się za głowę. - Wszystko było przecież identyczne... Tylko Lucas...
- Co się dzieje? - zapytałem zaniepokojony. Wzięła głęboki oddech.
- Wszystko dobrze - odpowiedziała uśmiechając się. To było nieszczere... - Martwiłam się. Wszystko z nimi w porządku? - zapytała. Kiwnąłem głową. Co to znowu za tajemnica? Wróciliśmy do chaty. - Niedźwiedzi Kieł wrócił do obozu? - zapytała. Kiwnąłem głową otwierając drzwi. Usłyszeliśmy pisk przestraszonych dzieci. - Hej, hej spokojnie - powiedziała. Widząc nas podbiegli. Trzymali maluchy. Przytulili się do swojej matki, a ona zabrała im Avę i Mateo. Pogłaskała ich po głowach.
- Myśleliśmy, że to te dzikie konie - poskarżyła się Shanti.
- Te z którymi bawi się Prędka Bryza? - zapytała rozbawiona Afra.
- On się ich boi...
- Wasza matka go postraszyła i już się nie boi - odparłem. - Jeszcze raz zobaczę, że gdzieś się narażasz to nie wiem co ci zrobię - powiedziałem.
- Przytulisz tak mocno, że nie będę umiała oddychać?
- To też - powiedziałem przytulając ją. - Masz się już nigdy nie narażać - rozkazałem. - Czy ci się to podoba czy nie.
- Ale Lucas...
- Żadnych "ale" - powiedziałem. Z moich oczu znowu popłynęły łzy, ale nie kontrolowałem tego.
- Już cichutko - powiedziała. - Udusisz nas - dodała, a ja ją puściłem. Pocałowała mój policzek. Poszła do sypialni i oparła się o ścianę. Położyłem dzieci spać i usiadłem obok Afry. Spojrzała na mnie sennym wzorkiem. Wziąłem od niej śpiące maluchy i położyłem obok siebie. Przykryłem kocem. Patrzyła na mnie zdezorientowana. Uśmiechnąłem się. Delikatnie podniosłem ją i posadziłem na swoich kolanach. Przykryłem jej plecy kocem, żeby nie zmarzła. Pocałowała mnie, a ja oddałem pocałunek. Jej usta były dużo mniejsze i lepsze od ust mojego brata.
- Nigdy więcej... - szepnąłem. Wtuliła się we mnie. - Obiecujesz?
- Obiecuję... Nie mogłam was zostawić - powiedziała cicho. Gładziłem jej włosy dopóki nie zasnęła. Pocałowałem czubek jej głowy tonąc w jej cudownym zapachu. Niedługo później też zasnąłem.

Obudziłem się, ale nie otworzyłem oczu. Dzieci zaczęły płakać, a Afra próbowała je uspać. Kołysała się lekko na moich kolanach chcąc uspokoić maluchy. Kiedy zasnęły, odłożyła je i przykryła. Wtuliła się w moją klatkę. Mruknąłem zadowolony. Pocałowała mój policzek rozbawiona. Chciała wstać, ale moje dłonie były mocno zaciśnięte na jej biodrach uniemożliwiając jej to.
- Nigdzie dzisiaj nie idziesz - mruknąłem nadal nie otwierając oczu.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Zamknij oczy - poleciłem. Wykonała polecenie, wtulając się w moją klatkę. Po chwili do pokoju wszedł Prędka Bryza.
- Wilczy Kle? - zapytał. Ziewnąłem trząc oczy.
- Co się stało? - zapytałem zaspanym głosem.
- Jak się obudzi, powiedz Śnieżnemu Kwiatu, że chcę, aby nauczyła mnie jeździć na Tyranie - powiedział.
- Mam ci ją teraz obudzić? - zapytałem. - Po tym jak wczoraj pół dnia uganiała się z tymi koniami i pół nocy spędziła przy dzieciach? - zapytałem urażony.
- Jak się obudzi to jej przekaż... - powtórzył zmieszany. Afra zaczęła trzeć oczy, a Prędka Bryza zaczął panikować.
- Słyszałam - odparła. Odetchnął trochę.
- Musicie mnie tak straszyć? - zapytał. Afra zaczęła mu się przyglądać. Zastanawiałem się co ona widzi. Wstała i podeszła do niego. - Co się stało? - zdziwił się wódz.
- Pokaż mi tą rękę - poprosiła. - Spadłeś z Tyrana? - zapytała, a mężczyzna niepewnie pokiwał głową. - Idź do medyka. Ręka może być złamana - powiedziała.
- Czyli?
- Zapytasz Słodkiej Śmierci albo Cichego Kaszlu to ci wyjaśnią - odparła. Mężczyzna wyszedł z chaty, a Afra wróciła na moje kolana. Pocałowałem czubek jej głowy, a ona wtuliła się we mnie. - Za chwilę się okaże, że idę w pole - powiedziała.
- Dlaczego?
- Bo jak złamał rękę to Słodka Śmierć go udusi nim pozwoli mu znowu wsiąść na Tyrana - odparła. Po chwili przyszło potwierdzenie jej słów. Prędka Bryza miał usztywnioną rękę.
- Musimy przełożyć trening - powiedział. Kiwnęła głową, wzięła maluchy i Shanti wychodząc z chaty. Nie byłem zadowolony z tego powodu. Też wstałem i zabierając Lucasa pojechaliśmy na polowanie.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz