Rozdział 24

2 0 0
                                    

Podróż powrotna zajęła nam dużo mniej czasu, niż podróż do Plemienia Górskiego Potoku. Był środek dnia jak wróciliśmy. Odprowadziłem Wichra do stajni i zacząłem szukać Afry. Bałem się, czy coś się nie stało. Wpadłem na Eleonę omal jej nie wywracając.
- Gdzie się tak spieszysz? - fuknęła chwytając równowagę. Spojrzała na mnie zdziwiona. - Już wróciliście? - zapytała. Pokiwałem głową.
- Gdzie ją znajdę? - zapytałem.
- Afrę? Poszła do lasu, aż dziwne, że jej nie zauważyłeś wracając - stwierdziła.
- Szybko jechaliśmy... - próbowałem się wytłumaczyć.
- Już się nie tłumacz tylko idź jej szukać - zaśmiała się. - Na pewno się ucieszy - stwierdziła. - Powinna zbierać maliny - dodała, a ja pobiegłem w tamtym kierunku. Zauważyłem ją, zrywającą maliny. Tak jak mówiła Eleona. Miała oba maluchy... Westchnąłem i zacząłem powoli iść w jej kierunku. Odwróciła się przestraszona z zamiarem uderzenia mnie pięścią. Zdążyłem złapać jej rękę.
- Przepraszam - powiedziała przestraszona. - Ja... Nie wiedziałam kto idzie...
- Nic się nie stało - zapewniłem rozbawiony. - Mam lepszy refleks niż mój brat - dodałem. Zaśmiała się. Jej śmiech i głos to dwie najpiękniejsze rzeczy, jakie kiedykolwiek słyszałem. - Mogę? - zapytałem wskazując Anthonego. Wyglądał na strasznie ciężkiego. Pokiwała głową i pozwoliła mi rozwiązać chustę. Dociągnęła materiał, żeby Shanti nie wypadła. Widziałem jaką ulgę jej sprawiłem zabierając chłopca. Po chwili z krzaków wybiegli Lucas i wilczek, który trzymał coś w zębach. Upuścił to obok nóg Afry. Pisnęła przestraszona i odskoczyła.
- Wąż! - pisnęła. - Lucas odsuń się! - powiedziała do chłopca.
- Hej spokojnie - powiedziałem łagodnie. - Nie jest żywy - chciałem ją uspokoić.
- Najpierw wilk, później wąż i co jeszcze? Może Martwy Szczur albo Prędka Bryza? - zapytała zirytowana. Była na skraju płaczu.
- Spokojnie - poprosiłem. - Spójrz na mnie, wszystko już jest dobrze - powiedziałem delikatnie unosząc jej podbródek. Popłynęła jej łza. - Już jest dobrze. Wąż nie jest żywy - zapewniłem. Kiwnęła delikatnie głową. Otarła łzy ręką, a ja dopiero teraz zauważyłem, że jej brzuch jest trochę większy niż normalnie. Zmarszczyłem brwi, zastanawiałem się, czy mój brat jej znowu nie skrzywdził...
- Coś nie tak? - zapytała zdziwiona.
- Nie nic... Tylko mi się przewidziało - odpowiedziałem.
- Powiedz prawdę - rozkazała.
- Dlaczego? - zapytałem rozbawiony jej ciekawością. Zdenerwowała się.
- Bo... To się rusza! - pisnęła, chowając się za mną. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. - Ci cię tak bawi? - zapytała zrozpaczona.
- Bo sama to kopnęłaś - odparłem. Fuknęła na mnie. - Wracajmy już do obozu, mam kilka spraw do Niedźwiedziego Kła - stwierdziłem. Chciałem się dowiedzieć o co chodzi z Afrą. Wróciliśmy do obozu, a ja od razu poszedłem do rodzinnej chaty, zostawiając Anthonego przed chatą. Wszedłem do sypialni. Znowu nie powinni tego robić... - Widzę, że świetnie się tu bawicie - mruknąłem niezadowolony.
- A żebyś wiedział - odpyskował Niedźwiedzi Kieł. Kłóciliśmy się przez chwilę. Lawendowa Perła też się włączała do tej rozmowy, próbując obydwóch z nas jak najbardziej zdenerwować. Po chwili mój brat nie wytrzymał. - Od zawsze miałeś pojęcie kto mi się podoba! I zawsze próbowałeś mnie przed tym powstrzymać! - krzyknął zdenerwowany.
- Uspokój się - skarciłem go. Bałem się, że Afra to usłyszy. - Przecież wiesz, że chciałem cię tylko chronić, byś nie zrobił głupot.
- I dlatego kazałeś mi się ożenić z tym dzieciakiem?! Przecież wiedziałeś, że to ja kochałem Lawendową Perłę, nie ty! - krzyczał wściekły. Westchnąłem.
- Uspokój się już. Nie mogłem pozwolić, żebyś zmarnował sobie życie, ale jak widać i tak to robisz - prychnąłem. - I nie dałeś mi wyboru... - dodałem ciszej. - Wiesz w kim byłem zakochany...
- Kazałeś mi się z nią ożenić tylko po to, żeby ją ratować przed Prędką Bryzą, bo byłeś w niej zakochany!
- Kryształowe Niebo również tego chciała, stwierdziła, że tak będzie dla nas najlepiej... Ona się mnie bała... - powiedziałem załamany. - I to z twojego powodu... - dodałem ciszej. Usłyszeliśmy huk. Mój brat szybko pozbierał się z podłogi i uchylił drzwi. Obaj spojrzeliśmy na przerażoną Afrę. - Od kiedy ty tu jesteś? - zapytałem zdezorientowany i przestraszony. Podałem jej rękę.
- Zapewne dość długo, by odkryć twój mały sekrecik - odparł Niedźwiedzi Kieł rozbawiony.
- Wszystko słyszałam... - odpowiedziała wstając. Niedźwiedzi Kieł zaczął mierzyć ją wzrokiem.
- Widać braciszek już zbiera plony zamiany - zaśmiał się. - Znowu w ciąży jesteś? - zapytał. Czyli to nie była jego sprawka...?
- Wiesz, że bym jej nawet nie dotknął! - warknąłem na niego. Rozpłakała się. Uciekła z chaty... Pobiegłem za nią. Widziałem, że uciekła w las. Po drodze omal nie zderzyłem się z Księżycową Wodą.
- Gdzie wy tak biegniecie? - zdziwił się.
- To wszystko wina mojego głupiego brata - warknąłem. - Muszę ją znaleźć nim sobie coś zrobi - dodałem wyrywając się z uścisku ojca i biegnąc dalej. Szukałem ją. Nie było jednak żadnego śladu... Słyszałem, że ojciec i kilku wojowników za mną biegną. - Nie wrócę bez niej - ostrzegłem wściekły.
- Nie zamierzam cię zabierać na siłę, tylko pomóc ci jej szukać - odparł ojciec. Pokiwałem głową. Rozdzieliliśmy się. Szukałem ją spanikowany.
- Vic... Victor...? - usłyszałem jej słaby głos. Od razu do niej pobiegłem. Miała pół przymknięte oczy i grymas bólu na twarzy. Wszędzie była krew... W dłoni trzymała nóż, którym rozcięła sobie brzuch... Podniosłem ją delikatnie. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- Już wszystko będzie w porządku... - powiedziałem z paniką w głosie. - Nie zasypiaj! - krzyknąłem, gdy jej oczy znowu zaczęły się zamykać. Otworzyła je z trudem. - Dasz radę, wytrzymasz - mówiłem, by nie mogła zamknąć oczu. Biegłem, starając się, by nie trząść nią zbytnio. Od razu pobiegłem do Alyssy. - Zrób coś błagam! - krzyknąłem widząc, że dziewczyna znowu zamyka oczy. Nie reagowała już. Medyczka kazała mi ją położyć w jakimś kącie, po czym wyrzuciła mnie, twierdząc, że jestem zbyt przestraszony. Pobiegłem do lasu. Znajdując ojca i wojowników, powiedziałem im, że ją znalazłem i już jest u Alyssy oraz podziękowałem za pomoc. Poczułem jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Spojrzałem na Zajęczego Susa.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział spokojnie. Teraz to on mnie pocieszał. Kiwnąłem głową. Musiało być dobrze. Innej opcji nie przyjmuje. Przetarłem twarz dłonią chcąc ogarnąć rozszalałe emocje. Wróciliśmy do obozu. Obiecałem sobie, że ogarnę wszystko... Dopóki z nią lepiej nie będzie, zajmę jej miejsce... Przynajmniej częściowo. Póki co zapukałem nieśmiało do chaty Alyssy. Otworzyła mi po dłuższej chwili. Afra wyglądała jakby spokojnie spała. Usiadłem obok niej i chwyciłem jej rękę delikatnie gładząc wierzch jej dłoni. Od tej pory codziennie, po kilka godzin siedziałem obok niej, pilnując czy się nie wybudziła... Resztę czasu zajmowała mi opieka nad Shanti, Lucasem i Anthonym. Lawendowa Perła nie poczuwała się do matczynej odpowiedzialności za chłopca. Ropuszy Śpiew i mój brat również.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz