Rozdział 18

1 0 0
                                    

Obudziłem się. Wszystko mnie bolało. Spojrzałem na brata. Leżał na Afrze i spał wtulając się w nią. Zrzuciłem go z niej, budząc go.
- Co ty jej zrobiłeś?! - warknąłem na niego.
- Nic! Tylko przytuliłem, przysięgam - odpowiedział Charli.
- O co chodzi? - zapytała zaspana Afra.
- Jake ci coś zrobił? - zapytałem. Nie wiedziałem, czy już wie co się dzieje.
- Kto? - zdziwiła się. Czyli już jest wszystko w normie. - Że Charli? Nie, a czemu? - zapytała.
- Widzisz?!
- Czyli wiesz co się działo w nocy? - chciałem się upewnić.
- Jak się obudziłam, to Charli był bliski płaczu, więc go przytuliłam, o to ci chodzi? - zapytała.
- Czyli nie robiliście niczego podejrzanego?
- To jest przesłuchanie jakieś?
- Nie... - zmieszałem się.
- Jesteśmy dorośli - stwierdziła.
- Żaden z was nie jest dorosły - odpowiedziałem. - Żaden z was nie ma pełnego, nowego imienia.
- No nie wygłupiaj się już - mruknęła. - Ja musiałam być od dawna dorosła - odparła. - W wieku 8 lat już musiałam zajmować się siostrą, a w wieku 10 lat, bratem - powiedziała. - Nikt nie patrzył też czy jestem dorosła czy nie, kiedy Prędka Bryza i Archie, znaczy Martwy Szczur mnie atakowali - dodała.
- Ale teraz ja będę tego pilnował - powiedziałem. - Obu z was, bo żaden nie jest jeszcze dorosły.
- Czyli przez najbliższe 7 lat będziesz traktował mnie jak dziecko? - zapytała. Pokiwałem głową, uśmiechając się.
- A mnie przez najbliższe 2 lata?
- Dokładnie tak - odparłem. Podniosła płacząca Shanti i zaczęła ją tulić do siebie, usypiając spowrotem dziecko.
- Mamo? Idziemy się pobawić z Piorunem? - zapytał Lucas.
- Piorun pójdzie z nami na pole - odpowiedziała.
- Ty zostajesz - powiedziałem. Spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Idę na pole. Pomóc dziewczynom.
- Jutro, albo za kilka dni. Musisz odpocząć.
- Nie powinieneś opiekować się tak Lawendową Perłą i synem? - zauważyła.
- Ona jest dorosła to sobie poradzi, a dzieciak jest jej - mruknąłem. Nie posłuchała mnie. Wzięła chustę i wyszła z chaty razem z córką na plecach i synem trzymającym ją za rękę. - Gdzie ty idziesz? - zapytałem biegnąc za nią.
- Do twojej żony, skoro sam nie umiesz do niej iść - odparła. Charli zaśmiał się. Afra zderzyła się z Prędką Bryzą, który zaczął się szczerzyć. - Coś nie tak? - zapytała.
- Gdzie idziesz?
- Prosto przed siebie, jednakże ty stoisz mi na drodze - mruknęła. Przysunął ją do siebie i zanim zdążyłem zareagować syn wodza zwijał się z bólu. - Wybacz. Twoje zioła już nie działają - usłyszeliśmy. Afra poszła dalej, więc i ja za nią poszedłem. Usiadła obok mojej żony. - Witaj Lawendowa Perło - przywitała się.
- A ty tu po co? - fuknęła na nią.
- Chciałam się dowiedzieć jak się czujesz... - zmieszała się dziewczyna.
- A jak mogę się czuć? Podrywasz każdego mężczyznę, który stoi ci na drodze - fuknęła wściekła.
- Ale ja...
- Nie tłumacz się jakąś bezsensowną bajeczką - odparła. Stałem centralnie za nią, więc mnie nie widziała.
- Co ja ci zrobiłam? - zapytała Afra.
- Oh nie wiesz? - udawała zdziwienie. - Kleisz się ciągle do Wilczego Kła! Żadne zioła na ciebie nie działają! Jedynie odwrotny skutek wszystkie dają! - darła się na dziewczynę.
- Te zioła od Prędkiej Bryzy... To była twoja sprawka...? - zapytała niepewnie.
- No oczywiście! On by sobie z tym sam nie poradził! - krzyknęła.
- A obiecałaś, że już tego nie zrobisz - powiedziałem zdegustowany.
- To nie tak jak myślisz! Ja chciałam tylko, żeby o tobie zapomniała - powiedziała płacząc.
- To nie jej wina - odparłem. - Ojciec kazał mi się nimi opiekować, bo żaden z nich nie jest dorosły, ale widzę, że oni zachowują się bardziej dorośle niż ty - powiedziałem. Kobieta chciała się do mnie przytulić, ale ją odtrąciłem. Nie odezwała się więcej. Wzięła syna i poszła gdzieś ze swoimi przyjaciółkami, a ja poszedłem do rodzinnej chaty za Afrą i Charlim. Dziewczyna cały dzień się już nie odezwała. Pomimo naszych wielkich starań. Wróciłem do chaty zawiedziony. Lawendowa Perła przepraszała mnie, ale nie umiałem jej wybaczyć. Nie, gdy mnie okłamała. Nie odezwałem się do niej ani słowem.

Rano obudził mnie spanikowany brat.
- Czego chcesz? - fuknąłem na niego.
- Nie ma Afry - powiedział przerażony. Podniosłem się do siadu i przetarłem oczy.
- Oczywiście, że jej nie ma, bo nas nie posłuchała i poszła w pole - odpowiedziałem. Spanikowany brat pokręcił głową.
- Zostawiła dzieci w chacie - powiedział. To już do niej podobne nie było. Zawsze nosiła Lucasa ze sobą. - Wszystko zostawiła i zniknęła - powiedział zrozpaczony. Zaczął szlochać, przez co obudził Lawendową Perłę. Przyglądała się nam.
- Co się dzieje? - zapytała rozbudzona.
- Zniknęła - wyjąkał tylko mój brat. Ja się nie odezwałem. Wstałem i sam chciałem iść to sprawdzić. Wyszedłem z chaty. Zarówno Charli jak i Lawendowa Perła poszli za mną. Wszedłem do chaty i zacząłem sprawdzać każde pomieszczenie. Lucas przytulił się do mnie. Podniosłem chłopca.
- Widziałeś mamusię dzisiaj? - zapytałem. Chłopiec niepewnie pokiwał głową. - Kiedy?
- Rano... Pogłaskała mnie i wyszła z sypialni...
- Czemu jej nie zatrzymałeś? - zdenerwował się mój brat. Chłopiec zaczął płakać.
- Cii... - chciałem go uspokoić. - To nie jego wina - powiedziałem do brata delikatnie przytulając Lucasa. Wtulił się we mnie.
- Ja nie wiedziałem, że mamusia sobie pójdzie - powiedział, gdy już trochę się uspokoił.
- I co my teraz mamy zrobić? - zapytał mój załamany brat.
- Jedziemy jej szukać - odpowiedziałem. - Zostaniesz z siostrzyczką? - zapytałem próbując postawić chłopca. Lucas jednak tylko mocniej wtulił się we mnie. Westchnąłem.
- Ja z nimi zostanę - powiedziała Lawendowa Perła. Spojrzałem na nią zmieszany.
- Już raz nas okłamałaś... - zacząłem.
- Wolisz jeździć po lesie z dziećmi? I to z małym dzieckiem w dodatku? Bez matki? - zadawała pytania. Spojrzałem na Lucasa.
- Pilnuj jej proszę, bo jej nie ufam - szepnąłem do chłopca tak, że tylko on to mógł usłyszeć. Pokiwał głową i pozwolił się postawić na ziemi. - Wrócimy jak tylko ją znajdziemy - rzuciłem wychodząc. Mój brat był rozbity i nie wiedział co zrobić. - Idziesz czy zostajesz? - zapytałem. Poszedł za mną. Wyjechaliśmy z obozu. Szukaliśmy ją po lesie. Po raz kolejny dzisiaj obdarzyłem brata repremendą, gdy zaczął panikować. Uspokajało go to chyba, albo pomagało mu się ogarnąć. Jeździliśmy wzdłuż rzeki, dotarliśmy aż do rodzinnej chaty dziewczyny, przejechaliśmy wzdłuż i wszerz cały las kilka razy. Bez skutku. Zaczynało już zmierzchać. Miałem nadzieję, że sama wróciła do obozu. Nie mogliśmy jej szukać w nocy. To zbyt niebezpieczne, a jak będzie ciemno to i tak jej nie znajdziemy. Zarządziłem powrót. Charli ociągając się pojechał za mną. Jeśli nie będzie jej w obozie, to wrócę tutaj sam. Ale ktoś musi sprawdzić czy wszystko w porządku z Lucasem i Shanti, a mój brat był zbyt roztrzepany, by jeździć w nocy po lesie.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz