Rozdział 46

0 0 0
                                    

Jakiś czas później przyszedł mój ojciec. Ochłonął trochę i przeprosił za to, że pobił się z Cichym Kaszlem. Spojrzał na mnie, wciąż wtulającego się w dziewczynę i westchnął.
- Tego dnia co pojechaliście... Jakoś południe było... Wracałem do obozu i wbiegła we mnie... - zaczął opowiadać zmieszany. Zacinał się jakby szukał odpowiednich słów. Zaczął opowiadać o tym jak próbowała uciec z obozu i jak wykiwała Prędką Bryzę kradnąc jego konia. W jaki sposób wyciągnęła informacje o prawidłowym kierunku i jak uderzyła Prędką Bryzę, gdy zaczął ją dotykać. Uśmiechałem się lekko nadal głaszcząc głowę dziewczyny. Moje oczy znowu wypełniły się łzami. To przeze mnie mogło jej się coś stać... - Ja... Ten... To ja już pójdę... - wyjąkał ojciec. Spojrzałem na niego.
- Dziękuję - powiedziałem. Przytulił mnie delikatnie, ale się odsunął po chwili. Zmierzyłem go wzrokiem. Zmieszał się. - Boisz się mnie? - zapytałem.
- Zrobiłeś się strasznie agresywny Victor... - powiedział tylko cicho.
- Wiem... Ja muszę zacząć panować nad moją złością - odpowiedziałem. - Do tej pory mi to wychodziło, a teraz... - westchnąłem.
- A teraz się nią opiekujesz jak małym dzieckiem - podsunął mi ojciec. - Jak wy byliście mali to też byłem agresywny względem niektórych wojowników - przyznał siadając spowrotem. - Albo jak poznałem twoją matkę - dodał. - Więc całkowicie cię rozumiem - powiedział całując moją skroń. - Ale masz rację. Powinieneś panować trochę nad swoją złością - stwierdził. Westchnąłem cicho. On również. - Wiem, że byłeś na mnie zły, kiedy dowiedziałeś się o ilości ciąży urojonych Kryształowego Nieba - powiedział cicho. - Mam nadzieję, że zrozumiesz dlaczego nie chcieliśmy wam o tym mówić... Dla twojej matki było to okropne przeżycie... Szczególnie, że za każdym razem była świadoma tej ciąży, a to, że jest ona ciążą urojoną, wychodziło dopiero po czasie... - powiedział cicho, a ja westchnąłem wpatrując się w Afrę. - Z badań Cichego Kaszlu wynikało, że obaj mieliście być dziewczynkami - dodał. - To jeszcze gorzej wpłynęło na waszą matkę...
- Ona nas... Nie chciała? - zapytałem niepewnie.
- Tego nie powiedziałem. Od zawsze była dumna ze swoich synów, ale zawsze miała nadzieję, że będzie miała córkę, którą wszystkiego nauczy - powiedział. - To było jej takie marzenie... I wy je spełniliście - dodał rozbawiony.
- Jak? - zdziwiłem się.
- Przyprowadzając Afrę - odparł. - Jak tylko ją zobaczyła nie mogła się jej nachwalić. Powiedziała od razu, że Charli do niej nie pasuje, bo wie, że jej młodszy syn jest chłopcem, który jest rozbrykany i lekkomyślny, ale nie mów tego swojemu bratu - zagroził mi. Pokiwałem głową rozbawiony.
- A ja?
- A ty zawsze byłeś odpowiedzialny i zawsze przyjmowałeś każdą winę i porażkę na siebie - odparł. - Widząc jak się załamujesz wizją ślubu z Lawendową Perłą sama nie mogła tego znieść - dodał. Pokiwałem głową patrząc w ziemię.
- Ale zrobiłem co musiałem i wziąłem na siebie konsekwencje swojego rozkojarzenia - odparłem. Ojciec pokiwał głową.
- Nie siedź nad nią całą noc i odpocznij też trochę, a ja się zaopiekuję Lucasem i Shanti - powiedział, a ja pokiwałem głową. Poszedł. Gładziłem ją po włosach. Łzy mi popłynęły kiedy zdałem sobie sprawę, że przez moją głupotę ona znowu się prawie nie załamała. Na szczęście skończyło się tylko omdleniem... Poczułem jak się zaczyna poruszać.
- Victor? - zapytała słabym głosem.
- Przepraszam Afro... - powiedziałem drżącym głosem. Przytuliła się do mnie i pocałowała mnie delikatnie, opuszkami palców gładząc moje policzki. Odwzajemniłem pocałunek. - Przepraszam, że ci nie wierzyłem... - szepnąłem.
- Miałeś prawo - odpowiedziała wtulając się we mnie. Pogłaskałem ją po głowie.
- Księżycowa Woda mi mówił jak uciekałaś z obozu - przyznałem cicho. - I jak przechytrzyłaś Prędką Bryzę i rozbiłaś mu nos - dodałem ze śmiechem, widząc jej dumną z siebie minę.
- Bałam się, że mi nie uwierzysz i chciałam cię szukać - przyznała cicho. Pocałowałem ją w czoło.
- Będę już zawsze wierzył w to, co mówisz - powiedziałem odgarniając jej niesforny kosmyk z twarzy.
- Ja też będę cię słuchała - obiecała, a ja ją przytuliłem. - Co się tak właściwie stało?
- Opadłaś z sił - powiedziałem. - Za dużo stresu i emocji... Widziałem jak osunęłaś się po ścianie, ale już nie reagowałaś. Słodka Śmierć powiedziała, że wszystko będzie dobrze i że musisz odpocząć - wyjaśniłem. - Księżycowa Woda pilnuje dzieci - dodałem. Pokiwała głową i zaczęła się podnosić. - Spokojnie wszystko jest zrobione, nie musisz wstawać - powiedziałem łagodnie.
- Jestem pewna, że ani mi ani tobie ta pozycja wygodną nie była - powiedziała ze śmiechem i poprawiła się. Nawet nie zwróciłem na to uwagi. Byłem tak długo pozwijany nad nią, że już się przyzwyczaiłem.
- Wybacz - powiedziałem całując ją, a ona oddała pocałunek.
- Idziemy na chwilę na obóz? - zapytała.
- Chcesz iść? - zdziwiłem się. Pokiwała głową. Podniosłem się i podałem jej rękę, żeby też mogła wstać. Wyszliśmy z chaty. Była już noc. - Spałaś cały dzień - wyjaśniłem. Poszliśmy w kierunku Księżycowej Wody. Usiadła między nami.
- Jak się czujesz? - zapytał ojciec.
- Co się stało? - zapytała przyglądając się jego ranom.
- Braterska sprzeczka można powiedzieć - odparł wzruszając ramionami. Afra spojrzała na ziemię. Znowu zaczęła się o to obwiniać? - Ale to nie twoja wina - powiedział szybko mój ojciec. Spojrzała na niego niepewnie. Oparł się na rękach patrząc w niebo. - Przypominasz mi trochę Kryształowe Niebo - stwierdził po chwili. - Ona też miała swój charakter i nawet Sokole Oko nie mógł jej powstrzymać - zaśmiał się. Spojrzał na nią. - To chyba nie przypadek, że się tutaj znalazłaś. Gdyby nie ty nie wiem czy Victor odkryłby błąd w diagnozie i chyba do końca życia by o tym nie wiedział - odparł ze śmiechem.
- Tato... - czułem, jak się czerwienie. - Sami myśleliście, że tak jest - dodałem. Uśmiechnęła się i przytuliła do mnie. Zobaczyliśmy, że Cichy Kaszel idzie w naszym kierunku. Jego brat już przewrócił oczami.
- Śnieżny Kwiecie mógłbym cię prosić? - zapytał podchodząc do nas. Odruchowo mocniej przytuliłem dziewczynę. Spojrzała na mnie przerażona.
- Czy coś się stało Cichy Kaszlu? - zapytała niepewnie.
- Chciałem tylko sprawdzić nową metodę - odparł.
- I postawić błędną diagnozę? - odgryzł się mój ojciec.
- To może być przełom w medycynie.
- Będzie bolało? - chciała wiedzieć Afra. Medyk pokręcił głową z uśmiechem. Księżycowa Woda coś do niej szepnął, a ona się uśmiechnęła.
- Potrzebuje kilka kobiet w ciąży. Wiesz może kogo jeszcze mogę zapytać?
- Roziskrzone Niebo i Szeleszczący Liść? - zapytała niepewnie. Medyk się uśmiechnął.
- Przyjdźcie do mnie jutro z rana - poprosił odchodząc.
- Boje się co on znowu wymyślił... - westchnął Księżycowa Woda. Chwyciłem ją delikatnie i posadziłem na swoich kolanach i wtuliłem w jej plecy. Siedzieliśmy tak jakiś czas, dopóki nie przybiegły zmęczone dzieci. Wróciliśmy do chaty i poszliśmy spać.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz