Rozdział 38

0 0 0
                                    

Długo już rozmawiałem z medyczką. Zapewniła mnie, że Afra nie umrze, co trochę mnie uspokoiło. Przez cały ten czas Afra patrzyła w ziemię.
- Co się dzieje? - zapytałem chcąc unieść jej głowę. Nie pozwoliła jednak na to.
- Nic... Wszystko jest w porządku... - powiedziała niepewnie. Posadziłem ją na swoich kolanach.
- Afro? - zapytałem delikatnie. Medyczka podeszła zdezorientowana. Afra na mnie spojrzała. Była cała spuchnięta. - Co się dzieje? - zapytałem. Nie odpowiedziała, a zamiast tego przytuliła się do mnie i wybuchnęła płaczem. - Hej... Spokojnie... - szeptałem jej do ucha.
- Wypij - powiedziała Słodka Śmierć podając jej jakiś napar. Dziewczyna pokręciła głową i coraz bardziej płacząc wtulała się w moją klatkę.
- Nie płacz - poprosiłem, przytulając ją i gładząc jej włosy. - Nie duś - dodałem, gdy zaczęła mnie ściskać tak mocno, że zaczęło brakować mi tchu. Poluzowała uchwyt. - Co się dzieje? Dlaczego płaczesz? - chciałem się dowiedzieć. - Wypijesz zioła od Słodkiej Śmierci? - zapytałem podając jej napar. Uspokoiła się troszkę i wypiła zawartość naczynia. Skrzywiła się trochę, a ja się zaśmiałem. - To jak? Powiesz co się stało? - zapytałem.
- Nie męcz jej lepiej - skarciła mnie medyczka. Afra chciała się odezwać, ale chyba nie mogła. Zaczęła panikować.
- Już, już, cichutko - powiedziałem głaszcząc jej włosy. Cała się trzęsła. - Co jej podałaś? Dlaczego ona tak panikuje? - zapytałem podejrzliwie medyczkę.
- Zioła na uspokojenie... Działają też trochę usypiająco - odparła.
- Spokojnie Afro - szepnąłem jej przy uchu. Siedziała bokiem na moich kolanach, a ja trzymałem ją tak, jak zawsze, kiedy mdlała. Wtuliła się we mnie. Gładziłem jej włosy. Po chwili stwierdziłem, że zasnęła. - Dlaczego ona mogła płakać? - zapytałem.
- Zapytaj się jej - odpowiedziała Słodka Śmierć. Westchnąłem. - Ale mogło to być też spowodowane...
- Wiem czym - przerwałem jej wściekły. - A może to przez to? - zapytałem zmartwiony. Pogłaskałem ją po głowie. Uszczypnęła mnie. - Ała! To boli - wymsknęło mi się. Spojrzałem na nią. - Nie śpisz? - zapytałem. Widziałem jak walczy z ziołami.
- N-nie - wyjąkała po dłuższej chwili. Starała się otworzyć oczy.
- Dlaczego płakałaś? - zapytałem gładząc jej włosy, chcąc ją uspokoić.
- N-nie posłuchałam cię... - powiedziała słabo.
- Przecież nic się nie stało - powiedziałem łagodnie, pomagając jej usiąść. Obróciłem ją tyłem do siebie i oparłem jej plecy o moją klatkę, podtrzymując ją.
- Ale mogło... - powiedziała cicho. Pocałowałem tył jej głowy. Była cała spanikowana. - Już... Już... - załkała.
- Ciii... Spokojnie - powiedziałem delikatnie głaszcząc jej włosy.
- Już zawsze będę cię słuchała... - wyłkała cała się trzęsąc.
- Ciii... - szepnąłem jej do ucha. - Już jest dobrze...
- Ale... - zapłakała.
- Ciii... - uciszyłem ją. Wtuliła się we mnie plecami. - Chodź, wrócimy do chaty, co ty na to? - zapytałem podnosząc ją ostrożnie. Stała chwiejnie, więc trzymałem ją, żeby się nie przewróciła. Pożegnaliśmy się z Słodką Śmiercią i poszliśmy do chaty. Był już wieczór... Cały dzień przesiedzieliśmy w chacie medyczki. Dzieci już spały, pilnowane przez Księżycową Wodę. Gdy tylko je zobaczyła, zaczęła płakać. Podniosłem ją i opierając na swoim biodrze, przycisnąłem jej głowę do swojej klatki. Głaskałem ją po plecach chcąc, żeby się uspokoiła. Miałem poważny wyraz twarzy.
- Co jej się stało? - zapytał zmartwiony Księżycowa Woda.
- To samo co mamie tyle razy - powiedziałem zły. Ojciec westchnął i poszedł. Afra już się trochę uspokoiła. Oparłem się o ścianę i zjechałem w dół. Posadziłem ją na swoich kolanach i głaskałem jej plecy, dopóki nie zasnęła. Złożyłem jej pocałunek na skroni. Chwilę później też zasnąłem wtulony w nią.

Minęło półtorej roku od tego dnia. Przez ten czas opiekowałem się Afrą jak małym dzieckiem. Chyba jej to nie przeszkadzało, a nawet byłbym skłonny powiedzieć, że jej się to podobało. Niebawem miała mieć swój egzamin. Strasznie się go bała... Pomagałem jej się do tego przygotować i odziwo nie była marudna jak inni wojownicy czy kobiety. Ona była przerażona. Opowiedziałem jej trochę o swoim egzaminie i niejednokrotnie powtórzyłem, że wszystko jej się uda. Jej przyjaciółki zdobyły imiona kilka dni wcześniej i Afra poprosiła jedną z nich o przypilnowanie dzieci.
- Pamiętasz wszystko? - zapytałem nim jeszcze wyszliśmy z chaty. Pokiwała głową. - Wszystko będzie dobrze, jasne? Obojętnie co wymyśli, poradzisz sobie - powiedziałem. Uśmiechnęła się lekko, a ja złożyłem pocałunek na jej głowie. Wyszliśmy z chaty. Od razu oddała dzieci Eleonie, czyli teraz Roziskrzonemu Niebu.
- Wilczy Kle! - zawołał mnie Ropuszy Śpiew. Oh, jak on mnie drażnił...
- Co chcesz? - fuknąłem na niego.
- Prędka Bryza każe przekazać, że dzisiaj prowadzisz polowanie - wydyszał otyły wojownik.
- Ja? Dlaczego? Przecież prosiłem o wolne - zdziwiłem się, a po chwili zdenerwowałem.
- Ja tylko przekazuje - odparł. - Chodź szybko. Wszyscy czekają - dodał. Afra patrzyła na mnie przerażona.
- Dasz sobie radę - powiedziałem całując ją w czoło. - Krzywdy ci zrobić nie może, bo się ze mną policzy - dodałem. Poszedłem w kierunku stajni. Byłem wściekły na Prędka Bryzę. On to chyba zrobił specjalnie, a bojąc się mnie, przysłał Ropuszy Śpiew. Jak tylko się dowiem, że coś jej zrobił, to pożałuje tego. Wskoczyłem na Wichra i pojechałem w kierunku wojowników. Nie odezwałem się tylko wyjechałem z obozu. Jechałem nie odzywając się.
- Wilczy Kle? - zapytał Mrówczy Pęd. Spojrzałem na niego zły. Zamilkł przestraszony. Mimo iż był ode mnie dużo starszy, od jakiegoś czasu to ja zacząłem budzić postrach.
- Widzimy się tutaj w pełnym słońcu - rzuciłem.
- Co cię znowu ugryzło, brat? - zapytał Niedźwiedzi Kieł zrównując się ze mną. Mierzyłem go wzrokiem.
- Prosiłem go o wolne, a muszę się włóczyć po lesie - mruknąłem. - Ja się chciałem tylko wyspać - dodałem z udawanym żalem i załamaniem. Obaj wybuchnęliśmy śmiechem.
- A tak serio? - zapytał po chwili. - Ty i spanie to dwie odmienne rzeczy. Czekaj... Afra ma dzisiaj egzamin? - zapytał. - I chciałeś z nią zrobić to na oczach Prędkiej Bryzy? - zapytał rozbawiony. Patrzyłem na niego zdezorientowany.
- O czym ty mówisz? - zapytałem.
- A myślałem, że uczyłeś ją do egzaminu - odparł zdziwiony Niedźwiedzi Kieł i wzruszył ramionami. Chciał się oddalić, ale chwyciłem jego rękę i zacisnąłem w żelaznym uścisku. Mój brat zaczął mi wyjaśniać różnice między kobiecym, a męskim egzaminem i zasadą, którą przywrócił Prędka Bryza. Sam nie wiem kiedy poluźniłem uścisk na jego przedramieniu. - Naprawdę o tym nie wiedziałeś? - zapytał rozbawiony.
- Dlatego chciał się mnie pozbyć z obozu... - powiedziałem na głos uświadamiając sobie swój błąd. Mój brat zaczął się śmiać. - Ostrzegałem go - powiedziałem napinając się cały. - I słowa dotrzymam - dodałem. Chciałem wrócić do obozu.
- A polowanie? I tak ich nie ma w obozie. A jak mu podpadniesz to będziesz miał problemy - powiedział mój brat. Niechętnie przyznałem mu rację i polowaliśmy razem.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz