Rozdział 44

1 0 0
                                    

Minął miesiąc od naszej zamiany rolami. Niedawno dostałem nakaz wyjazdu w teren. Nie byłem zbyt szczęśliwy z tego powodu, ale musiałem jechać. Zauważyłem, że brzuch Afry stał się trochę większy, ale stwierdziłem, że to może być ta cała ciąża urojona lub zaczęła normalnie jest, a nie się głodzić, więc nie chciałem jej martwić. Pomogła mi się przygotować na wyjazd i mnie pocałowała. Uśmiechnąłem się delikatnie. Pojechaliśmy. Jechaliśmy kłusem w kierunku Plemienia Zwierząt Łąkowych.

Dojechaliśmy tam w niecały tydzień. Wjechaliśmy do obozu. Część wojowników już zeszło z koni. Również zszedłem. Ropuszy Śpiew zajmował się zebraniem koni i umieszczeniem w stajni. Zbliżył się do mnie i chwycił Wichra za uwiąz.
- Prędka Bryza został z nią sam na sam - mruknął do mnie. Patrzyłem na niego zdziwiony. - Nie przypadkiem się tu znalazłeś - zaśmiał się odchodząc. Czy on próbował mnie sprowokować? Jeśli tak to trochę mu się udało, bo byłem już zły. Najchętniej bym wziął Wichra i wrócił do obozu. Poczułem uderzenie. Odwróciłem się i podniosłem chłopca, który się o mnie przewrócił. Postawiłem go na nogach.
- Wszystko w porządku mały? - zapytałem. Pokiwał niepewnie głową. Uśmiechnąłem się lekko i podniosłem, a chłopiec wpatrywał się we mnie. - Nie biegniesz do rodziców? - zapytałem lekko zdziwiony. Malec nic nie odpowiadając wpatrywał się we mnie. Zauważyłem Ostowy Pęd w oddali. Szedł w naszym kierunku. Ja też poszedłem w jego kierunku, a chłopiec szedł za mną. Wojownik wyglądał na rozbawionego. - Witaj Ostowy Pędzie - przywitałem się z nim.
- Witaj Wilczy Kle - odparł. - Chodź Filip i nie męcz go już - dodał ze śmiechem podnosząc syna. Spojrzałem na chłopca zdezorientowany.
- To jest twój syn? - zapytałem zdziwiony. - Przecież był dużo mniejszy - stwierdziłem.
- Ostatni raz go widziałeś jakieś 10 lat temu - zaśmiał się Ostowy Pęd. - A teraz to już duży chłopiec i jeździ ze mną na polowania, prawda? - zapytał, a chłopiec pokiwał głową zadowolony.
- Świetnie - powiedziałem uśmiechając się. - Przynajmniej nie będziesz samotny - rzuciłem do kuzyna. Zaśmiał się. Chłopiec coś wyszeptał mu do ucha. Mężczyzna pokręcił głową rozbawiony.
- Nie, nie możesz z nami jechać - powiedział.
- Na trasę mama na pewno cię nie puści - powiedziałem. - Ale może uda ci się ją namówić na przejażdżkę? - podsunąłem. Chłopiec spojrzał uradowany na swojego ojca, który posłał mi niezadowolone spojrzenie. Zaśmiałem się.
- To chodźcie, idziemy - powiedział wojownik.
- A jego matce nic nie powiesz? Nie będzie się martwiła? - zapytałem zmartwiony. Patrzył na mnie zdezorientowany.
- Po co mam się jej tłumaczyć z tego gdzie jedziemy? - zdziwił się. - Ty musisz się tłumaczyć? - zapytał. Zawahałem się. Zaczął się śmiać. - Robisz wszystko co ona sobie wymyśli? - zapytał rozbawiony. Spojrzałem w dół nie wiedząc co powiedzieć.
- To nie o to chodzi - odparłem. - Po co ma się martwić, że go nie ma, jeśli można jej powiedzieć? - zapytałem.
- Nie będzie się martwić, bo dzisiaj ja się nim zajmuje - odparł rozbawiony. - Ona go nie pilnuje cały czas, tylko pozwala mu się bawić samemu - dodał.
"Czyli zachowuje się trochę jak Lawendowa Perła..." - pomyślałem.
- A ty co? Niby tak się o nią troszczysz, a nie pomagasz jej przy dziecku? - zapytał rozbawiony.
- To jest inna sytuacja. Ona cały czas nie spuszcza ich z oczu i się o nie boi - powiedziałem poddenerwowany.
- Victor spokojnie - zaśmiał się. - Czemu się tak denerwujesz?
- Bo przed chwilą Ropuszy Śpiew mi powiedział, że Prędka Bryza specjalnie chciał się mnie pozbyć i się boję co on zamierza zrobić - mruknąłem. - Raz już porwał jej syna, po czym zostawił w lesie - dodałem.
- Ale, że Prędka Bryza? - zapytał zdziwiony.
- Tak. Cały czas ją nachodzi, przez co ona boi się już wszystkiego - mruknąłem.
- Ten Prędka Bryza?
- A jaki inny? - zapytałem zły. Westchnął. - Przepraszam - powiedziałem.
- To co? Idziemy pojeździć po łące może ci się poprawi - powiedział. Poszliśmy w kierunku stajni zabierając konie. Wskoczyłem na Wichra i pogładziłem go po karku. Ostowy Pęd wskoczył na innego konia, sadzając syna przed sobą. Patrzyłem na nich. Może Lucas też kiedyś mnie zaakceptuje jako ojca...? Wyjechaliśmy z obozu. Zagalopowałem podnosząc się lekko. Wiatr we włosach to było to, czego najbardziej potrzebowałem. Od razu mnie to uspokoiło i zapomniałem, że jeszcze chwilę temu byłem nerwowy. Zatrzymałem konia i zawróciłem chcąc sprawdzić gdzie jest Ostowy Pęd. Okazało się, że był dalej niż myślałem. Kłusowali. Patrząc na nich stwierdziłem, że chętnie bym pojeździł z Afrą. Szybko mknąc przez nasz las...
- Victor żyjesz? - wyrwał mnie z zamyślenia głos Ostowego Pędu. - Najpierw cię dogonić się nie da a teraz patrzysz w dal i się uśmiechasz - zaśmiał się.
- Czekałem na ciebie - odparłem. - Miło poczuć wiatr we włosach - dodałem.
- Widzę. Od razu ci się humor poprawił - powiedział. Jeździliśmy jeszcze trochę. Pod wieczór wróciliśmy do obozu.
- Co moje oczy widzą? - zakpił Ropuszy Śpiew, gdy tylko nas zobaczył. - Znaleźć was się w obozie nie da, konie zniknęły, nikt nic nie wie, a panowie sobie jeżdżą poza obozem! - oburzył się.
- Nie będziesz mi rozkazywał w moim obozie - odgryzł się Ostowy Pęd. - Mogę jeździć gdzie i kiedy mi się podoba.
- Może i tak, ale Wilczy Kieł już nie - odparł z uśmiechem. - Mam przekazać Prędkiej Bryzie? - zapytał władczo.
- Mam przekazać mu twój sekrecik? - zapytałem uśmiechając się zadziornie. Blefowałem, a mężczyzna cały poczerwieniał. Czyli teraz trzeba się dowiedzieć o jego sekrecie, bo wygląda na ciekawy.
- Ile wiesz? - zapytał zestresowany.
- Wszystko - odparłem. Pobladł. - Mogę iść, czy wolisz tłumaczyć się przed Prędką Bryzą? - zapytałem. Ruchem ręki kazał mi odejść. Wziąłem Wichra do stajni. Ostowy Pęd szedł za mną.
- Co on zrobił? - zapytał zdezorientowany. Uśmiechnąłem się. - Skąd znasz jego sekret? Czemu się nie odzywasz? - pytał przestraszony. Dyskretnie sprawdziłem czy za nami nie idzie.
- Bo nie wiem, ale się dowiem - odpowiedziałem szeptem. Wojownik zaczął się cicho śmiać.
- Z tej strony ciebie nie znałem - przyznał. Zaśmialiśmy się. Zostawiliśmy konie i usiedliśmy niedaleko ogniska. Było ciepło, coraz cieplej. A ja tak chciałem już wrócić do własnego obozu... Do wolności... I do Afry... Siedzieliśmy tak dopóki księżyc nie wzniósł się wysoko na niebo. Wtedy wróciliśmy do chaty. Poszliśmy spać. Następnego dnia mieliśmy jechać w dalszą trasę, także musieliśmy się wyspać...

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz