Rozdział 19

2 0 0
                                    

Wróciliśmy do obozu. Charli był przerażony. Poszliśmy w kierunku chaty. Mój brat był wściekły, przerażony i spanikowany zarazem. Kazałem mu wrócić do chaty, ale on chciał jechać spowrotem.
- Na pewno nie będzie stała na środku i czekała na ciebie - warknąłem na niego przywołując go do porządku. - Twoja panika nic ci nie pomoże - dodałem. Sam byłem jednak niespokojny. Wściekły Charli otworzył drzwi z rozmachem.
- Nie ma jej - warknął na mnie.
- Na pewno się znajdzie - powiedziałem. - W nocy nie ma co szukać, jest za ciemno - próbowałem mu wyjaśnić. Ojciec by mnie udusił gdyby się dowiedział, że Charli pojechał po ciemku w las.
- Lucas zniknął! - zawołała przerażona Lawendowa Perła wychodząc z sypialni.
- Miałaś go pilnować! - krzyknął mój brat.
- I pilnowałam... - zmieszała się. Charli już zrezygnował, a ja zacząłem przeszukiwać po raz kolejny chatę. Zostały mi ostatnie dwa pokoje. Duży pokój i sypialnia Księżycowej Wody.
- Głośniej już się nie dało wrócić? - zapytał niezadowolony. Siedział coś przeglądając. Na przeciwko niego siedziała Afra. Patrzyłem na nią chwilę.
- Charli - rzuciłem do brata.
- Znalazłeś go?
- Najpierw sprawdzaj dokładnie swoją chatę, nim powiesz, że kogoś nie ma - mruknąłem. - Znalazłem obu - dodałem, a mój brat rzucił się na nią z płaczem.
- Gdzie ty byłaś? - zapytał. Szepnęła coś do niego, na co on niechętnie ją puścił. - Gdzie byłaś? - zapytał ponownie.
- Nad rzeką - odpowiedziała zmieszana. Podniosła się i wzięła córkę z rąk Lawendowej Perły. - Dziękuję - powiedziała delikatnie się uśmiechając. Razem z Lawendową Perłą poszliśmy do swojej chaty. Przeprosiła mnie.
- Ja też cię przepraszam - powiedziałem przytulając ją chyba po raz pierwszy. Położyliśmy się spać.

Dni mijały i starałem się bardziej pomagać Lawendowej Perle. Nie powinienem jej tak traktować. Nawet jeśli ten ślub to był tylko głupi żart mojego brata. Minęły jakieś dwa miesiące od kiedy Afra się zgubiła. Razem z Charlim jechaliśmy na polowanie. Gdy wróciliśmy Afry nigdzie nie było.
- Miała być w lesie - przypomniał sobie mój brat. Poszedł jej szukać. Zacząłem rozpalać ognisko razem z Kurzą Stopą. Zauważyłem, że Afra i Charli wracają do obozu. Chłopak miał zakrwawiony nos. Szli szybko w kierunku medyczki. Po jakiejś chwili wyszli, a mój brat miał opatrzony nos. Szli w kierunku domu nawet mnie nie zauważając. Wróciłem do chaty. Jutro mój brat będzie miał dużo do opowiadania.

Wcześnie rano obudziłem brata. Pojechaliśmy na polowanie. Milczałem dłuższą chwilę. Spojrzałem na brata. Nadal miał opatrunek.
- Co ci się stało? - zapytałem.
- Ta twoja mała dziewczynka się na mnie rzuciła - mruknął. Zaśmiałem się. - Ona nie jest taka bezbronna! - oburzył się mój brat. - Mała bestia normalnie - odparł. Śmiałem się jak głupi.
- Co ona ci zrobiła? - wydusiłem.
- Omal nosa nie złamała! - krzyknął.
- Ale to dziecko i w dodatku dziewczynka - odparłem.
- Niebezpieczne dziecko - fuknął mój brat.
- Cieszę się, że tak się dogadujecie, ale wolałbym, żebyście zajęli się zwierzyną - wtrącił się Zajęczy Sus.
- Słyszę, że o jakiejś ładnej dziewczynie gadacie - stwierdził Kurza Stopa.
- Ona jest moja - odpowiedzieliśmy niemal jednocześnie. Obaj mężczyźni wybuchnęli śmiechem, a ja zrobiłem się czerwony. Pospieszyłem Wichra chcąc jak najszybciej zniknąć im z oczu.
- Nasz Wilczy Kieł się zakochał czy tylko mi się wydaje? - zapytał rozbawiony Zajęczy Sus zrównując się ze mną. Znowu zacząłem się robić czerwony.
- Ta jego dziewczynka jest niebezpieczna! - ostrzegł go mój brat. - On też jest przez nią niebezpieczny! - dodał. Przewróciłem oczami.
- Uuu niebezpieczna miłość? - zaśmiał się Kurza Stopa.
- Uważaj bo ugryzie - zażartował Charli.
- Ta dziewczynka, którą znaleźliście? - zapytał Zajęczy Sus. Nieznacznie skinąłem głową. - Urocze dziecko - przyznał.
Polowaliśmy dopóki słońce nie zaczęło zachodzić. Wróciliśmy do obozu z obfitym łupem. Odłożyliśmy zdobycze na stos. Poczułem jak coś wtula się w moje nogi. Spojrzałem zdezorientowany na Lucasa.
- Co się stało? - zapytałem podnosząc chłopca.
- Nudzi mi się - poskarżył się. Westchnąłem uśmiechając się lekko.
- I co byś ode mnie chciał? - zapytałem.
- Ty zawsze masz pomysł żeby się bawić - stwierdził. Zaśmiałem się.
- A Charli? - zapytałem.
- Mamusia powiedziała, że nie może się ze mną bawić - odpowiedział zawiedziony chłopiec.
- A mamusia wie, że tu jesteś? - zapytałem.
- Powiedziała, że mogę iść się pobawić w obozie - wzruszył ramionami. Pogłaskałem go po głowie.
- To co zamierzasz robić? - zapytałem. Wtulił się tylko we mnie.
- Nauczysz mnie jeździć konno? - zapytał z nadzieją. Pokręciłem głową odkładając go na ziemię. Chciał iść, ale chwyciłem go za rękę.
- Na naukę jeżdżenia jesteś jeszcze za mały, ale mam inny pomysł - odpowiedziałem. Rozpromienił się. Zabrałem go do lasu. Zdziwił się trochę. Znalazłem jakieś patyki, liście i liany. Usiadłem pod drzewem, a zaciekawiony chłopiec przysiadł obok mnie. Zacząłem składać różne małe przedmioty. Z dwóch patyków i liany można było zrobić zabawkę do zwalczania chwastów. Liście to świetne zmiękczenie patyków. Stworzyliśmy razem różne śmieszne stworki i zabawki. Lucas był przeszczęśliwy. Zrobiłem też kilka bardziej skomplikowanych konstrukcji.
- Gdzie się tego nauczyłeś? - zapytał oczarowany chłopiec.
- Ani słowa, że ja takie coś umiem - zagroziłem. - Mogę cię nauczyć, ale nie wiesz tego ode mnie - dodałem. Pokiwał głową przejęty, a ja wybuchnąłem śmiechem. - Sam się nauczyłem - odpowiedziałem na jego pytanie. - Podpatrzyłem kiedyś u jakichś wojowników, którzy podobne robili - dodałem. Chłopiec pokiwał głową na znak, że rozumie. - Wracamy do obozu? Żeby się mama nie martwiła - zapytałem. Zgodził się, więc wróciliśmy. Pobiegł od razu do szukającej go Afry. Był już wieczór.
- Gdzie wy byliście? - zapytała przytulając chłopca.
- W lesie - odpowiedziałem spokojnie. - Poszedł ze mną. Nic mu się nie stało - zapewniłem. Podniosła syna, z czego nie byłem zadowolony.
- Dziękuję - powiedziała, po czym poszła do chaty. Tego się nie spodziewałem. Usłyszałem śmiech.
- A idź ty - mruknąłem do Kurzej Stopy niezadowolony. Nie obchodziło mnie to, że był ode mnie dużo starszy i mogłem mieć problemy, za takie zachowanie. Mężczyzna jednak nie zapomniał o swojej przewadze.
- Jutro bierzesz podwójny patrol? Jak miło - rzucił ze śmiechem. Przewróciłem oczami i poszedłem do chaty. Anthony raczkował w moim kierunku. Podniosłem go z ziemi na co od razu zaczął piszczeć. Był prawie tak ciężki jak Lucas co mnie dość zdziwiło. Różnica wieku wynosiła między nimi ponad dwa i pół roku... Zaczął płakać, więc po chwili zjawiła się Lawendowa Perła. Dość mocno zaskoczona tym, że trzymałem chłopca. Od razu mi go zabrała i zaczęła uspokajać synka.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz