Rozdział 99

0 0 0
                                    

Zbliżała się wiosna. Co za tym idzie kolejna rocznica śmierci Afry... Czy ja już wspominałem, że jestem sam dla siebie niebezpieczeństwem? Ostatnio spadłem z drzewa, gdy chciałem coś z niego ściągnąć i nie wiem czy sobie czegoś nie złamałem, ale bałem się iść do Słodkiej Śmierci... Uraz w nodze na pewno się pogorszył, a w klatce znowu zaczęło mnie zaciskać... Musiałem zacząć ukrywać krwawy kaszel przed Lucasem, bo chyba by mnie udusił, jakby się dowiedział. Podczas egzaminu Mateo i Avy udało mi się ubłagać Lucasa, żebym mógł iść z nimi. Dostali nowe imiona które brzmią: Migocząca Zorza i Lisi Ogon. Mateo podczas polowania niechcący odciął owemu zwierzęciu tę właśnie część ciała. Chciało nam się śmiać widząc to.
Siedziałem przy ognisku przyglądając się płomieniowi. Poczułem jak coś uderzyło mnie w plecy. Odkaszlnąłem krwią.
- Dziadku? - zapytał przerażony Noah, który się we mnie wtulał. Gorzej trafić nie mogłem... Lucas zaraz dowie się o moim małym sekreciku...
- Co się stało? - zapytałem spoglądając na wnuka.
- Wszystko dobrze? - zapytał zmartwiony. - Nie chciałem ci zrobić krzywdy - powiedział, a do jego oczu napłynęły łzy. Chwyciłem go i posadziłem na swoich kolanach.
- Nic mi się nie stało - zapewniłem. - Czasami mi się tak zdarza, ale nie mów tatusiowi - poprosiłem.
- Czego ma mi nie mówić? - zapytał Lucas. Mogłem się domyślić... Moje dziecko, czyli zachowuje się tak jak ja... Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc siedziałem cicho. - Tato? Znowu zapomniałeś imion czy co się dzieje? - zapytał zmartwiony. Pokręciłem głową.
- Ja już nie pamiętam większości - powiedziałem rozbawiony. - Pamiętam tylko, że Noah to jest twój najstarszy syn i Gaia najstarsza córka Shanti, czyli siostra Leo... Ale nie rozróżnię ci już, która to Gaia, a która Jasmin - mruknąłem. - Cały czas je mylę - powiedziałem niezadowolony. Lucas westchnął i wtulił się we mnie. - Może po zapachu bym jeszcze mógł zgadywać - powiedziałem po chwili. Pocałowałem czubek głowy syna. Zacząłem się dusić i przerażony spojrzałem na Lucasa. Przyglądał mi się.
- Tato? Dlaczego ty znowu kaszlesz? - zapytał niezadowolony. - Znowu krwią?
- Jakiś stary uraz musiał się odnowić. Nic mi nie jest - powiedziałem.
- Co zrobiłeś? - zapytał podejrzliwie.
- Spadłem z drzewa...
- Kiedy?
- Jakiś tydzień temu...
- Czemu nic o tym nie wiem?
- Bo udało mi się to ukryć - powiedziałem dumny. Westchnął zrezygnowany. - Ale nic mi nie jest - zapewniłem. Chciał podwinąć moją koszulkę, ale mu nie pozwoliłem. - I co jeszcze? - zapytałem niezadowolony. - Może zacznę łazić po obozie bez niczego? - mruknąłem. - Ropuszy Śpiew z pewnością by się ucieszył - odparłem przewracając oczami.
- Tato...
- Nie.
- Tato...
- Nie - przerwałem mu. - Nic mi nie jest - powiedziałem zły.
- Tato...
- No nie.
- Niech cię Słodka Śmierć zobaczy i niech ona oceni - powiedział zdenerwowany Lucas. Nie byłem zadowolony, że podnosi na mnie głos. Zastanawiałem się czy uda mi się odwrócić jego metodę przeciwko niemu... Sprawiłem że do moich oczu napłynęły łzy. Nie pociekły po policzkach, ale było je widać. - Tato nie płacz... - powiedział zmieszany i przytulił mnie, a ja wybuchnąłem śmiechem wycierając oczy. Zostałem uderzony w ramię, a chłopak odwrócił się do mnie plecami obrażony. Chciałem go przytulić, ale machnął na mnie ręką zły. Delikatnie pocałowałem jego policzek i przyciągnąłem bliżej siebie.
- Nie tylko ty umiesz płakać na zawołanie - szepnąłem mu do ucha rozbawiony. - Jak nie umiałeś o coś poprosić to zawsze zaczynałeś płakać - przypomniałem cicho całując go w policzek. Odwrócił się do mnie przytulając mnie. - Już cichutko - powiedziałem. - Nie trzeba płakać - dodałem całując jego skroń. Orzechowy Świt i Afra mieli rację... Nie powinienem go aż tak rozdziecinniać... Przełożyłem śpiącego Noaha na kolana Lucasa, po czym wstałem. Poszedłem w kierunku wyjścia z obozu. Byłem zły na siebie. Chłopak od razu pobiegł za mną niosąc swojego syna.
- Tato gdzie idziesz? - zmartwił się.
- Przejść się - odparłem. - Zostaw go w obozie. Czemu go nosisz po lesie skoro śpi? - zapytałem. Lucas patrzył na mnie niepewnie. Oparłem się o drzewo, a Lucas pobiegł do obozu. Gdy tylko zniknął z zasięgu mojego wzroku zacząłem się oddalać. Poszedłem w kierunku grobów. Spojrzałem na nie i całą swoją wściekłość wyładowałem na drzewie, rozbijając sobie pięść po raz kolejny. Owinąłem ją liśćmi i usiadłem przy grobie Afry wpatrując się przed siebie. Słyszałem, że Lucas mnie szuka. Byłem zły na siebie. Zauważył mnie i podszedł, przytulając się. Odsunąłem się.
- Dlaczego uciekłeś? - zapytał zmartwiony.
- Bo dopiero teraz zrozumiałem jaki głupi byłem przez kilka ostatnich lat... - odpowiedziałem cicho. Zobaczył moją zabandażowaną rękę.
- Co ty zrobiłeś? - zmartwił się.
- Za bardzo chciałem mieć dzieci... Miałem nigdy nie mieć możliwości posiadania własnych... I przez to za bardzo cię rozdziecinniłem... - powiedziałem cicho. - Orzechowy Świt miał rację... To ja nie rozumiem pojęcia rodzica...
- Tato nie mów tak...
- Widzisz? - zapytałem. - Popatrz na siebie. Powinienem przestać dla ciebie istnieć kiedy znalazłeś rodzinę... Tak jak przestałem istnieć dla twojego rodzeństwa - powiedziałem patrząc na niego.
- Ale przecież nie przestałeś dla nich istnieć - odparł.
- Kto cały czas nade mną ślęczy? - zapytałem. Zmieszał się. - No właśnie. Powinienem umrzeć w tym głupim pudełku razem z resztą wojowników... - westchnąłem. - Dlaczego oni wtedy nie uciekli...? - załamałem się. Przytulił mnie delikatnie. Westchnąłem.
- Chodź wrócimy do obozu - poprosił mnie.
- Ty wracaj - powiedziałem. - Poradzę sobie - odparłem. - Powinieneś tak wisieć nad swoją żoną nie nade mną.
- Ale...
- Żadnych "ale". Wracasz do obozu - rozkazałem. Westchnął, ale posłuchał i po chwili zniknął. Westchnąłem ciężko. - Afro? - zapytałem cicho. - Wiem, że gdzieś tam mnie słyszysz... Zabierz mnie stąd póki mam jeszcze siłę to zrobić... - poprosiłem cicho. - Zabierz mnie stąd żebyśmy mogli się już spotkać - poprosiłem zrozpaczony. - Im dłużej tutaj zostanę, tym gorzej się to dla niego skończy... - szepnąłem. Podniosłem się powoli i poszedłem w kierunku obozu. Usiadłem w sypialni. Patrzyłem się w ścianę, a po moich policzkach popłynęło kilka łez. Zamknąłem drzwi od środka... Nie chciałem żeby tu wszedł... Położyłem się i niedługo później zasnąłem.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz