Rozdział 88

0 0 0
                                    

- Wilczy Kle? - zapytał chłopak. Czyli nie dość, że ufa jemu to mnie już nie... Spojrzałem na niego zmęczonym wzrokiem. Usiadł obok mnie i przytulił się delikatnie. Opuściłem nogi i posadziłem go na swoich kolanach. Wtulił się w moją klatkę. - Co tutaj robiłeś? - zapytał cicho.
- Coś o czym twoja matka nie mogła się dowiedzieć - szepnąłem mu do ucha. Pocałowałem jego policzek.
- Zdradzałeś ją...? - zapytał zmieszany i zawiedziony.
- Nigdy w życiu - odpowiedziałem. - Ćwiczyłem - powiedziałem ciszej. Spojrzał na mnie zdziwiony. - Nie idzie mi już jak kiedyś - westchnąłem. - A myślałeś, że serio umiałabym ją zdradzić? - zapytałem zrezygnowany. Pokręcił powoli głową. - To czemu cały czas mnie o to pytasz? - zapytałem.
- Bo Orzechowy Świt...
- Zastanów się proszę, czy zawsze mówi prawdę nim będzie na prawdę za późno - poprosiłem szeptem. Pokiwał głową nie rozumiejąc. Zrzuciłem go z moich kolan. Zdziwił się lekko. - Ściągaj to - powiedziałem pokazując na jakąś bluzkę. Patrzył na mnie przestraszony. - Nie zrobię ci krzywdy - powiedziałem. - Ale tak jest zdecydowanie łatwiej - dodałem. Niepewnie wykonał moje polecenie. - A teraz na ziemię - powiedziałem rozbawiony. Podparłem się na rękach i palcach u nóg i zacząłem ćwiczyć, zniżając się do ziemi i podnosząc się. - Na co czekasz? - zapytałem zmęczony już trochę. Lucas nie pewnie zaczął po mnie powtarzać, ale niemal od razu upadł na brzuch. Zaśmiałem się. - Dawaj, dawaj - powiedziałem nie przerywając ćwiczenia. - Jak byłem w twoim wieku, zanim poznałem twoją mamę to codziennie tym brata męczyłem - przyznałem się. - Ale byłem w lepszej formie od niego - pochwaliłem się. - On często ćwiczył od niechcenia - mruknąłem. - Żebym się odczepił. A ja ćwiczyłem dla własnej przyjemności - powiedziałem. - Kilka powtórzeń i mózg od razu lepiej pracuje - powiedziałem. Spojrzałem na Lucasa nawet mu szło. Podniosłem się i usiadłem obok niego. Też chciał przerwać. - No dawaj, dawaj - powiedziałem rozbawiony. - Ja tu starszy jestem - zauważyłem. - A idzie mi lepiej niż tobie - powiedziałem. Upadł zmęczony. Teraz on też dyszał, przez co chciało mi się śmiać. - To była ta łatwiejsza wersja - powiedziałem.
- A jest jeszcze trudniejsza...? - wydyszał Lucas. Pomogłem mu siąść. Pokiwałem głową.
- Z obciążeniem - powiedziałem. - Ktoś musi się na tobie położyć lub usiąść - wyjaśniłem. - I można zrobić we dwóch - dodałem. - Ale to trzeba dużo czasu poświęcić na ćwiczenia - powiedziałem. - A później jeden robi na ziemi, a drugi opiera stopy o barki pierwszego, a ręce o stopy - powiedziałem. - Wygląda śmiesznie, a utrudnienie ogromne - powiedziałem rozbawiony. Lucas mnie przytulił delikatnie. Gładziłem jego włosy. - Ty już lepiej idź, bo jak się spóźnisz to przyjdzie tu ten twój pomocnik - mruknąłem niezadowolony.
- Nie lubicie się? - zapytał Lucas z westchnięciem.
- On mnie nie lubi - poprawiłem go. Posadziłem go na swoich kolanach. Pocałowałem jego policzek. - A teraz już naprawdę zmykaj, bo ja chcę jeszcze żyć - zażartowałem.
- Dlaczego miałbyś nie żyć? - zapytał zdziwiony Lucas.
- Bo właśnie podrywam męża jego siostry - szepnąłem mu na ucho. - Obaj jesteśmy bez koszulek i obaj zmęczeni i spoceni - powiedziałem rozbawiony. Spojrzał na siebie czerwieniąc się lekko. Wsunął na siebie bluzkę. Wtulił się w moją nadal nagą klatkę. Po chwili wszedł Orzechowy Świt. Lucas miał otwarte oczy, ale głowę miał odwróconą w drugą stronę, więc wojownik nawet nie spostrzegł, że nie śpi.
- Widzę, że się nie boisz - rzucił drwiąco. - Ostrzegałem cię - warknął na mnie. - Zostaw ich w spokoju, albo pożałujesz - powiedział zły. Lucas spojrzał na niego zdziwiony.
- Dlaczego mu grozisz? - zapytał zdezorientowany. Wojownik się zmieszał. - Dlaczego grozisz mojemu ojcu? - zapytał Lucas zły.
- Przecież on nawet nie jest twoim ojcem - odparł mężczyzna. - Wszyscy mówią, że byłeś synem Prędkiej Bryzy, wielkiego wodza, a nie nieudolnego wojownika - powiedział przewracając oczami. Nieudolny wojownik... Miał rację... Nie potrafiłem sam się obronić przed Ropuszym Śpiewem...
- Nie będziesz tak o nim mówił - powiedział zły Lucas wstając. Chwyciłem go za rękę i ściągnąłem spowrotem na swoje kolana. Zdziwił się.
- Nie rób mu nic - powiedziałem. - On ma rację, ale on tego nie rozumie - powiedziałem. - Afra mi powiedziała, że miał paręnaście lat jak tu trafili, może on nigdy nie poznał smaku życia zwykłego, nieudolnego wojownika - powiedziałem. Mąż Shanti się zmieszał. - Nie powinieneś też cały czas mnie pilnować i siedzieć nade mną - powiedziałem. - Afra miała rację mówiąc, że macie swoje życie i to my musimy osunąć się sami w cień - powiedziałem. - Obóz należy do was. Nie będę wam wchodził w drogę - powiedziałem delikatnie się uśmiechając.
- Co ty chcesz zrobić...? - zapytał Lucas przestraszony.
- Przejść na emeryturę - odparłem rozbawiony. - Podobno od jakiegoś czasu mam skończone 50 lat, chociaż nawet tego nie czuje - powiedziałem. Chłopak przytulił się do mnie. - No leć - powiedziałem podnosząc go delikatnie. - Masz żonę, dzieci i swoje życie - odparłem. Orzechowy Świt patrzył się na mnie zmieszany. - Miłość oznacza również, że pozwala się komuś odejść... - powiedziałem cicho. Mężczyźni poszli. Zostałem sam. Ale nie trwało to długo. Po chwili przyszła Shanti ze swoim mężem.
- Przeprosisz go - powiedziała do niego. Pewnie Lucas już jej poskarżył. Westchnąłem cicho rozbawiony. Widać, że moje dzieci. Wszyscy lubimy przekraczać granice i łamać zasady. Przywołałem ją ruchem ręki. Posadziłem ją na swoich kolanach, plecami do siebie, żeby mogła obserwować reakcję męża.
- Wy strasznie lubicie naginać zasady i ostrzeżenia - szepnąłem jej do ucha. - Widać, że moje dzieci - szepnąłem rozbawiony. Zaczęła się śmiać. Jej mąż nie był zadowolony. - Nie denerwuj go już tak - poprosiłem ją cicho. - On zaraz się stanie gorszy niż Prędka Bryza czy Ropuszy Śpiew jak będziecie go tak strofować - szepnąłem. Dziewczyna pokiwała głową wstając. Wojownik nie odezwał się. Wyszli. Położyłem się. Po chwili ktoś wszedł do pokoju. - Więcej was już Afra nie miała - jęknąłem zmęczony. Spojrzałem na Feliksa. Tego się tu nie spodziewałem. Usiadłem spowrotem przeciągając się. - Co się stało? - zapytałem.
- Lucas mnie prosił... - zaczął, ale nie pozwoliłem mu skończyć.
- To Lucas już chodzić po schodach nie umie? - zapytałem niezadowolony.
- Ciii - uciszył mnie. - Masz iść ze mną - powiedział chłopak. Wstałem niechętnie i ubrałem szybko bluzkę. Jestem prawie pewny, że pójdziemy na obóz, a nawet jeśli nie, to i tak nie muszę paradować po domu półnagi. Chłopak faktycznie zabrał mnie na zewnątrz.
- Gdzie mam iść? - zapytałem stając przed chatą.
- Ze mną - odpowiedział Feliks.
- Bardzo śmieszne. Gdzie mnie zabierasz?
- Do mnie do domu - przyznał. Odwróciłem się na pięcie chcąc wrócić, ale chwycił mnie za rękę. Spojrzałem na niego zdziwiony. - Lucas się martwi - powiedział. - Boi się, że Orzechowy Świt coś ci faktycznie zrobi... - wytłumaczył.
- Nic mi nie będzie - odpowiedziałem łagodnie i pogłaskałem go po głowie. - Wyśpij się, a nie martw o mnie - powiedziałem. - Jestem dorosły i sobie poradzę - zapewniłem. Westchnął zrezygnowany i poszedł. Wróciłem do chaty i położyłem się. Otuliłem się kocem, który nadal pachniał Afrą... Zasnąłem. Pierwszy raz spałem całkowicie sam...

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz