Rozdział 93

1 0 0
                                    

Minął jakiś miesiąc od tego wydarzenia. Słodka Śmierć całkowicie pozbyła się ubitego żebra, a ja jak tylko wyszedłem z jej chaty poszedłem do Zajęczego Susa, by mu podziękować. Przytuliliśmy się. Zajęczy Sus powiedział, że od dawna już uważał mnie za swojego przyjaciela... Dlaczego tego nie zauważyłem? Od tej pory jednak każdego dnia razem gawędziliśmy przy ognisku. Często pilnował swojego wnuka, a do mnie dzieci też czasem podbiegały. Zbliżała się data śmierci Afry... Umarła wiosną, a zima właśnie się kończyła. Udało mi się ubłagać Lucasa, żeby w ten dzień poszedł ze mną na jej grób. Owy dzień zbliżał się wielkimi krokami. Nie mogłem się już doczekać. Miałem nadzieję, że zobaczę ją tak, jak mi obiecała.
Siedziałem przy ognisku. Nagle poczułem jak coś się we mnie wtula od tyłu. Chwyciłem ręce oplatające moją szyję. Kobiece dłonie. Zastanawiałem się tylko czy to Ava czy Shanti...
- Wszystko w porządku? - zapytała starsza z nich rozwiewając moje obawy. Uśmiechnąłem się lekko.
- Oczywiście - odparłem, a ona położyła głowę na moim barku. Pocałowałem jej policzek. - Coś się stało? - zapytałem. Pokręciła głową. - To chodź tu - poprosiłem przyciągając ją bliżej siebie. Delikatnie posadziłem ją na swoich kolanach.
- Ale ja zrobię ci krzywdę... - zmieszała się.
- Nic mi nie będzie - mruknąłem opierając jej plecy o swoją klatkę i kładąc podbródek na jej głowie. Przymknąłem oczy zmęczony.
- Na chwilę cię tylko zostawić i od razu kogoś męczysz - zaśmiał się Zajęczy Sus siadając na swoje miejsce.
- Nikogo nie męczę - odparłem. - Sama przyszła - powiedziałem rozbawiony.
- Sama wcisnęła ci się na kolana i teraz się mnie przestraszyła - dodał przewracając oczami. Wybuchnęliśmy śmiechem. Shanti była zdezorientowana i chciała iść, ale ją przytrzymałem.
- Czego się boisz? - zapytałem cicho całując jej policzek. - Krzywdy ci nie zrobię - powiedziałem. - On się nie odważy - szepnąłem. - Nie masz się czego bać - mruknąłem.
- Bardziej bym się obawiała mojego męża - odszepnęła.
- Słowo, a zrobię z nim porządek - odpowiedziałem.
- Ale ja nic nie robię - oburzył się Zajęczy Sus. Wybuchnęliśmy śmiechem. Wtuliłem się w jej plecy. Widziałem jak Zajęczy Sus się uśmiecha. - Pamiętasz jak się zachowywałeś na pierwszym wyjeździe? - zapytał po chwili rozbawiony. Zakryłem uszy Shanti dłońmi.
- Nie przy dziecku - mruknąłem.
- Nie przy dziecku, nie przy dziecku - zadrwił wojownik.
- Ja już nie jestem dzieckiem - odpowiedziała niezadowolona Shanti zabierając moje ręce. - Co zrobił? - zaciekawiła się. Posłałem mu mordercze spojrzenie, a on zaczął się śmiać.
- Jak się odezwę to mnie chyba gołymi rękami udusi - odparł mężczyzna.
- I tak się dowiem - rzuciła do mnie.
- Ani mi się waż - odpowiedziałem.
- Przyznasz się kto ci się śnił prawie każdej nocy? - zapytał rozbawiony Zajęczy Sus.
- Nie prawie każdej... - mruknąłem zawstydzony.
- Przepraszam. Każdej nocy i cały dzień - odparł coraz bardziej się śmiejąc. Puściłem Shanti.
- Możesz iść, bo ja chyba będę musiał z kimś poważnie porozmawiać - mruknąłem niezadowolony.
- Victor ty już się tak nie strosz - zaśmiał się mężczyzna.
- Zaczynasz gadać jak mój brat - odparłem przewracając oczami. Wybuchnęliśmy śmiechem. Biedna Shanti. Nie rozumiała naszego dziwnego poczucia humoru. Pocałowałem tył jej głowy. - Idziesz czy zostajesz? - zapytałem cicho. - Jak zaczniesz się tak głupio śmiać jak my to już nie nasza wina - dodałem rozbawiony.
- Przynajmniej dowiem się czegoś ciekawego - odparła. Ktoś do nas podszedł.
- Czuje, że za mną stoisz... - powiedziałem podnosząc głowę. Spojrzałem na Orzechowy Świt i delikatnie uniosłem głowę Shanti. Spojrzała na swojego męża zdziwiona.
- Co ty tu robisz? - zapytała.
- Czekam na ciebie - odpowiedział. Schylił się i podniósł ją delikatnie.
- Ty się pilnuj, bo jak mi się poskarży, to naprawdę będzie nieciekawie - powiedziałem niezadowolony.
- Ojciec Śnieżnego Kwiatu też cię tak atakował? - zapytał zrezygnowany Orzechowy Świt. Uśmiechnąłem się tylko zamykając oczy.
- Ona nie miała ojca - odpowiedziałem po chwili.
- Albo miała dwóch - odparł Zajęczy Sus. - On ją jak swoje dziecko traktował - wyjaśnił zdezorientowanemu Orzechowemu Świtu. - A jak się coś działo nie po jego myśli, to żaden z nas wolał nie być w skórze tego, kto zawinił - dodał rozbawiony. - Najczęściej to był jego brat - dodał po chwili namysłu.
- Nie zapominaj o Prędkiej Bryzie - odparłem.
- Kiedyś tak się zdenerwował przez Ropuszy Śpiew, że łaził całą noc i nawet nie zwrócił uwagi na to, że podłożyłem mu nogę - powiedział rozbawiony.
- Bolało - mruknąłem obrażony. - A on całą noc próbował wyciągnąć ode mnie co się stało - dodałem.
- To już rozumiem, czemu ciągle mnie do ciebie porównywała - odparł niezadowolony mąż Shanti. Zaśmiałem się. - A o co chodziło jej z ziołami? - zapytał.
- Lawendowa Perła ciągle ją nimi truła - odparłem.
- Mnie otruł Anthony... Jeszcze zanim został medykiem - powiedział. Spojrzałem na niego zdziwiony. - Wykryła to, bo nie panowałem nad złością i omal nie zabiłem swojej siostry - przyznał się zniesmaczony. Zajęczy Sus otworzył szerzej oczy.
- O tym nie wiedziałem - przyznał mój przyjaciel.
- Podobno później przeszukała swojego brata czy nie ma nic przy sobie, bo był wściekły, a chciała z nim porozmawiać - mruknął wojownik.
- Macie chyba za dużo do powiedzenia - powiedziała niezadowolona Shanti.
- Poczekaj - poprosiłem. - Co się stało twojej siostrze? - zapytałem.
- My chyba na prawdę musimy już iść - powiedział mąż dziewczyny, chcąc uciec.
- Wracaj - zawołałem za nim zły. Podniosłem się. Chwyciłem jego ramię i odwróciłem w swoją stronę. - Co się stało twojej siostrze? - powtórzyłem pytanie.
- To było pod wpływem ziół... Ja już na prawdę nic nie zrobię - powiedział zmieszany.
- Pytam, co jej się stało - odpowiedziałem. Mężczyzna westchnął zrezygnowany i zaczął cicho opowiadać. Widziałem złość i smutek malujące się na twarzy Shanti. Słuchałem uważnie, nie chcąc nic przeoczyć.
- I podejrzewała na początku Mie, dlatego była taka nieufna dla swojego brata... - powiedział. - Przestraszyłem ją i dostałem za swoje... - dodał.
- Ja też dwa razy ją przestraszyłem - powiedziałem poważnie. - Raz poskutkowało to zbyt szybkim porodem, a drugi, że zakazała mi się bić z bratem.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Mój brat mnie jakimiś ziołami odurzył jak się biliśmy - odparłem. - To były czasy, kiedy każdą walkę wygrywałem - westchnąłem. - Odpuściłem i nie dobiłem go tylko dlatego, że Alyssa ubłagała mnie, żebym poszedł sprawdzić co się dzieje z Afrą - powiedziałem. Widziałem jak Shanti wpatruje się we mnie zdziwiona i przerażona. Uśmiechnąłem się. - Myślę, że jak się nachyliłem nad nią to poczuła moją krew na swoich ustach i to ją przestraszyło - powiedziałem wzdychając cicho. - Mój niegdyś ulubiony smak stał się tym najbardziej znienawidzonym - powiedziałem rozbawiony.
- Czemu go pobiłeś..? - zapytał zmieszany Orzechowy Świt.
- Przekroczył granicę, której miał nie przekraczać - odpowiedziałem. - Próbował ją skrzywdzić na moich oczach i jak oberwał, tak dwa miesiące w bandażach chodził - powiedziałem.
- Temu on wtedy tak wyglądał...? - zapytał przestraszony Zajęczy Sus. Wzruszyłem ramionami rozbawiony. Orzechowy Świt i Shanti wrócili do chaty, a ja pogadałem jeszcze chwilę z Zajęczym Susem, po czym również poszedłem się położyć.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz