Rozdział 36

1 0 0
                                    

Prędka Bryza póki co nie zbliżał się ani do Afry, ani do Lucasa. Ma szczęście, bo inaczej naprawdę bym się z nim policzył. Zajęczy Sus przyznał się, że jest pod wrażeniem mojej odpowiedzialności. Ja poprostu bronie tego co ważne i co moje. Nie mogę i nie chce wyobrażać sobie w jaki sposób Prędka Bryza zrobił Afrze traumę dla swojej osoby. Wiem tylko, że jak to zrobi ponownie to naprawdę mnie popamięta.
- Słyszałam, że jesteśmy małżeństwem od jakiegoś czasu - powiedziała dziewczyna w pewnym momencie. Spojrzałem na nią zmieszany. - To prawda? - zapytała. Skinąłem głową powoli.
- Ale miałaś się dowiedzieć o tym dopiero w dniu swojej pełnoletności... - odpowiedziałem zawiedziony. Przytuliła się do mnie. Zdziwił mnie jej gest. Ona naprawdę tego chciała? Przecież jestem od niej o wiele starszy... Wtuliłem się w nią, wdychając jej przecudny, słodki zapach. Ona chyba zdawała sobie sprawę jak na mnie działała... Mógłbym zrobić dosłownie wszystko... Spojrzałem na Lucasa. Patrzył na mnie z nadzieją. - Mogę wziąść Lucasa na polowanie? - zapytałem. Odkleiła się ode mnie i spojrzała na chłopca.
- Chcesz iść? - zapytała. To chyba było najgłupsze pytanie jakie słyszałem. Przecież to on mnie już od dawna męczy, żebym go wziął. Jak mógłby nie chcieć iść? Usłyszeliśmy twierdząca odpowiedź pełną entuzjazmu. Afra się zgodziła. Poszedłem szybko po Wichra i przyprowadziłem go. Posadziłem Lucasa i wskoczyłem za niego. Afra podniosła Shanti i obie nam pomachały. Wyjechaliśmy.
- A teraz posłuchaj uważnie - poprosiłem. - Na dużą zwierzynę polujemy w więcej wojowników, bo łatwiej ją w ten sposób złapać, a mniejszą zwierzynę każdy łapie sam - pouczyłem chłopca. Pokiwał głową, a ja byłem ciekawy ile z tego zapamiętał. Wyciągnąłem dzidę i pokazałem mu ją. - Tym musisz trafić zwierzę - powiedziałem. Pokazałem mu królika w oddali. Rzuciłem w tamtym kierunku. Słyszeliśmy świst strzały, a po chwili królik leżał bezwładnie na ziemi. Podjechałem i podniosłem dzidę wbitą w królika i ziemię. - Widziałeś? - zapytałem. Pokiwał głową. Wręczyłem mu narzędzie. Zaczął się rozglądać. - Nie skalecz się tym - poprosiłem. - Twoja matka mnie udusi jak coś ci się stanie - szepnąłem mu na ucho, poprawiając go i przyciskając bliżej siebie. Chłopiec się rozejrzał jeszcze raz i chciał rzucić dzidą. W ostatniej chwili ją chwyciłem, nim trafiła w przejeżdżającego Niedźwiedziego Kła. - W wojowników się nie strzela - powiedziałem rozbawiony. - Nawet jeśli są tak upierdliwi jak mój brat - szepnąłem całując go w głowę.
- Wszystko słyszałem - odburknął mój brat. Zaśmiałem się. - Uczysz się łowić Lucas? - zapytał przyglądając się chłopcu. Pokiwał głową. - A ty znowu się w tatusia bawisz? - dodał kpiąco wojownik. - Kiedy byłem mały też się tak rządził i wszystko wiedział lepiej - powiedział do Lucasa. Chłopiec się uśmiechnął.
- Charli idź stąd lepiej, bo zaraz naprawdę ta dzida mi z ręki wyskoczy na ciebie - fuknąłem. Oddałem broń Lucasowi. Rozbawiony Niedźwiedzi Kieł już odjechał, a chłopiec znalazł sobie nowy cel. Rzucił w królika, po którego właśnie schylał się Zajęczy Sus. Omal nie dostał strzałą, ale była za słabo rzucona. Mężczyzna podniósł się przestraszony i patrzył na nas dużymi oczami. Spojrzał na Lucasa i się uśmiechnął. Podjechał do nas i oddał dzidę chłopcu.
- W zwierzynę - powiedział. - Ja nie jestem jadalny - dodał rozbawiony. Nie zdążyliśmy nic więcej powiedzieć, a chłopiec znowu rzucił dzidą. Trafił królika. - Brawo - pochwalił go Zajęczy Sus. - Ale szukaj żywych - dodał rozbawiony. Chłopiec się już poddał. Usiadł ze spuszczoną głową.
- Lucas dasz radę - powiedziałem. - Nawet najlepsi wojownicy nie zawsze trafią w królika - dodałem chcąc pocieszyć chłopca. Maluch otarł łzy. Podałem mu dzidę i chłopiec znowu się rozejrzał. Udało mu się. W końcu złapał królika, który ani nie był martwy, ani nie był żadnym człowiekiem. Oczy chłopca rozbłysły i spojrzał na mnie. Zaśmiałem się.
- Świetnie - pochwalił go Zajęczy Sus. - Teraz tak muszę nauczyć swojego syna - odparł. - Raz ze mną pojechał i załamał się po pierwszej nieudanej próbie - powiedział wojownik.
- Nauczysz go na pewno - powiedziałem. Uśmiechnął się i pojechał dalej. Podniosłem dzidę i pokazałem Lucasowi kilka przydatnych technik rzutu dzidą. Z moją pomocą złowił jeszcze jednego królika i dwie nornice. Do obozu wracał rozpromieniony. Do zachodu słońca zostało jeszcze dużo czasu, gdy wjechaliśmy do obozu.
- Mamo! Mamo! - zapiszczał Lucas, gdy tylko je zobaczył. - Złapałem królika! - pochwalił się.
- Gratulacje - powiedziała Afra, po czym spojrzała na mnie jakby szukając potwierdzenia.
- Sam złapał - odparłem. Uśmiechnąłem się lekko i pogłaskałem chłopca po głowie. Dziewczyna przytuliła się do mnie. Pogładziłem jej plecy. Później postawiła córkę na ziemi i chwyciła ręce obydwu dzieci. - Gdzie ty się wybierasz? - zapytałem zdziwiony.
- Malinki! - pisnęła Shanti. Afra pokiwała głową.
- Obiecałam im - powiedziała.
- Idę z wami - powiedziałem. Podniosłem Shanti. Schyliła się i zabrała Lucasa na plecy. Wtulił się w plecy matki. Złapała go pod kolanami, żeby jej się nie zsunął. - Będziesz go teraz nosić? - zapytałem zmartwiony. Potwierdziła skinieniem głowy. Westchnąłem. Podeszła do mnie i pocałowała córeczkę w czoło. Ta od razu jej się uwiesiła. Próbowałem ściągnąć z niej dziecko, ale na próżno. - Chcecie żeby Afra się połamała? - zapytałem załamany. Lucas poluzował uścisk.
- Co ja ci mówiłam o straszeniu? - zapytała niezadowolona.
- No ale...
- Żadnych "ale", nic mi nie będzie - stwierdziła i poszła do wyjścia z obozu. Szedłem za nią, martwiąc się czy nic jej nie będzie... Zaniosła ich aż do polanki z malinami. Dzieci pobiegły zbierać owoce, a ona oparła się o drzewo i zjechała w dół siadając.
- Wszystko w porządku? - zapytałem zmartwiony, przykucając obok niej. Zacisnęła zęby. Coś było nie tak. Przyglądałem jej się.
- Już dobrze... - odparła ciężko.
- Nie wygląda jakby było dobrze... - powiedziałem spanikowany, widząc krew ściekającą po jej nodze. Kiedy to zauważyła, również spanikowała. - Mówiłem, żebyś ich nie nosiła - powiedziałem podnosząc się. Ona też wstała ciężko.
- Pójdę porozmawiać z Słodką Śmiercią - powiedziała. Skierowała się w kierunku obozu.
- Lucas! Shanti! - spanikowałem. - Wracamy! - krzyknąłem. Dzieci po chwili podbiegły do mnie. Spojrzałem w stronę Afry. Zgięło ją w pół, po czym puściła się biegiem. Podniosłem obydwoje dzieci i pobiegłem za nią.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz