Rozdział 59

0 0 0
                                    

Minęło trochę czasu. Nastało lato, miesiąc najlepszej zwierzyny. Ava i Mateo już trochę podrośli. Siedzieli samodzielnie i nawet zaczynali raczkować. Jak codzień byliśmy z Lucasem na polowaniu. Wracaliśmy do obozu z obfitym łupem. Zobaczyliśmy je przy malinach. Zeskoczyłem z Wichra i pomogłem Lucasowi zejść z Pogromcy. Poszliśmy w ich kierunku.
- Dwie damy same w lesie? - zapytałem.
- Już nawet dzikie zwierzęta się nas boją - odparła rozbawiona Afra. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. - Wracacie ze zwierzyną? - zapytała. Kiwnęliśmy głowami. - To my za niedługo wrócimy - powiedziała. - Nie dajcie Prędkiej Bryzie i Ropuszemu Śpiewu głodować - odparła. Zaśmiałem się.
- Nie mów o nich tak głośno, bo gdzieś się tu kręcą - powiedziałem.
- A żebyś wiedział, że się kręcą - warknął Ropuszy Śpiew. Oparła dłonie na mojej klatce przyglądając się im. Podeszła do Tyrana głaszcząc go po pysku.
- I jak się jeździ Prędka Bryzo? - zapytała.
- Już nie spadam i nawet się dogadujemy - stwierdził. Poszedłem szukać dzieci. Usiadłem na brzegu i przyglądałem się ich zabawom. Wtuliła się we mnie od tyłu. Uśmiechnąłem się głaszcząc jej włosy.
- Co ty tak się kleisz? - zapytałem. Wzruszyła ramionami, wtulając się we mnie mocniej. Pocałowałem ją, a ona oddała pocałunek. Poczułem mała rączkę na swojej szyi. Spojrzałem na Mateo. Ava jeszcze spała. Podniosłem synka, który od razu zaczął płakać. - Cii - próbowałem go uspokoić. Afra dała mu do buzi malinę i chłopiec przestał płakać. - Chce maliny? - zdziwiłem się.
- Głodny jest - odparła. - Nie tylko on marudzi gdy jest głodny - dodała zabierając chłopca na swoje ręce. Przytuliła go do siebie, a gdy zasnął, włożyła go do chusty. Lucas i Shanti pływali w rzece nieopodal. Podeszliśmy do nich, a oni od razu wyskoczyli z wody i podbiegli do nas.
- Wracamy do obozu? - zapytałem. Pokiwali głowami.
- A może zamienicie ze mną kilka słów? - usłyszeliśmy jakiś głos. Zarówno ja jak i Afra rozejrzeliśmy się. Spięła się cała, kryjąc dzieci za plecami.
- Wracamy do obozu... - szepnęła do mnie. Pokiwałem głową i poszedłem w kierunku koni rozglądając się. Obok koni stał jeden z tych facetów, którzy straszyli Afrę...
- Czego tutaj szukasz? - zapytałem zły.
- Gnijący Potok jest ciężko chora. Chciała zobaczyć Afrę przed śmiercią - powiedział.
- Dla ciebie Śnieżny Kwiat - odparłem.
- Uuu kuzyneczka ma swoje pełne imię? - zaśmiał się.
- Możesz się już nie naśmiewać? - zapytała. Podał jej rękę podjeżdżając bliżej na koniu.
- Jedziesz ze mną czy idziesz sama? - zapytał. Spojrzała na mnie z cichym westchnięciem.
- Niedługo wrócę... - powiedziała chcąc odwiązać dzieci.
- Jedziemy z tobą - odpowiedziałem stanowczym tonem. Nie pozwolę mu jej dotknąć. Posadziłem dzieci na koniach i pomogłem wskoczyć Afrze. Samemu też wskoczyłem na Wichra.
- Rodzinne spotkanie? - zadrwił mężczyzna. Zdenerwował Afrę, która wzięła wodze z rąk syna i pogalowpowała przed siebie. Popędziłem za nią raz omal nie lądując na drzewie. Shanti piszczała za każdym razem, gdy wiatr rozbijał się o jej twarz lub gdy koń podskakiwał wybijany od nierówności terenu. Po chwili zrównaliśmy się z nimi.
- Gdzie wam tak śpieszno? - zapytałem już trochę zmęczony. Ledwo ominąłem następne drzewo.
- Nie wyrabiasz przy takich prędkościach? - zapytała zdziwiona.
- Poprostu drzewa wyrastają nam na drodze! - poskarżyła się Shanti. - Prawie na jedno nie wpadliśmy - dodała, a ja zakryłem jej usta dłonią.
- Nic się nie stało - odparłem.
- To już wiem czemu taki zmęczony - odparła ocierając nogą o drzewo. Zakrwawiło się trochę.
- Uważaj - powiedziałem. Niedługo później dojechaliśmy do celu. Afra zdążyła zatamować trochę krwawienie. Minęło prawie pół godziny nim dziwny wojownik do nas dotarł.
- Tylko 30 minut - powiedziała rozbawiona Afra.
- Ty... Się... Tak... Nie... Ciesz... - wysapał. Myślałem, że to Ropuszy Śpiew ma słabą kondycję, a jednak są wojownicy, którzy są jeszcze gorsi od niego. Weszliśmy do chaty. Od progu czuć było zapach choroby i wilgoci... Młodsze rodzeństwo Afry podbiegło do niej i ją przytuliło. Lucas i Shanti wydawali się być zazdrośni.
- Cześć Lucas - przywitał się Feliks. Chłopiec mierzył go wzrokiem, a Afra pogłaskała go po włosach rozbawiona. - Nie pamiętasz mnie? - zapytał po chwili. Lucas pokręcił głową zmieszany. - Feliks. Byliście tu, kiedy Shanti była mała - powiedział. Skąd ja to znałem... Wszyscy wiedzą co ja robiłem kiedy miałem 3 latka i pojechałem odwiedzić siostrę mamy, a ja nawet nie wiedziałem, że takowa istnieje. Afra poszła w kierunku sypialni swojej matki. Poszedłem za nią. Zawahała się przed drzwiami. Delikatnie ją przytuliłem, dając jej znak, że jestem przy niej. Wzięła głęboki oddech i niepewnie weszła do środka. Gnijący Potok leżała w swojej sypialni, a na widok córki, uśmiechnęła się. Była w naprawdę strasznym stanie. Dziewczyna usiadła obok niej. Wyglądała na dużo mniejszą i bezbronną siedząc obok swojej rodzicielki. Kobieta włożyła coś w jej dłoń.
- Weź to ze sobą... - poprosiła zachrypniętym głosem.
- Nie mogę tego przyjąć - odpowiedziała Afra. - Przecież... To jest naszyjnik babuni... Nie mogę tego wziąść - powiedziała.
- Razem z twoim ojcem obiecaliśmy sobie, że dostaniesz to, gdy umrę... - mówiła ciężko.
- Ale ty jeszcze nie umierasz - odpowiedziała przekonana dziewczyna.
- On już na mnie tam czeka... - powiedziała. - Mój czas się już kończy... - mówiła s coraz większym trudem. Afrze napłynęły łzy do oczu. Siedziałem w ciszy obok niej. - Chciałabym, żeby moje dzieci były pod dobrą opieką... - powiedziała. Przyglądałem jej się. Chyba zrozumiałem... Zaczęła się dusić, a Afra płakała cicho. Delikatnie odwiązałem maluchy i zaniosłem je do dużego pokoju. Posadziłem obok Shanti. Spojrzała na mnie zdziwiona. Uśmiechnąłem się lekko do dziewczynki. Oddała uśmiech. Wróciłem do sypialni. Afra płakała jak małe dziecko. Podszedłem do niej i ją przytuliłem. Płakała wtulona we mnie. W ciągu jakiejś godziny wypłakała wszystkie łzy i teraz tylko łapała oddech z trudem. Wiedziałem jakie to dla niej ciężkie... Ja straciłem tylko matkę... Ona nie miała już nikogo... Siedziała na moich kolanach, a ja delikatnie gładziłem jej plecy.
- Spokojnie... - szepnąłem, próbując ją uspokoić.
- Co ja mam teraz zrobić...? Co będzie z Feliksem i Anastasią...? - zapytała załamana.
- Cii... - szepnąłem. - Pomogę ci... Coś wymyślimy... - obiecałem cicho. - Chodź... Pomyślimy ze wszystkimi... - szepnąłem pomagając jej wstać. Była tak osłabiona, niemal natychmiast upadła. Trzymałem ją. - Spokojnie - powiedziałem łagodnie. Wyszliśmy z sypialni.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz