Rozdział 6

1 0 0
                                    

Dni mijały. Niemal codziennie wychodziliśmy na polowanie i za każdym razem chciałem dowiedzieć się coś od brata na temat dziewczynki. Zajęczy Sus i Kurza Stopa byli zdziwieni i przyglądali nam się sprawdzając, czy na pewno zaraz nie zaczniemy się bić. Udało nam się dość dużo złowić. Wróciliśmy do chaty, a mój brat od razu poszedł do Afry. Chwycił chustę i zaczął ją powoli odwiązywać, przez co omal nie dostał grudką ziemi. Rozbawiło mnie to trochę.
- Wow spokojnie - zawołał mój brat. - Nie chciałem cię przestraszyć - dodał lekko zmieszany i zdezorientowany.
- Następnym razem ostrzeż, nim będziesz próbował mnie zaatakować - powiedziała z wyraźną ulgą. Ciekawy jestem kto próbował ją dotknąć, że aż tak się boi kiedy ktoś próbuje do niej podejść.
- Zapamiętam - powiedział mój rozśmieszony brat. Zostawił pocałunek na jej czole. Nie powiem, że nie chciałem go wtedy uderzyć. - Nadal się go boisz? - padło pytanie. Odpowiedzi nie usłyszałem, ale wnioskując po tym jak się zaczęli zachowywać Prędka Bryza nadal musiał ją nachodzić. Wrócili do chaty, a ja cicho wzdychając usiadłem przy ognisku. Wpatrywałem się w chatę. Po chwili przyszła Lawendowa Perła i uklęknęła za mną i zaczęła się do mnie przytulać. Czułem się źle z tym, że ją oszukuję. Pogładziłem jej ręce. Była jakaś dziwna. Ledwo kontaktowała i nie byłem pewny dlaczego. Odprowadziłem ją do chaty i położyłem. Czuć od niej było mocne zioła. Skrzywiłem się i położyłem w pewnej odległości od niej. Odwróciłem się na boku i już prawie spałem gdy poczułem jej lodowate dłonie, jeżdżące po moim ciele. Wzdrygnąłem się.
- Przestań Lawendowa Perło - poprosiłem. Odsunąłem się. Widziałem, że jest wściekła. Wstała i wyszła z pomieszczenia. Myślałem, że poszła do dużego pokoju ochłonąć. Zasnąłem nawet nie idąc sprawdzić gdzie poszła.

Obudziłem się z rana. Wstałem chcąc przeprosić Lawendową Perłę, bo chyba za bardzo na nią naskoczyłem. Szukałem jej, ale nigdzie jej nie było. Zastanawiałem się czy poszła już w pole. Po chwili drzwi do naszej chaty się otworzyła i ona stała w drzwiach.
- Wróciłaś? - zapytałem. - Gdzie byłaś?
- Poszłam do rodziców - odparła wzruszając ramionami.
- Wybacz mi moje wczorajsze zachowanie - poprosiłem. Uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową. Wyszedłem z chaty. Charli na mnie skoczył omal mnie nie przewracając. - Co jest? - zapytałem.
- Dostaniemy własne konie! - pochwalił się mój brat. Patrzyłem na niego zdziwiony. - Wczoraj znaleźli kilka koni! - powiedział uradowany.
- Wziąłem kasztanową klacz dla Charliego i czarnego ogiera dla ciebie - powiedział Księżycowa Woda. - Mam nadzieję, że sobie z nimi poradzicie - dodał ze śmiechem. Pokiwałem głową, lekko się uśmiechając, a mój brat omal nie skakał pod niebo z radości. Poszliśmy do stajni. Konie były wyczesane i przygotowane. Spojrzałem zdziwiony na ojca. - Kryształowe Niebo i Afra miały się nimi zająć - odpowiedział. Kiwnąłem głową i podszedłem do ogiera. Pogładziłem jego lśniąca sierść. W stajni czuć było delikatny zapach dziewczynki. Uśmiechnąłem się.
- Brat spokojnie - rzucił do mnie rozbawiony Charli. - Czemu ty tego konia wąchasz? - zapytał pękając ze śmiechu. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak blisko zwierzęcia się znajdowałem. Od razu się odsunąłem zakłopotany.
- Wsiadacie? - zapytał Księżycowa Woda. Kiwnęliśmy głowami i wskoczyliśmy na grzbiety koni. Charli był przeszczęśliwy. Nie często zdarzało mu się wsiąść na jakiegoś konia, a teraz dostał własnego. - Victor pilnuj brata, żeby go nie porwało - poprosił mnie ojciec. Charliemu od razu skwasił się humor. Przywiązałem lianę do szyi klaczy, by w razie czego móc złapać brata. Ja potrafiłem już dosyć dobrze jeździć, a Charli jeszcze się tego uczył. Wyjechaliśmy. Jechaliśmy przez las. Kasztanka miotała moim bratem na wszystkie strony i kilka razy prawie spadł. Pod koniec dnia już mu zaczęło wychodzić prowadzenie klaczy. - Macie pomysły na imię? - zapytał po chwili Księżycowa Woda. - Jak je nazwiecie, to potwierdzicie, że są waszą własnością - przypomniał. Pokiwałem głową.
- Myślę, że Wicher będzie mu pasować - odparłem klepiąc ogiera po karku.
- Ja jeszcze nie wiem - przyznał mój brat. Wróciliśmy do obozu i odstawiliśmy konie. Charli wyglądał na przeszczęśliwego.
- Co się stało? - zapytała Afra wchodząca do obozu.
- Jeździł konno - odpowiedział za niego Księżycowa Woda. Charli pokiwał głową.
- Podobało ci się? - zapytała rozbawiona. Widziałem, że nad czymś się zastanawia.
- Było świetnie! - odpowiedział mój rozentuzjazmowany brat. - Następnym razem zabiorę cię ze sobą - obiecał jej. Mój głupi brat sam nie potrafi się utrzymać na tym nieszczęsnym koniu, a co dopiero jakby miał pilnować jeszcze jej, żeby nie spadła. Przewróciłem oczami na jego głupi pomysł.
- Będę czekać - zapewniła. Podniosła się na palce całując mojego brata w policzek. Byłem zły.
- Witaj Wilczy Kle - powiedziała Lawendowa Perła wtulając się we mnie. - Słyszałam, że jeździliście dzisiaj konno - powiedziała uśmiechając się lekko. Kiwnąłem głową. - Nauczył byś mnie? - zapytała uśmiechając się.
- Sama mówiłaś, że kobiety konno jeździć nie powinny - przypomniałem jej słowa, kiedy nie chciała się zgodzić, by Prędka Bryza zabrał ją na przejażdżkę. Była zła, że jej się nie udało. Próbowała mnie pocałować. Pachniała jakąś mieszanką ziół, co mi się bardzo nie spodobało. Przeprosiłem ją i odszedłem kawałek. Siedziałem przy ognisku dłuższą chwilę. Później poszedłem spać.

Obudziłem się. Charli dzisiaj nie jechał na polowanie, bo obiecał zabrać Afrę. Nie byłem zadowolony. Jeździłem po lesie. Udało nam się coś złowić już. Pojechałem nad rzekę by napoić konia. Zaskoczyłem z grzbietu Wichra, przywiązałem do gałęzi i zacząłem się rozglądać. Zobaczyłem kasztankę stojącą na uboczu. Pobiegłem do niej przestraszony. Bałem się czy coś im się nie stało. Kawałek dalej siedział mój brat i Afra... Gdy Charli mnie zobaczył, przysunął się bliżej dziewczyny i zaczął ją całować. Wyglądał na zadowolonego widząc moją frustrację. Byłem wściekły. Odszedłem kawałek i uderzyłem pięścią w drzewo. Czego ja się mogłem spodziewać po moim młodszym braciszku? Oczywiście, że mnie nie posłucha i zrobi tak, żeby jak najbardziej uprzykrzyć mi życie. Uderzyłem pięścią może jeszcze z kilka razy w nieszczęsne drzewo. Zapiekła mnie ręka. Pojawiła się krew. Pięknie. Udało mi się rozwalić pięść. Wziąłem jakieś liście, które miałem pod ręką i zrobiłem prowizoryczny opatrunek, żeby zatamować krwawienie. Wróciłem do obozu. Jutro się z nim policzę. Pożałuje tego co zrobił. Położyłem się spać. Lawendowa Perła już spała, gdy wróciłem do obozu.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz