Rozdział 2

2 0 0
                                    

Staliśmy w chacie i przyglądaliśmy się leżącej dziewczynce. Zobaczyłem, że zaczęła się ruszać. Otworzyła oczy i rozejrzała się. Spróbowała się podnieść, ale jej twarz wykrzywił grymas bólu. Zagryzłem wargę, by się nie odezwać. Patrzyła na nas lekko nieobecnym wzrokiem.
- Spokojnie - powiedziała Alyssa. - Nic ci nie zrobię - dodała. - Oni też nie są groźni, mimo iż na takich wyglądają - dodała uśmiechając się, a ja przewróciłem oczami.
- Gdzie jest moje dziecko...? - zapytała słabym, trzęsącym się głosem dziewczynka. Głos miała cudowny. Miękki i melodyjny. Rozmarzyłem się na chwilę.
- Leży obok ciebie - powiedziałem.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo braciak - szepnął do mnie Charli. - Jesteś dla niej za stary - dodał równie cicho. Zdenerwowałem się, ale równocześnie przyznałem mu rację.
- Musiałam go wyciągnąć, bo nie wiedziałam kiedy się obudzisz - wytłumaczyła się medyczka. - Jest cały i zdrowy - dodała.
- Przed czym uciekałaś? - zapytał mój brat nadzwyczaj miękkim i troskliwym głosem. Widziałem, że dziewczyna próbuje mu się przyjrzeć, ale jej wzrok jeszcze nie dostosował się do ciemności panującej w pomieszczeniu.
- Gonili mnie - powiedziała lekko drżącym i przerażonym głosem. - Zabiłby mnie - dodała ciszej. Charli usiadł obok niej obejmując ją ramieniem. Spiąłem się cały.
- Tutaj nic ci nie grozi - powiedział, co mnie jeszcze bardziej zdenerwowało. Dziewczynka zaczęła mrugać oczami rozglądając się uważnie. Chłopiec zaczął kwilić, a ona niemal natychmiast go przytuliła. - Daj, pomogę ci - powiedział mój brat, biorąc chłopca na ręce. Wiedział, że mnie tym drażni.
- Dziękuję - powiedziała nieśmiało dziewczynka.
- Nie ma sprawy - odparł mój brat. Matka chłopca wzięła głęboki oddech, a po chwili znowu zaczęła wstawać. - Nie wstawaj - polecił jej mój brat. - Rany muszą się zagoić - dodał. Zdezorientowana spojrzała na niego. - Masz rany na brzuchu - zaczął tłumaczyć jej mój brat. Pokiwała głową.
- Jak ci na imię? - zapytałem. Byłem zdenerwowany na zachowanie brata i mój głos przybrał bardziej ostry pogłos niż powinien.
- Afra - powiedziała cichutko. Byłem na siebie zły, że ją jeszcze przestraszyłem.
- Spokojnie Afro, nie masz się czego bać - powiedział mój wielce troskliwy brat. - Jestem Charli, a to jest Victor i Alyssa - przedstawił nas. Nie byłem zadowolony, że to on ciągle mówi.
- Miło mi was poznać - powiedziała. Uśmiechnąłem się lekko.
- Nam ciebie również - odparła Alyssa. Charli posłał mi triumfalne spojrzenie.
- To ja pójdę do wodza, niech wie, że nasza zdobycz się już wybudziła - rzuciłem mierząc brata wzrokiem. Wyszedłem z chaty medyczki. Dopiero po chwili zrozumiałem, jak strasznie to zabrzmiało. Westchnąłem. Poszedłem do chaty wodza. Zapukałem.
- Co się stało Victor? - zapytał Sokole Oko otwierając drzwi.
- Znaleźliśmy dzisiaj dziewczynkę w lesie - powiedziałem. - Nazywa się Afra - dodałem.
- Rozumiem - odpowiedział wódz. - Gdzie ona jest?
- W chacie medyczki. Jest bardzo osłabiona i Alyssa ją szyła - dodałem. Zacząłem opowiadać jak ją znaleźliśmy. - Urodziła chłopca - powiedziałem jeszcze. Razem z wodzem poszliśmy w kierunku chaty medyczki. Otworzyłem drzwi.
- Victor niedługo będzie miał egzamin i dlatego zrobił się taki marudny - powiedział mój rozbawiony brat.
- Wszystko słyszałem mysibobku - mruknąłem niezadowolony.
- Witaj Sokole Oko - zawołała Alyssa, jak zwykle delikatnie się kłaniając.
- Witaj Alysso - odpowiedział wódz swoim władczym tonem. - Czyżby Afra? - zapytał wbijając wzrok w dziewczynkę. Skinęła głową i chciała się podnieść. Jej buzię wykrzywił grymas bólu, gdy ułożyła się na pół siedząco. - Wiem, że Alyssa cię szyła - powiedział wódz. Dziewczynka wyglądała na zdezorientowaną i spojrzała na medyczkę, która wzruszyła ramionami. - A więc jak się tu znalazłaś Afro? - zapytał przyglądając się jej.
- Uciekałam... - odpowiedziała cichutko.
- Ale przed czym? - zapytał.
- Wilki chciały mnie dopaść - powiedziała patrząc się na nas. Wódz odwrócił wzrok w inną stronę pod jej spojrzeniem. Łał. Słyszałem jak odchrząknął.
- A więc mówisz, że wilki... - powiedział zamyślony. - Głupotą jest w zimie wychodzić samemu do lasu i to jeszcze w środku nocy! - zawołał po chwili.
- Nie miałam wyboru - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Widziałem łzy w jej oczach.
- A czemuż to? - zapytał i znowu mierzył ją wzrokiem. Przestało mi się to podobać.
- Bo musiałam uciekać - powiedziała. Łza zaczęła błyszczeć na jej policzku. Po chwili poleciało kilka kolejnych. Charli ją przytulił... Zdenerwował mnie. Szepnął coś do niej.
- Przed czym musiałaś uciekać? - zapytałem znowu zbyt ostro, niż bym tego chciał.
- Chyba za czym - prychnęła na mnie. Zrobiło mi się smutno. Nie chciałem jej przecież wystraszyć. - Musiałam szukać schronienia i wtedy mnie dopadły.
- To wyjaśnia rany... - mruknęła Alyssa. Afra patrzyła na Charliego, który coś chciał przekazać medyczce. Domyśliłem się co on planuje. - Może zakończymy to przesłuchanie? - zapytała Alyssa. - Afra pewnie jest zmęczona tym wszystkim - odparła. Sokole Oko zrezygnował już z męczenia dziewczyny i poszedł.
- Gdybym was nie znał, chyba bym się nie domyślił, czyj to był pomysł - powiedziałem przewracając oczami.
- Ale przecież nas znasz braciszku - odparł Charli szczerząc zęby. Zauważyłem, że dziewczyna zaczęła się nad czymś zastanawiać. Pokręciła głową jakby sama sobie zaprzeczając.
- Napij się - powiedziała Alyssa podając jej napar. - Złagodzi ból.
- Dziękuję - powiedziała dziewczynka delikatnie się uśmiechając. Wzięła napar i powoli zaczęła pić. Oddała naczynie Alyssie i oblizała usta, jakby zastanawiając się jakie tam są zioła. Uśmiechnąłem się. Po chwili dziecko zaczęło płakać. Spojrzała na chłopca.
- Chyba pora go nakarmić - zasugerowała medyczka. Pokiwała głową podnosząc swojego synka i przytuliła do siebie. - Charli, Victor poczekajcie, proszę za drzwiami, niech Afra spokojnie nakarmi malucha - powiedziała wyrzucając nas z chaty. Byłem wściekły.
- I co? - zapytał rozbawiony Charli. - Ona się ciebie boi - powiedział dumny.
- Nie śliń się tak do niej - warknąłem na niego.
- Ja się nie ślinie - odparł mój brat śmiejąc się. - Co innego ty - dodał. - Widzę jak na nią patrzysz - uśmiechnął się do mnie znacząco.
- Ja nie! - krzyknąłem na niego. - Przecież wiesz...
- I dlatego zostaniesz sam - powiedział rozbawiony. - Ja mam jeszcze Lawendową Perłę - dodał z uśmiechem.
"Lawendowa Perła... Kiedyś to ona śliniła się na mój widok... Może uda mi się utrzeć nosa mojemu bratu? Jak mnie z nią zobaczy, to może stanie się o nią zazdrosny i zostawi Afrę w spokoju?" - zastanawiałem się. Wróciliśmy do swojej chaty. Niestety nadal musiałem dzielić z nim pokój...

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz