Rozdział 80

0 0 0
                                    

Przytulałem ją, a ona płakała. Mój brat zginął ratując ją... A ja byłem taki złośliwy dla niego...
- Nie powinieneś mnie wtedy gonić... Powinniście mnie zostawić w lesie... Miałam błagać o życie Lucasa i zostać w domu... - szeptała szlochając.
- Cii - starałem się ją uspokoić. - Nawet nie waż się tak mówić - skarciłem ją zły. Podniosłem ją delikatnie, a ona oplotła nogi wokół moich bioder. Pocałowałem ją, mając nadzieję, że nic już nie wyczuje. Oddała pocałunek. Postawiłem ją na ziemi. Wydała pomruk niezadowolenia. - Idę porozmawiać z Lucasem - powiedziałem. Spojrzała na mnie zdziwiona. - To, że ja miałem go nie straszyć, to nie znaczy, że on może straszyć ciebie - powiedziałem zły. Chwyciła mnie za rękę.
- Nie idź... - poprosiła cicho. - Teraz to jego dom, a nie nasz i boje się co może zrobić... - szepnęła.
- To jest mój rodzinny dom, lecz trochę przerobiony - odparłem. Pokręciła głową.
- Najeźdźcy podobno zrównali wszystkie chaty z ziemią i Lwi Płomień wraz z innymi wojownikami sami budowali nowe domy.
- A ty? - zapytałem.
- Co ja?
- Wątpię, żebyś patrzyła na to i nie chciała im pomóc - powiedziałem rozbawiony.
- Ja nawet nie wiem kiedy to się działo - odpowiedziała. - Przez kilka dni byłam u Słodkiej Śmierci.
- Wtedy cię postrzelili? - zapytałem spinając się.
- Wtedy straciłam dziecko... - szepnęła.
- I ty tu teraz grzecznie siedzisz i robisz wszystko co ci karze, bo się go boisz? - zapytałem zły. Brzmiało to tak, jak ja musiałem zachowywać się względem Ropuszego Śpiewu, by zostawił nas przy życiu...
- Nie wszystko... - przyznała z zadziornym uśmiechem. Pokazała mi trójkę szczeniąt. - Przyniosłam je i ukrywałam tutaj kilka dni nim się zorientował - powiedziała z dumą, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Był zły? - zapytałem rozbawiony.
- Troszeczkę - przyznała. Zaczęliśmy śmiać się obaj. Poszedłem do wyjścia z sypialni. Widziałem jak Afra panikuje. Ścisnęła moją rękę. Spojrzałem na nią zdezorientowany. - Gdzie idziesz? - zapytała przerażona. Pogłaskałem ją po głowie.
- Dlaczego się boisz? - zdziwiłem się. - Nie pozwalają ci nawet wychodzić z własnego pokoju? - zapytałem. Spuściła głowę i puściła moją dłoń. - Nie pozwalają ci wychodzić z tego pokoju? - zapytałem zły. Pokręciła przecząco głową. - To czemu nie chcesz wyjść? - zapytałem zdziwiony. Wzruszyła ramionami i wróciła pod ścianę. Zachowywała się tak, jak ja gdy byliśmy uwięzieni w tej dziwnej chacie... Bała się wszystkiego i miała swoje stałe miejsce, gdzie siedziała, gdy nie odbywała kary. Zarzuciła sobie na ramiona jakąś starą narzutę. Podszedłem do niej i zacząłem przyglądać się narzucie. - Wydaje mi się, że jest trochę na ciebie za duża - zauważyłem. Wzruszyła ramionami. Przyglądałem się jej dokładnie. - To nie jest przypadkiem moja narzuta? - zapytałem. Potwierdziła skinieniem głowy. Uśmiechnąłem się lekko. - Słyszałem o tym, że ją nosiłaś jak nas porwano, ale myślałem, że już dawno jej nie ma - przyznałem. Westchnęła cicho.
- Nie pachnie już jak dawniej - powiedziała.
- Czyli jak? - zaciekawiłem się.
- Zapachem lasu, spokoju i bezpieczeństwa - mruknęła. - Twoim zapachem - doprecyzowała. Pogładziłem dłonią jej włosy. Wyszedłem z sypialni. Czyli Lucas miał rację...
- Lucas? - zawołałem. Nikt mi nie odpowiedział. Poszedłem w kierunku wyjścia z chaty. Afra pobiegła za mną. Było już ciemno. Spanikowałem... Ropuszy Śpiew zawsze przychodził właśnie w nocy... Czułem się obserwowany. Zobaczyłem, że Afra razem z małymi dziećmi przygląda mi się. Na rękach trzymała dziewczynkę, którą już dzisiaj widziałem na jej rękach. Po obu jej stronach stała dwójka trochę starszych i wyższych od niej dzieci. Do złudzenia przypominały Księżycową Wodę i mnie... Patrzyłem na nich. - Ja nie gryzę - powiedziałem rozbawiony widząc jak mierzą mnie wzrokiem. Oboje niepewnie podeszli w moim kierunku. - Nie wiem co wam Afra naopowiadała, ale ja naprawdę was nie ugryzę - zapewniłem ich rozbawiony. Podeszli do mnie, a ja ich przytuliłem. Odwzajemnili gest, a ja ich podniosłem.
- Victor odłóż dzieci! - krzyknęła Afra.
- Wilczy Kle postaw ich na ziemi - powiedział Lucas niemal w tym samym czasie co ona. Spojrzałem na nich przestraszony i posłusznie wykonałem polecenie. Afra usiadła przy ognisku, a ja usiadłem obok niej. Dzieci, które wcześniej siedziały razem z nią w dużym pokoju przyglądały nam się zaciekawione. Poklepałem miejsce obok siebie, a maluchy niepewnie zaczęły do nas podchodzić. Widziałem, że dzieci Afry się nam przyglądają. Zapomniana Nadzieja też na mnie patrzyła rozbawiona. Pewnie pamiętała, jak potraktowałem Ropuszy Śpiew uznając go za małego Lucasa... Posadziłem dzieci między nami. Siedzieliśmy w ciszy. Afra oparła głowę o moje ramię i niedługo później zasnęła. Lucas podszedł do nas. Chciał ją podnieść.
- Zostaw - powiedziałem. Spojrzałem najpierw na niego, a później na dzieci między mną, a Afrą. - Podejrzewam, że to są też twoje dzieci - powiedziałem. Powoli pokiwał głową. Przyjrzałem się jednemu chłopcu, który wyglądał jak Lucas. Uśmiechnąłem się. - Kiedyś też tak spokojnie spałeś - powiedziałem. Zarumienił się. Wziął ode mnie dzieci i oddał je ich rodzicom. Oddał chłopca jakiejś kobiecie i podszedł do nas chcąc wziąść Afrę. Podniosłem się powoli, po czym podniosłem ją. Chciał mi ją wziąć.
- Tato oddaj mi mamę - poprosił. Pokręciłem głową. - Tato...
- Dopóki będę chodził o własnych siłach, możesz o tym zapomnieć - powiedziałem uśmiechając się. Westchnął niezadowolony. Zaniosłem się kaszlem.
- Wilczy Kle nie możesz tak - powiedział Lucas niezadowolony. Otarłem usta dłonią. Uśmiechnąłem się lekko.
- Póki ona się nie dowie mogę się dusić do woli - odpowiedziałem rozbawiony.
- Powiem jej o tym - zagroził chłopak.
- To od razu możesz pomóc mi kopać grób - zaśmiałem się. Przytuliłem delikatnie Afrę i zaniosłem ją do chaty. Położyłem ją i przykryłem kocem. Zacząłem się dusić. Lucas przyszedł mnie sprawdzić. Usiadł obok mnie i przytulił się delikatnie. - Prędka Bryza nie żyje? - chciałem się upewnić. Zdezorientowany chłopak pokiwał głową. - I ty zająłeś jego miejsce? - zapytałem. Chyba wiedział do czego zmierzam...
- Tak, ale ja się naprawdę staram... - odpowiedział zmieszany. Uśmiechnąłem się.
- Nie przeczę - odparłem całując go w czoło. - Jestem z ciebie dumny - powiedziałem. - Ale myślę, że tak ważna osoba w plemieniu powinna się wysypiać - zauważyłem. Pokiwał głową niepewnie. - Mam cię zaprowadzić czy trafisz sam? - zapytałem rozbawiony. Wtulił się we mnie mocniej. Uśmiechnąłem się lekko i posadziłem go bokiem do siebie, na swoich kolanach. Pocałowałem czubek jego głowy. Po chwili poszedł się położyć, a ja ściągnąłem bluzkę, która boleśnie wżerała się w ranę i położyłem się obok Afry obserwując ją. Jakiś czas później zasnąłem.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz