Rozdział 51

0 0 0
                                    

Minęły kolejne 2 miesiące. Słodka Śmierć potwierdziła przypuszczenia Afry, że będą to dzieci, a nie dziecko. Byłem szczęśliwy i zły na siebie zarazem. Afra znowu zaczęła słabnąć i coraz ciężej jej się chodziło. Lucas ćwiczył ze mną jeździectwo niemal każdego dnia i niekiedy braliśmy ze sobą dziewczyny.
Wracaliśmy właśnie z kolejnego treningu, razem z Afrą i Shanti. Prędka Bryza stał przy ognisku, a widząc, że wracamy do obozu, podszedł do nas. Afra zacisnęła dłoń na moim ramieniu przestraszona. Spiąłem się.
- No, no, widzę, że młody uczy się jeździć - powiedział patrząc na Lucasa. - Nie chcesz może ze mną ćwiczyć? - zapytał.
- Wódz ćwiczy z każdym chłopcem w plemieniu? - zapytał Lucas. Prędka Bryza zgubił się troszkę, ale po chwili uśmiechnął się.
- Nie każdy chłopiec może być synem wodza - odparł dumny z siebie. Spojrzał na Afrę z zadziornym uśmiechem, a ja myślałem, że mu zaraz te oczy wydłubię.
- To chyba pomyliłeś chłopców, bo ja mam ojca - odpowiedział Lucas, po czym wtulił się we mnie. Byłem zdezorientowany. I chyba było to widać. Prędka Bryza natomiast był wściekły. Schyliliśmy się do Lucasa. - Powiedziałem coś nie tak? - zakłopotał się.
- Nie... Tylko po tobie takich słów byśmy się nie spodziewali... - odpowiedziała równie zdezorientowana Afra.
- Wilczy Kieł zawsze mówi, że przebywanie w towarzystwie Prędkiej Bryzy sprawia, że czuje się głupszy niż jest - odparł chłopiec. Czułem jak się czerwienie, a Afra nie pomagała wbijając we mnie wzrok.
- Podsłuchiwałeś moje rozmowy? - zapytałem zawstydzony.
- Widzisz jak to jest? - zapytała rozbawiona Afra.
- Często to powtarzasz - odparł Lucas. - Więc też wolę się od niego trzymać z daleka - dodał z uśmiechem chłopiec. Afra pogłaskała go po głowie, a on westchnął. - Widzę, że jesteś ważny dla mamy i... Bardzo cię lubię... - powiedział chłopiec zwracając się... Do mnie... - Ale to nie znaczy, że nie będę miał na tobie oka - ostrzegł mnie szybko. Zaśmialiśmy się, a jego matka go przytuliła.
- Czuje się bezpieczny, że będziesz mnie pilnował - powiedziałem.
- Ja cię tylko ostrzegam - odpowiedział. Shanti się do niego przytuliła. Resztę wieczoru spędziliśmy przy ognisku.

Rano obudził mnie czyjś ruch. Przetarłem oczy i usiadłem patrząc na chodzącą po całym pokoju Afrę. Popatrzyła na mnie.
- Co się dzieje? - zapytałem zdezorientowany.
- Ciepło mi - powiedziała wachlując się dłonią. Wstałem przykładając jej dłoń do czoła.
- Nie masz gorączki - powiedziałem, a ona się we mnie wtuliła. Pogłaskałem ją po włosach.
- Zimno mi - powiedziała po chwili mocniej się we mnie wtulając.
- Idziemy do Słodkiej Śmierci? - zapytałem. Pokręciła głową. - Dzisiaj zostajesz w chacie - oznajmiłem. Spojrzała na mnie zdziwiona. - Żebyś się nie rozchorowała - wyjaśniłem.
- Przekonamy się? - zapytała.
- Proszę... - szepnąłem do niej, całując jej policzek.
- Nawet do Słodkiej Śmierci? - zapytała. Westchnąłem.
- Ty to wiesz jak namieszać - powiedziałem rozbawiony. Uśmiechnęła się, ale po chwili jej twarz wykrzywił grymas bólu. - Co się dzieje? - zapytałem zmieszany. Wzięła głęboki oddech.
- Już wszystko w porządku - powiedziała.
- Afro...
- Tak się robi w ostatnim miesiącu ciąży - wyjaśniła. Delikatnie położyłem dłoń na jej brzuchu, patrząc jej w oczy. Pocałowałem ją, a ona oddała pocałunek. Położyła swoją dłoń obok mojej. - Myślę, że to już niedługo - powiedziała przyglądając się sobie. Uklęknąłem i przyłożyłem ucho do jej brzucha. Słyszałem bicie jej serca i dwóch mniejszych... To było niezwykłe.
- Maluchy mówią, że już nie długo i masz dzisiaj nie wychodzić z chaty - zażartowałem, a Afra wybuchnęła śmiechem. Podniosłem się roześmiany. Jej śmiech był zaraźliwy. Usłyszeliśmy krzyk przed chatą i oboje poszliśmy to sprawdzić. Piorun atakował Prędką Bryzę. Jednak udało się go wyszkolić.
- Na coś się przydał - powiedziała rozbawiona Afra. Ona nie wiedziała, że ja i Lucas tego uczyliśmy wilczka od kilku ostatnich miesięcy. Uśmiechnąłem się i zagwizdałem, a szczeniak przytruchtał do mnie machając ogonem.
- To coś chciało mnie zjeść - oburzył się wódz. Afra pogłaskała winowajcę.
- To słodkie małe stworzonko? - zapytała pieszcząc wilczka za uchem.
- Wilczy Kle. Razem z kilkoma innymi wojownikami pojedziesz... - zaczął.
- Wybacz Prędka Bryzo, ale ja się nigdzie nie wybieram - odpowiedziałem.
- To jest rozkaz - odparł wódz. Mierzyłem go chłodnym spojrzeniem, aż spuścił głowę ze strachu. Ale po chwili znowu podniósł na mnie wzrok. - Pojedziesz... - nie skończył, bo Piorun popędził w jego kierunku nakłoniony przez Afrę. Mężczyzna uciekł z piskiem, a zawiedziony szczeniak wrócił do nas. Zamknęliśmy drzwi chaty.
- Afro...
- Tak wiem nie powinnam... - powiedziała skruszonym głosem, podnosząc się z ziemi.
- ...dziękuję - skończyłem to co chciałem powiedzieć nim mi przerwała. Patrzyła na mnie zdezorientowana.
- Nie jesteś zły...? - upewniła się.
- Właśnie mnie wybroniłaś przed nudnym wyjazdem - odpowiedziałem rozbawiony. - Dlaczego miałbym być zły?
- Bo to jednak wódz... - powiedziała patrząc na mnie niepewnie. Chciałem pogłaskać ją po głowie, a ona odskoczyła przestraszona.
- Co się stało? - spanikowałem delikatnie ją przytulając. Zaczęła płakać. - Spokojnie... Ja... Nie chciałem ci zrobić krzywdy... Afro...
- Nie będziesz mnie bił...? - chciała wiedzieć. Patrzyłem na nią zdezorientowany.
- Nigdy nie podniosę na ciebie ręki - odpowiedziałem.
- Sprzeciwiłam się wodzowi... - odparła wbijając wzrok w ziemię. Uklęknąłem chcąc spojrzeć w jej oczy.
- Ktoś cię kiedyś uderzył? - zapytałem, a widząc twierdzącą odpowiedź wściekłem się. - Kto? - zapytałem starając się być spokojny.
- Zamroczony Uśmiech... Bo mu się sprzeciwiłam... - powiedziała, a łzy pociekły po jej policzkach. Podniosłem się przytulając ją.
- Nie masz się czego bać - powiedziałem łagodnie.
- Co tu się dzieje? Dlaczego ona płacze? Co jej zrobiłeś? - zaczął pytać rozbudzony Księżycowa Woda. Kręciła głową.
- N-nic mi nie zrobił - wyjąkała. Gładziłem ją po włosach chcąc ją uspokoić. Cała się trzęsła.
- Kiedy to było...? - zapytałem z wahaniem.
- Dwa miesiące za nim mnie znaleźliście... Wpadł w furię jak się dowiedział... Mam bliznę na głowie... - mówiła cicho. Odwróciła się i pokazała ślad po uderzeniu... Musiała uderzyć głową w coś ostrego, bo takie blizny same się nie robią.... Wściekłem się. - Powiedział, że mam wybrać jedno życie. Moje, albo dziecka... Więc uciekłam... - dodała. Przytuliłem ją.
- Ma szczęście, że już nie żyje, bo teraz zapoznał by się ze mną - mruknąłem. - Co się dzieje? - zapytałem czując jak zwija się z bólu. - Afro? - zapytałem spanikowany.
- Wody jej odeszły... Za dużo stresu - powiedział spanikowany ojciec, biegając po korytarzu.
- Co my mamy robić? - zapytałem jej, bo sam czułem, jak nogi się pode mną uginają.
- Pomóż mi wstać - poprosiła. Podniosłem ją. - Wstać, nie latać - odparła. Że też jej się teraz żarty trzymały. Postawiłem ją na nogach. - Muszę iść do Słodkiej Śmierci - powiedziała, a ja ją znowu podniosłem i pobiegłem do chaty medyczki.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz