Rozdział 47

0 0 0
                                    

Obudziłem się. Afra zaczęła się wiercić. Próbowała usiąść. Patrzyłem na nią zaciekawiony. Siedziała chwilę nim znowu zaczęła próbować wstać. Namęczyła się trochę. Pewnie od wczoraj była jeszcze dość osłabiona... Podniosłem się i delikatnie chwytając ją w talii i postawiłem na nogach. Spojrzała na mnie.
- Dziękuję - powiedziała przytulając się.
- Wystarczy powiedzieć, to bym ci pomógł wcześniej - odpowiedziałem.
- Nie chciałam cię obudzić...
- Nie spałem - powiedziałem rozbawiony. - Obserwowałem cię - dodałem całując czubek jej głowy. - Mogę iść z tobą? - zapytałem.
- Lucas i Shanti niech jeszcze pośpią - powiedziała. Wyszliśmy z chaty i udaliśmy się do przyjaciółek Afry. Dziewczyna zapukała. Otworzyła Roziskrzone Niebo.
- Witajcie Wilczy Kle, Śnieżny Kwiecie co was tu sprowadza? - zapytała.
- Cichy Kaszel prosi was do siebie - odpowiedziałem.
- Fikę też? - upewniła się. Afra potwierdziła skinieniem głowy. - Chwilka zaraz ją przyprowadzę - powiedziała znikając za drzwiami. Po chwili wróciła z siostrą.
- Co się stało? - zapytała zaspana i zdziwiona Szeleszczący Liść.
- Cichy Kaszel chce zrobić jakieś badania - odpowiedziała Afra. - Mamy do niego iść - dodała, a dziewczyny pośpiesznie wyszły z chaty. Cała trójka poszła do chaty medyka. Szedłem za nimi. Afra zapukała do jego drzwi. Czekaliśmy chwilę, a ona ponowiła pukanie. Uśmiechnąłem się rozbawiony. Ojciec zawsze powtarzał, że zarówno Charli jak i jego brat nie lubią wcześnie wstawać. Zza drzwi wyłonił się rozbudzony i niezadowolony Cichy Kaszel.
- Mówiłem rano, nie w środku nocy - ofuknął Afrę. Spojrzał na mnie i się przestraszył. - Wejdźcie - westchnął. Wpuścił ich do środka. - Ty zostajesz - rzucił do mnie.
- Ale...
- W ciąży? Nie? To poczeka na swoją kolej - powiedział zamykając drzwi przede mną. Westchnąłem siadając pod drzwiami. Zastanawiałem się co on chciał im zrobić... Powiedział, że boleć nie będzie, żadna z nich nie piszczy ani nie krzyczy, więc chyba nie robi im krzywdy. Nic nie słyszałem, więc nawet nie wiedziałem co mogło tam się dziać. Nie podobało mi się to. Zobaczyłem, że drzwi naszej chaty otwierają się niepewnie. Podniosłem się i poszedłem w tamtym kierunku. Lucas wyjrzał i spojrzał na mnie przestraszony. Podniosłem chłopca.
- A ty co tutaj robisz? - zapytałem opierając go o swoje biodro i wracając do sypialni. Shanti stała przy drzwiach z sypialni i wyglądała przez szparę, ale gdy mnie zauważyła zamknęła drzwi i schowała się. Otworzyłem drzwi i postawiłem jej brata. Schyliłem się. - Boisz się mnie? - zapytałem dziewczynki zmieszany. Pokręciła głową i rzuciła mi się na szyję. Uśmiechnąłem się lekko. - To dlaczego uciekłaś? - zapytałem.
- Bo Lucas powiedział, że mieliśmy chyba spać i że będziecie źli... - odpowiedziała.
- Kto miałby być zły? - zdziwiłem się. Chłopiec stał z boku i patrzył w ziemię. Otuliłem go ramieniem przyciągając do siebie. - Ja mam nadzieję, że się ani mnie ani Afry nie boicie - powiedziałem. Pokręcił głową, a ja delikatnie pocałowałem go w policzek. Przytulił się do mnie. Shanti siedziała na moim kolanie wtulając się we mnie. - Idziecie spać czy idziecie się pobawić w obozie? - zapytałem. Spojrzeli po sobie niepewnie.
- Możemy iść spać? - zapytał zaskoczony Lucas. Pokiwałem głową rozbawiony.
- Przecież nikt was nie budzi - odparłem.
- No właśnie, gdzie jest mama? - zapytał.
- U Cichego Kaszlu na badaniach - odpowiedziałem. - Za niedługo pewnie przyjdzie po was, ale jest jeszcze wcześnie i możecie spać - odpowiedziałem.
- Mogę iść z tobą? - zapytał Lucas z nadzieją.
- Oczywiście - uśmiechnąłem się. - To wracajcie spać, a ja idę po waszą mamę, bo mnie tam medyk nie wpuścił - powiedziałem niby obrażony. Położyłem dzieci spowrotem i przykryłem kocem. Zasnęły po chwili, a ja poszedłem pod chatę Cichego Kaszlu.
- Nie wiedziałam, że coś takiego wymyśli - powiedziała skruszona Afra, gdy razem z przyjaciółkami wyszły z chaty medyka.
- Daj spokój - machnęła ręką rozbawiona Roziskrzone Niebo. - Może serio się dowiemy jakie jest dziecko? - zapytała ze śmiechem, a ja nic nie rozumiałem. Szły w kierunku wyjścia z obozu, a ja szedłem za nimi przysłuchując się.
- Ja jestem ciekawa skąd on to wziął - odparła druga siostra mieszając w jakiś nasionach.
- Powinniśmy to robić? - zapytała zmieszana Afra. Już się chciałem wtrącić, ale starsza z sióstr mnie ubiegła.
- Nic się nie stanie złego, a może okazać się, że to prawda - powiedziała.
- Zgadzam się z Eleoną - dodała Szeleszczący Liść. Siostry poszły w kierunku pola, a Afra zatrzymała się przed wyjściem z obozu.
- Co wy chcecie z tym zrobić? - zapytałem w końcu.
- Kazał nam do tego nasikać - odpowiedziała z zażenowaniem. - I przynieść te ziarno, które jako pierwsze wykiełkuje - dodała. Zaśmiałem się. Wzięła naczynia i poszła za dziewczynami. Czekałem na nią. Każda wzięła oba swoje naczynia i zostawiły gdzieś za chatą. Afra weszła do chaty i poszła budzić dzieci. Zabrałem Lucasa ze sobą do lasu, a dziewczynki poszły na pole. Ćwiczyliśmy atakowanie zwierzyny przez cały najbliższy dzień. Lucasowi coraz lepiej to wychodziło. Zauważyłem, że chłopiec zaczyna spadać, więc chwyciłem go, rękę oplatając wokół jego brzucha i przyciągnąłem go do siebie. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie spadnij - powiedziałem. Pokiwał głową, a ja nadal nie ściągałem dłoni z jego brzucha przyciskając go bardziej do siebie. - Pokazać ci coś? - zapytałem z uśmiechem. Pokiwał głową. - Trzymaj się mocno to zagalopujemy - szepnąłem na jego ucho i przyspieszyłem Wichra. Po chwili nieśliśmy się przez las szybko mknąc przed siebie. Uśmiechnąłem się lekko słysząc śmiech chłopca. Zwolniłem trochę. Jechaliśmy kłusem w kierunku obozu coraz bardziej zwalniając.
- To było cudowne! - pisnął chłopiec.
- Wiem o tym - zaśmiałem się. - Ten wiatr we włosach to oznaka wolności - odparłem. - A mnie zawsze bawiło to, jak ty piszczałeś na większych przeszkodach - dodałem. Chłopiec wyglądał na zdezorientowanego. Uśmiechnąłem się. - Jak miałeś jakieś 3 latka to uparłeś się, że chcesz zobaczyć Zamroczony Uśmiech i jechaliśmy tam, a ty piszczałeś za każdym razem, gdy koń mocniej podskoczył - przypomniałem rozbawiony. Pogłaskałem go po włosach rozczochrując je mu.
- Dlaczego mnie posłuchaliście? - zapytał zdziwiony chłopiec.
- Ponieważ się twoja mama uparła - odparłem. - Stwierdziła, że to nie może być aż taki zły pomysł i że na pewno zapomnieli wszystkie stare sprawy - wyjaśniłem. - I nie byłby to taki zły pomysł oprócz tego, że jej ojciec chciał ją otruć jakimiś ziołami - mruknąłem. Chłopiec spuścił głowę. Bardzo przypominał swoją matkę... - To nie twoja wina - powiedziałem gładząc go delikatnie po włosach. - My też się na to zgodziliśmy - odparłem. Pojechaliśmy dalej, a chłopiec przytulił się delikatnie do mojej ręki.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz