Rozdział 89

0 0 0
                                    

Od śmierci Afry minęło dość sporo czasu. Przesiadywałem przy jej grobie każdego dnia. Coraz bardziej zaczęło mi jej brakować. Niekiedy brałem ze sobą dzidę, chcąc zapolować. Przecież umiałem polować nie jeżdżąc konno. Po raz kolejny siedziałem przy grobie moich rodziców, brata i Afry. Usłyszałem jakiś szmer za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem Ropuszy Śpiew. Przyglądał mi się rozbawiony. Wściekłem się.
- Orzechowy Świt powiedział, że cię tu znajdę - powiedział rozbawiony.
- Zabiłeś ją - warknąłem. - To ty oddałeś strzał, który ją zabił - powiedziałem wściekły.
- Brawo - powiedział rozbawiony. - Niedźwiedziego Kła też ja zabiłem - pochwalił się. - Księżycowa Woda również zginął z moich rąk.
- Zabiłeś ich - warknąłem. - A po co ci to było?! Żeby mi coś udowodnić?! - krzyknąłem wściekły.
- Nie interesuje cię to, że zdradził cię mąż twojej ukochanej córeczki? - zapytał rozbawiony. Przecież mi powiedział, że mnie odda. Spodziewałem się tego. Dlatego przez ten czas zacząłem mocniej ćwiczyć, żeby jak najszybciej wyrobić swoje siły. Przewróciłem oczami. - Powinieneś większą uwagę zwracać na to co robisz - pouczył mnie rozbawiony. Rzucił się na mnie, a ja odsunąłem się lekko. Nie trafił. Wykorzystałem to, że leżał i podnosząc się szybko usiadłem na nim wykrzywiając jego ramiona w tył. Zacząłem go bić. Uderzałem na ślepo nie zwracając uwagi na to gdzie go biłem. Przed oczami stanął mi obraz jego zadowolonej miny, gdy trafił Afrę. Moje policzki zwilżyły się przez łzy. Zrzucił mnie z siebie. Był trochę poobijany. Teraz on zaczął mnie bić, a ja starałem się bronić. Chciałem kopnąć go w brzuch, ale chwycił moją nogę, przewracając mnie w przód. Stanąłem na rękach, a wolną nogą kopnąłem go w twarz. Przez chwilę stałem na rękach, aż w końcu puścił moją nogę pod wpływem uderzenia. Z jego nosa puściła się krew. Byłem zadowolony z mojej nowej techniki. Uderzyłem go jeszcze kilka razy w twarz. Podniósł mnie i cisnął mną w drzewo. Uderzyłem w pień całym impetem. Bolały mnie plecy. Chciał mnie dobić, ale udało mi się odsunąć, przez co rozwalił pięść na drzewie. Chwycił mnie za krtań i podniósł w górę. Próbowałem z nim walczyć, ale siły mnie opuszczały. Zacząłem się dusić. - A teraz na kolana - warknął rzucając mną na ziemię. - Wiesz co robić - powiedział. Podniosłem się. - Na kolana - warknął na mnie.
- To już na mnie nie działa - odpowiedziałem rozbawiony, uderzając go pięścią prosto w twarz. Przewrócił się, a ja zacząłem okładać go pięściami. Kopnął mnie w brzuch tak, że poleciałem w tył na kilka długości od niego. Uderzyłem głową w jakiś kamień, a świat zaczął wirować. Ostatnie co widziałem był uśmiech mężczyzny.
Patrzyłem na siebie. Moje ciało bezwładnie leżało pod drzewem. Ropuszy Śpiew zaczął się nad nim nęcać. Kopał, bił, bawił się. Rzeźbił nożem dziury na rękach, na nogach. Zrobił to samo co zawsze... Tym razem jednak nie czułem już tego smaku. Byłem martwy... Nie mogłem patrzeć jak się na mnie wyżywa... Katował moje ciało i rzucił niedaleko grobu Afry. Po czym spowrotem podnosił, by przerzucić je w inne miejsce i znowu zacząć bić. Usłyszałem kroki. Ktoś się do mnie zbliżał. Spojrzałem za siebie. Afra stała i przyglądała mi się uśmiechając się delikatnie. Moje oczy napełniły się łzami. Rozłożyła ręce tak, jak ja to niegdyś zrobiłem. Podbiegłem do niej i porwałem ją w górę. Zachichotała rozbawiona. Jak mi brakowało tego jej śmiechu. Złączyłem nasze usta w pocałunku. Nie protestowała.
- Tęskniłem - szepnąłem jej do ucha. Miałem nadzieję, że teraz będziemy już razem na zawsze.
- Ja również - odszepnęła. - Ale to jeszcze nie koniec twojej wędrówki - powiedziała. Spojrzałem na nią zdezorientowany. Odwróciłem się i spojrzałem na swoje ciało. Leżałem przy jej grobie w kałuży krwi... Zobaczyłem, że Lucas mnie szuka... Nie chciałem, żeby widział mnie w takim stanie... - Musisz do niego wrócić - powiedziała. - Do niego i reszty naszych dzieci - dodała, a ja spojrzałem na nią.
- Afro... - szepnąłem.
- Nie pozwól się mu załamać - poprosiła. - On cię traktuje jak ojca, a przecież tego chciałeś - przypomniała. - Zobacz na niego... - poprosiła. Odwróciłem się. Leżałem w chacie medyczki, a Lucas płakał obok mnie... Wyglądał jak ten malutki Lucas zostawiony sam sobie w lesie... Taki przestraszony... - Ty się martwisz o niego, a on cały czas martwił się o ciebie - powiedziała. Spojrzałem na nią. Pocałowała mnie, a ja oddałem pocałunek.
- Spotkamy się jeszcze...? - zapytałem niepewny. Uśmiechnęła się rozbawiona.
- Przyjdę po ciebie, gdy twój czas dobiegnie końca - obiecała. - A wtedy nic już nas nie rozdzieli - dodała. Wtuliłem się w nią. - Ale teraz musisz wrócić - powiedziała. Pokiwałem głową. - Spodziewaj się, że mnie czasami gdzieś zobaczysz - powiedziała mierzwiąc moje włosy. Uśmiechnąłem się. Puściłem ją. Dotknęła mojej piersi.
Otworzyłem oczy biorąc łapczywy wdech. Rozejrzałem się. Było ciemno. Słyszałem płacz Lucasa. Zacząłem się dusić. Spanikowany podpełzł do mnie. Podniosłem się na przedramiona.
- Lucas...? - wychrypiałem. Słodki smak ust Afry zmieszał się z okropnym smakiem Ropuszego Śpiewu. Chłopak przytulił się do mnie, a z jego oczu popłynął potok łez. Położyłem go obok siebie. Nie mogłem usiąść, a pozycja półsiedząca była ciężka do utrzymania. Bolał mnie pocięty brzuch. Gładziłem jego włosy. Otuliłem go ramieniem przyciągając bliżej siebie. Płakał tak długo, dopóki nie zasnął. Złożyłem pocałunek na jego czole. Po chwili przyszła Słodka Śmierć zwabiona ciszą. Oddychałem ciężko, ale miarowo. Moje pęknięte już wcześniej żebro znowu wbijało się w moje płuca, więc niedługo później zacząłem dusić się krwią.
- Victor...? - zapytała niepewnie. Podeszła do mnie, a widząc, że na nią patrzę, przestraszyła się lekko. Pomogła mi się odwrócić na bok, żebym nie udusił się krwią. - Żyjesz...? - zapytała zmieszana.
- Tak szybko się mnie stąd nie pozbędziecie - szepnąłem, gdy kaszel w końcu się uspokoił. Uśmiechnęła się lekko.
- Mam nadzieję - powiedziała. - Teraz twoje miejsce zajął Lucas... - powiedziała cicho. - Jakbyś się nie obudził to zastanawiam się, czy nie zostałabym złożona w grobie obok ciebie - powiedziała rozbawiona. Uśmiechnąłem się delikatnie. Pogłaskałem chłopaka.
- Afra mi nie pozwoliła zostać z nią - szepnąłem patrząc na jej synka. - Kazała mi tu wrócić...
- Widziałeś ją? - zapytała medyczka. Pokiwałem głową.
- Jest cała i zdrowa w Plemieniu Spadającej Gwiazdy - powiedziałem. - Obiecała, że się spotkamy i że sama po mnie przyjdzie, ale jeszcze nie teraz... - dodałem.
- Boli cię coś? - zapytała medyczka.
- Nie czuje połowy ciała - odparłem.
- Starałam się dać jak najmocniejsze zioła przeciwbólowe, ale tak, żeby nic ci się nie stało.... - powiedziała cicho.
- Dziękuję - szepnąłem.
- Odpocznij - poprosiła. Wyszła z pomieszczenia, a ja niedługo później zasnąłem.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz