Rozdział 62

0 0 0
                                    

Minęło kilka godzin. Feliks już przestał opowiadać.
- Chodź Afro, pomożesz mi - powiedziałem podnosząc się i odkładając na bok przysypiającego Lucasa. Poszliśmy do pokoju, który kiedyś miał być pokojem Charliego, ale mój młodszy braciszek bał się spać sam w pokoju i dlatego mieliśmy pokój razem. Do tego pomieszczenia były wrzucane wszystkie mniej potrzebne rzeczy. Otworzyłem drzwi. Afra patrzyła na mnie zdziwiona. - Możemy przenieść te rzeczy do spiżarni i naszej sypialni i zrobić tu miejsce dla chłopaków - wyjaśniałem swój pomysł.
- Jesteś pewny? - zapytała. Pokiwałem głową. Dlaczego ona bała się podejmować decyzji? Pocałowałem ją, a ona oddała pocałunek wtulając się we mnie.
- Zastanawiałem się już jakiś czas temu czy nie zrobić tu sypialni Lucasowi - powiedziałem. Zaczęliśmy sprzątać i przenosić rzeczy. Zioła, miotła i noże trafiły do spiżarni. Afra ukryła je szybko, chyba mając nadzieję, że ich nie widziałem. Skóry i ubrania trafiły do naszej sypialni. Gdy uprzątnęliśmy niepotrzebne rzeczy, została jeszcze sprawa kurzu, ale Afra szybko sobie z tym poradziła. Po godzinie staliśmy w drzwiach patrząc na efekt naszej pracy. Było czysto i pusto. Spojrzała na stos zwierzęcych skór.
- To czeka mnie dzisiaj trochę pracy z tym... - westchnęła.
- Pomogę ci - obiecałem, ale pokręciła głową.
- Poradzę sobie - stwierdziła. Podniosłem ją delikatnie i oparłem o swoje biodro. Pocałowała mnie, a ja oddałem pocałunek. Wtuliła się w moją klatkę, obierając głowę o mój bark, a ja przymknąłem oczy, kołysząc się delikatnie. Po chwili przyszedł Księżycowa Woda.
- Dzieci pozasypiały - oznajmił. Spojrzał na schowek. - Tony kurzu tu były...
- Wszystko wysprzątaliśmy - odparłem.
- Już wiem, czemu tak tu biegaliście - powiedział ze śmiechem. Afra zeszła z moich rąk i wzięła kilka skór i swój nożyk. Poszedłem za nią.
- Gdzie schowałaś resztę? - zapytałem unosząc brew.
- Wszystkie skóry tutaj leżą - odparła.
- Nie o to mi chodzi. Gdzie schowałaś resztę noży? - zapytałem na co ona westchnęła i pokazała mi. Wziąłem jeden. - Wiedziałem, że jest ich więcej - odparłem rozbawiony. - Teraz jak mi nie pozwolisz wziąć swojego nożyka to wezmę inny - powiedziałem z uśmiechem. Westchnęła. Wziąłem kilka skór i wyszliśmy z chaty. Słońce już zachodziło, a ognisko pięknie błyszczało. Usiedliśmy niedaleko.
- Ale dzieci masz nie uczyć - ostrzegła.
- Czego mam nie uczyć? - zdziwiłem się.
- Zabawy nożami - odparła.
- Obiecuję - powiedziałem uśmiechając się lekko. Przygotowywaliśmy futra przez najbliższe pół godziny. Praca była nudna i męcząca. Odstawiłem na chwilę nożyk i skóry, a Afra zaśmiała się cicho. - Już, już, nie śmiej się - powiedziałem wracając do pracy. Pracowaliśmy jeszcze dopóki księżyc nie wszedł wysoko na niebo. Zamknąłem oczy zmęczony. Poczułem, jak Afra wyciąga nożyk z moich rąk. Westchnęła przyglądając się mojej pokaleczonej dłoni.
- Victor - szepnęła wstając. Chciała mnie podnieść, ale na szczęście szybko zrezygnowała. Stanęła przede mną, a ja otworzyłem delikatnie oczy i podciąłem jej nogi, sadzając ją na swoich kolanach i przytulając ją. - Czyli nie śpisz? - zapytała. Pokręciłem głową. Pocałowała mnie, a ja oddałem pocałunek. - Chodź spać do chaty - poprosiła. - Nie dam rady cię przenieść, a nie wiem czy Niedźwiedzi Kieł już wrócił - odparła.
- Niedźwiedzi Kieł? - zapytałem zdziwiony. Po co jej jest mój brat.
- Raz mi pomógł cię przenieść - powiedziała. Pocałowałem ją w czoło.
- Ty nawet nie próbuj mnie nosić - powiedziałem. - Jestem dla ciebie za duży i za ciężki - odparłem.
- To pójdziesz ze mną czy mam wołać Księżycową Wodę? - zapytała. Westchnąłem przecierając oczy. Wstałem podnosząc ją. - Ale ja na ziemię.
- A kto tak powiedział? - zapytałem opierając ją o biodro i podnosząc skóry i nożyki. Poszedłem w kierunku chaty. - Drzwi nie otworze... - powiedziałem zmieszany. Otworzyła drzwi.
- Proszę bardzo Victorku - powiedziała. To w jaki sposób zdrabniała moje imię było cudowne. Przysięgam, że mógłbym zrobić wszystko, żeby słyszeć to częściej... Postawiłem ją na nogach i odłożyłem rzeczy, które miałem w rękach. Przeciągnąłem się. Afra zaczęła układać skóry w nowym pokoju. Pomogłem jej. Po chwili wszystko było gotowe. Poszliśmy do dużego pokoju. Afra najpierw zaniosła Shanti do naszej sypialni, a później wzięła Lucasa i zaniosła do nowego pokoju. Zabrałem Feliksa i też go tam zaniosłem.
- Myślisz... Myślisz, że nie będą się bali...? - zapytała niepewnie.
- A czego mieliby się bać? - zdziwiłem się.
- Są sami... Nie wiedzą gdzie... - martwiła się. Przytuliłem ją.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziałem. Poszła po maluchy. Siedziałem w sypialni, a po chwili ona też przyszła. Położyła się obok mnie i wtuliła w moją klatkę. Leżałem, delikatnie gładząc jej policzek i włosy. Niedługo później zasnęła, a ja zostawiłem pocałunek na jej czole. Chwilę później sam zasnąłem.

Obudził mnie płacz Avy i Mateo. Rozejrzałem się. Afry nigdzie nie było... Dokładnie tak, jak ostatnio, gdy zniknęła na cały dzień... Zerwałem się na równe nogi. Zacząłem ją szukać po całej chacie z paniką. Z rozmachem otworzyłem drzwi do pokoju chłopaków. Przyłożyła palec do ust, a ja odetchnąłem z ulgą. Odłożyła syna i ułożyła brata. Poszła do sypialni i zaczęła uspokajać głodne dzieci.
- Czemu tam siedziałaś? - zapytałem szeptem.
- Lucas płakał - wyjaśniła cicho. Przytuliłem ją.
- Chyba miałaś rację z tym przenoszeniem ich... - przyznałem. Po chwili znowu usłyszeliśmy płacz. Afra już wstała, ale byłem szybszy. Poszedłem do nich. - Chodźcie - powiedziałem. Wziąłem na ręce płaczącego Lucasa. - Cichutko... - szepnąłem mu do ucha, całując jego policzek. Feliks szedł za mną. Afra zrobiła miejsce obok siebie. Postawiłem Lucasa na ziemi, a on rzucił się swojej mamie na szyję. Posadziła go na kolanach odkładając na bok maluchy. Położyłem się obok Shanti. Zepsułem, chcąc zrobić dobrze, więc chciałem zostawić im miejsce... Zasnąłem jakiś czas później.

Obudziłem się wcześnie rano. Spojrzałem na Afrę. Siedziała przy ścianie i patrzyła na to wszystko nieobecnym wzrokiem. Spojrzała na mnie.
- Spałaś? - zapytałem zmartwiony. Pokręciła głową. Westchnąłem wstając. - Odpocznij, dzisiaj ja się wszystkim zajmę - obiecałem. Pokręciła głową.
- Dam sobie radę - powiedziała. Westchnąłem, ale wiedziałem, że z nią kłócić się nie da. I tak postawi na swoim... Zaczęła budzić Lucasa. - A może wezmę go dzisiaj ze sobą? Żeby mu się nic nie stało... - zmartwiła się.
- Jak nie będzie umiał sam jechać to wezmę go do siebie - odpowiedziałem spokojnie. Kiwnęła głową i obudziła obu chłopców.
- Jedziesz ze mną czy z Wilczym Kłem? - zapytała syna. Zabrałem go od niej.
- Pojedziesz z nami, pozwolimy odpocząć mamusi i trochę pogadamy. Co ty na to? - szepnąłem do niego.
- Jadę z wami - powiedział chłopiec. Pocałowałem jego policzek zadowolony.
- Idziecie? - zapytała Afra wychodząc z chaty. Poszliśmy za nią.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz