Rozdział 53

0 0 0
                                    

Poczułem jak ktoś mnie kopnął i kilka razy nadepnął, ale nie obudziłem się. Oczy miałem ciężkie. Po chwili poczułem małe rączki na mojej twarzy i zapachniało malinami. Zastanawiałem się, co mi się może śnić, że zapach i dotyk są aż tak realistyczne.
- Victor! - usłyszałem za ścianą, co momentalnie postawiło mnie na nogi. Shanti stała przede mną z malinkami. Widocznie to ona musiała być przyczyną mojego dziwnego snu. Pobiegłem do sypialni. Shanti podążyła za mną.
- Co się dzieje? - zapytałem.
- Nie mogłam go dobudzić - poskarżyła się dziewczynka.
- Pomóż mi wstać - poprosiła Afra. - Lucas mówił, że Prędka Bryza tu był - dodała, a ja ją podniosłem.
- Chciał, żebyście do niego poszli - powiedział chłopiec.
- Kiedy to było? - zapytałem.
- Kilka minut temu - odparł. - Prawie się przez ciebie przewrócił - dodał.
- Już wiem, czemu mi się stado koni śniło - odpowiedziałem ze śmiechem.
- Victor!
- Już nic nie mówię.
- Idziecie z nami? - zapytała Afra. Lucas pokręcił głową.
- Mia się do mnie lepi - powiedział z obrzydzeniem. Jak ja to dobrze znam... Lawendowa Perła... - Zacząłem jej unikać - dodał. Żebym i ja był taki mądry, a nie dać się bratu wmanewrować...
- Ja też zostaje - odparła Shanti.
- Za chwilę wrócimy - obiecała Afra. Wybiegła z chaty omal się nie wywracając. Śniegu było niewiele, ale było bardzo ślisko. Złapałem ją zanim się wywróciła.
- Śpiesz się powoli - powiedziałem pomagając złapać jej równowagę. Pokiwała głową.
- Zostawiłam dzieci same - spanikowała wracając do środka. Po chwili pobiegła spowrotem do mnie wywracając się. Postawiłem ją na nogach. Poszliśmy do chaty wodza. Zapukałem, a Prędka Bryza otworzył niemal od razu.
- Widzę, że świetnie się bawicie w tym śniegu - zadrwił.
- O co chodzi? - zapytałem znudzony. Prędka Bryza zaczął mierzyć dziewczynę od góry do dołu.
- Kto w końcu rodził? Ty czy ona? Bo wyglądałeś na wykończonego - rzucił do mnie. Posłałem mu wściekłe spojrzenie.
- Do rzeczy Prędka Bryzo - zniecierpliwiła się Afra.
- Czemu ty taka zła? - zapytał rozbawiony. Po chwili zza jego nóg wybiegły dwie dziewczynki.
- Mia, Emma wracajcie tutaj - zawołała za nimi Zapomniana Nadzieja. Podeszła do nas i uśmiechnęła się lekko. - Co was tu sprowadza? - zapytała.
- Prędka Bryza chciał nas widzieć - odpowiedziała Afra.
- Chodźcie do środka - zaprosiła nas. - Nie wiem czemu ty się jej tak ciągle czepiasz - rzuciła do męża. Wódz był zły, ale zaprowadził nas do dużego pokoju. Usiedliśmy, a ja posadziłem Afrę na swoich kolanach.
- To, co zrobiliście dzisiaj rano jest niedopuszczalne - powiedział Prędka Bryza ostrym tonem. Afra spojrzała w podłogę, a ja się cały spiąłem. - Dlatego otrzymacie karę.
- Nie - odpowiedziałem wściekłym i stanowczym tonem.
- Coś ty powiedział? - zapytał zły wódz.
- Nie - powtórzyłem. - To, że dzieci urodziły się zbyt wcześnie, to twoja wina - warknąłem. Zaśmiał się. Zdenerwowałem się. Ściągnąłem Afrę ze swoich kolan i rzuciłem na wodza. Był na to przygotowany i odparł atak. Biliśmy się przez jakiś czas. Kątem oka spojrzałem na spanikowaną Afrę, a po chwili wylądowałem na ścianie. Uderzyłem głową, przez co zaczęło mi się kręcić przed oczami. Wódz chciał mnie kopnąć. Byłem tego świadomy. Spojrzałem na niego i zanim oberwałem, Afra zasłoniła mnie swoim ciałem... Dostała silnego kopniaka w brzuch... Popłynęła krew...
- Zabójca! - pisnęła przerażona Zapomniana Nadzieja. Chwyciłem upadającą dziewczynę. Prędka Bryza też był przerażony. Mia, która stała w drzwiach zaczęła płakać.
- Afro? - zapytałem przerażony, ale nie reagowała. Podniosłem ją... Po raz kolejny taką bezwładną... Jej krew była wszędzie... Pobiegłem do chaty medyczki. Wódz i jego żona biegli za mną. Zapukałem do chaty Słodkiej Śmierci, a ona od razu mi otworzyła. Położyłem Afrę we wskazanym miejscu. Usiadłem obok niej i chwytając jej dłoń rozpłakałem się... Po prostu zacząłem płakać. Nie wiedziałem co mam zrobić. Zapomniana Nadzieja krzyczała na swojego przerażonego męża. Słodka Śmierć podawała Afrze najróżniejsze zioła, maści i robiła opatrunki. Przekazała mi, że obawia się, że ona się już nie obudzi... Albo obudzi się dopiero za kilka dni... Chciałem iść i uderzyć Prędką Bryzę, ale nie miałem siły, żeby się podnieść... Siedziałem więc obok Afry płacząc jak dziecko. Delikatnie chwyciłem jej dłoń i pocałowałem ją. Spojrzałem na jej brzuch... Ta rana była przerażająca, a opatrunek po raz kolejny przeciekł... - Ona nie może umrzeć... - wyłkałem cicho.
- Przykro mi Wilczy Kle - odpowiedziała medyczka siadając obok mnie i zmieniając opatrunek. - Ona się wybudzi - mówiła medyczka, ale bez większego przekonania.
- Ona musi sie wybudzić! - krzyknąłem przez łzy. Zacząłem gładzić jej dłoń, a kilka łez spadło na nasze ręce...
- V-Vic-Victor? - wyjąkała po chwili. Zerwałem się z miejsca i wtuliłem w nią nadal płacząc. Słodka Śmierć była zdezorientowana. Afra zakaszlała. - Ciii... - powiedziała łagodnie gładząc moje włosy. Wtuliłem się w jej klatkę. Słuchałem bicia jej serca... Niedługo później zasnąłem wykończony płaczem. Nie puściłem jednak dziewczyny, bojąc się, że ktoś mi ją zabierze...

- Victor? - usłyszałem cichy głos Afry. Podniosłem głowę i spojrzałem na nią. - Nie duś - poprosiła. Zaśmialiśmy się. Podniosłem się i pocałowałem ją delikatnie.
- Obiecaj, że już nigdy czegoś takiego nie zrobisz - poprosiłem. Mój głos się trząsł.
- Victor...
- Obiecaj - rozkazałem.
- Obiecuję - powiedziała przytulając mnie. - Ale tak naprawdę po to tu jestem - szepnęła.
- Nie. Nie będziesz mnie bronić. Drugi raz tego nie zniosę - powiedziałem. Zaczęła gładzić moje włosy.
- Victor...
- Powiedziałem nie.
- Kocham cię Victor - szepnęła na moje ucho. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Na ciebie też. Więc proszę cię. Nie rób mi więcej takich rzeczy - powiedziałem przytulając ją mocniej. Niedługo później przyszła Słodka Śmierć.
- Jak się czujesz?
- Dobrze - odpowiedziała Afra podnosząc się powoli.
- Nadal nie mogę uwierzyć jak to się stało - powiedziała medyczka. - Bałam się, że się nie obudzisz, a ty prawie od razu do nas wróciłaś - przyznała.
"Dla niej to "od razu" to była dla mnie wieczność" - pomyślałem zdenerwowany.
- Znowu jakaś tajemnica? - zapytałem znudzony, kiedy zobaczyłem, że znowu wymieniają się jakimś spojrzeniem. Pokręciła głową.
- Zamroczony Uśmiech...
- Już cię nie skrzywdzi - przerwałem jej.
- Dasz jej dokończyć? - zapytała medyczka.
- Pokazał mi coś... Dotknął mojej piersi, a ja tu wróciłam - powiedziała.
- Co ci pokazał? - zaciekawiła się Słodka Śmierć. Afra pokręciła tylko głową.
- Nie powiem - odparła. - Kazał mi tu wrócić, żebym to zmieniła.
- Przyszłość? - zapytała medyczka.
- Załamanego Victora - odpowiedziała.
- To ci prawdę pokazał - powiedziała rozbawiona Słodka Śmierć. - Bałam się, czy się znowu bić nie zaczną albo czy sobie czegoś nie zrobi - powiedziała.
- Bardzo śmieszne - mruknąłem urażony. Afra mnie przytuliła.
- Dzieci... - powiedziała po chwili. Chciała się szybko podnieść, a jej twarz wykrzywił grymas bólu.
- Zapomniana Nadzieja miała do nich iść - chciała uspokoić ją medyczka, ale dziewczyna spanikowała jeszcze bardziej. Pomogłem jej wstać, bo wiedziałem, że i tak nic jej nie powstrzyma. Pobiegła do chaty, a ja podążyłem za nią, żegnając się z medyczką.

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz