Po chwili usłyszeliśmy, że drzwi do chaty otwierają się.
- I jak sobie radzisz Mknący Strumieniu jako medyk? - zapytała Słodka Śmierć wchodząc. Niosła koszyk z ziołami. Spojrzała na mnie. - Obudził się już? - zdziwiła się. Patrzyłem na nią. - Wilczy Kle? - zapytała. Rozejrzała się. - Gdzie jest Afra? - zapytała. - Taki blady to ty zawsze byłeś przy porodach - zaśmiała się medyczka.
- Dziękuję za takie poczucie humoru Słodka Śmierci - powiedziałem uśmiechając się blado.
- Wilczy Kle co z tobą? - zapytała.
- Wszystko w porządku - odpowiedziałem. Podniosłem się powoli i zrobiłem kilka kroków, ale upadłem. W taki sam sposób jak upadłem pod wpływem Ropuszego Śpiewu. Trzęsąc się lekko zacząłem się podnosić. - Ja tylko... - powiedziałem, ale nie skończyłem, bo mój głos zaczął się trząść.
- Wracaj tam - powiedziała medyczka. Pokręciłem głową.
- Ja chciałem tylko dożyć tego, żeby zdążyć pożegnać się z Afrą... - powiedziałem. Znowu zacząłem się dusić. Medyczka podniosła mnie delikatnie. - Nie! - krzyknąłem wklejając się w jej rękę. - Już idę - powiedziałem odsuwając się pod samą ścianę.
- Wilczy Kle...? - zapytała zdezorientowana.
- Już jestem grzeczny - zapewniłem. - Już jestem grzecznym chłopcem - powiedziałem zwijając się w kulkę. Zaniosłem się krwawym kaszlem. Poczułem jak ktoś głaszcze mnie po włosach. Zwinąłem się w ciaśniejszą kulkę. - Zostawcie mnie - poprosiłem. - Ja chcę tylko ostatni raz zobaczyć Afrę... - powiedziałem krztusząc się. Wyplułem dużo krwi.
- Żaden ostatni raz - powiedziała. - Mknący Strumieniu poproszę zioła wzmacniające...
- Nic nie przełknę - powiedziałem. - Nie zmusicie mnie do tego.
- Victor uspokój się - powiedziała Zapomniana Nadzieja. Spojrzałem na nią z paniką w oczach.
- On nas zabije - wydusiłem. - On wie gdzie jesteśmy. On nas zabije - powiedziałem przerażony. - Schowaj ręce! On nie może się dowiedzieć! - wpadłem w panikę. Spojrzałem na drugą dziewczynę, która się nade mną nachylała. - Widzę podwójnie...
- Wilczy Kle uspokój się - skarciła mnie.
- Kto zabrał pudełko? - zapytałem z paniką. Zacząłem się rozglądać. Poderwałem się, ale od razu upadłem. - Nie bij mnie - powiedziałem zakrywając głowę dłońmi.
- Tato spokojnie... - powiedział Lucas.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałem przerażony. Przytulił mnie. - Tu jest niebezpiecznie - powiedziałem. - Trzy trupy i dopiero teraz raczyliście mnie o tym poinformować?! - zapytałem wściekły. - A ty się lepiej wyśpij, bo zaczynasz gadać głupoty. Żadnym wodzem. Ja się poprostu martwię - dodałem. - Puść mnie - warknąłem czując, że ktoś chwyta mój nadgarstek.
- Tato spokojnie - powiedział Lucas. Zaczął do mnie coś mówić. Nie wiedziałem co, ale się uśmiechnąłem.
- Opiekuj się nią... - powiedziałem, po czym zemdlałem.Ocknąłem się znowu w chacie Słodkiej Śmierci. Dłońmi zacząłem sprawdzać, czy aby na pewno nie jestem w pudełku. Dotknąłem kogoś i od razu wziąłem rękę.
- Tato? - zapytał Lucas. Podniosłem się do siadu. - Spokojnie już nie jesteś nigdzie uwięziony - mówił łagodnie. Przytuliłem go z całej siły. Zdezorientowałem go tym gestem.
- Tak bardzo mi was brakowało, że nawet sobie tego nie wyobrażasz - szepnąłem mu na ucho. Uśmiechnął się lekko, również mnie przytulając. Dotknąłem swojego boku. Był opatrzony. - Co tu się stało? - zapytałem.
- Dostałeś ataku paniki - powiedział chłopak. - Słodka Śmierć kazała mi do ciebie mówić, żebyś się uspokoił, a ty kazałeś mi się kimś opiekować po czym zemdlałeś... - opowiedział w skrócie. Podał mi naczynie z naparem. - Miałem ci to dać, jak znowu się obudzisz - powiedział.
- Zwymiotuje... - powiedziałem cicho.
- Słodka Śmierć powiedziała, że wszystko będzie dobrze - odpowiedział. Spojrzałem na naczynie i zrobiło mi się słabo. - Tato? - zapytał zaniepokojony.
- Nie mogę - powiedziałem, a pojedyncza łza popłynęła po moim policzku. Od razu ją wytarłem. - Przez te całe 3 lata jadłem tylko jedną rzecz... - powiedziałem. - Wszystko tym pachnie i smakuje - dodałem z obrzydzeniem.
- Jakie 3 lata? - zapytał zdziwiony chłopak. Spojrzałem na niego jeszcze bardziej zdziwiony.
- No te przez które nas nie było - odpowiedziałem. - Dobrze... Być może 2 lata - powiedziałem zmieszany.
- Czasu minęło dużo więcej od waszego zaginięcia - powiedział Lucas. Patrzyłem na niego zdezorientowany. - Co ty przez ten cały czas jadłeś? - zaciekawił się. Odwróciłem wzrok. - Tato...? - zapytał niepewnie. Moje oczy znowu wypełniły się łzami.
- Nie męcz go - powiedziała medyczka wchodząc do pomieszczenia.
- Tato co ty jadłeś przez cały ten czas? - nie odpuszczał chłopak. Wystawiłem język. Zapach i smak Ropuszego Śpiewu wżarł się już tam na dobre... Lucas na szczęście nie zrozumiał, ale medyczka od razu do mnie podeszła.
- Mówisz prawdę? - zapytała. Spuściłem głowę patrząc na swoje stopy. - Temu nie mogę podać ci żadnych ziół... - westchnęła.
- O czym wy mówicie? - zapytał zdezorientowany Lucas.
- Nie miałem prawa dotknąć niczego dopóki on nie zwolni mnie z tej kary... - powiedziałem. - A to była następna kara... - dodałem cicho.
- Co ci jeszcze robił? - zapytała medyczka. Spojrzałem na nią niepewnie. - Spróbuję to wyleczyć, może uda się ciebie zatrzymać przy życiu - powiedziała. Westchnąłem i odwróciłem się do niej tyłem pokazując rozcharatane plecy. Zasłoniła dłonią usta widząc to. Lucas też wyglądał na przestraszonego. - Jeszcze coś? - zapytała.
- Kopał mnie - mruknąłem. - Ale do tego już przywykłem - dodałem. - I rzucał mną o ścianę, ziemię i pudełko - powiedziałem. - To było jego ulubione zajęcie, a w szczególności, kiedy tak mnie skatował, że nie mogłem sam się podnieść...
- My też go pobiliśmy... - przyznał się Lucas.
- Dlaczego? - zapytałem. Pokręcił tylko głową. Zacząłem się dusić krwią. Podniosłem się powoli, używając ściany.
- Siadaj - rozkazała medyczka. Ani myślałem ją posłuchać. Chwiejnym krokiem poszedłem w kierunku wyjścia. Chwyciła mnie za ramię, a ja je od razu wyrwałem przerażony. - O co chodzi? - zapytała zdezorientowana. Wystawiłem jej język, a ona zrozumiała. - Przykro mi, ale naprawdę musisz zostać - powiedziała.
- Muszę zobaczyć się z Afrą - poprawiłem. Poszedłem przed siebie podtrzymując się ściany. Lucas pobiegł za mną.
- Tato... - westchnął.
- Pomożesz mi przejść przez obóz? - zapytałem z nadzieją. Pokręcił przecząco głową i zawrócił mnie, prowadząc spowrotem do Słodkiej Śmierci. Potknąłem się, ale nie podniosłem, opierając się na rękach i czekając na następną karę ze strony Ropuszego Śpiewu.
- Wstajesz? - zapytała Słodka Śmierć. Pokiwałem głową zmieszany. Podniosłem się spowrotem. - Nie powiedziałeś wszystkiego - stwierdziła medyczka. - Co jeszcze ukrywasz? - zapytała. Spojrzałem zmieszany na Lucasa.
- Nie będę dziecka straszył - powiedziałem.
- Nie jestem dzieckiem - odpowiedział. Westchnąłem cicho.
- Lucas odpuść - powiedziała medyczka. Posadziłem Lucasa przed sobą i zakryłem mu uszy dłońmi.
- To samo co jego matce... - westchnąłem. Wbiłem wzrok w podłogę. - Nie mogłem... Nie mogłem nic zrobić... - szepnąłem. Lucas odwrócił się, przytulając mnie.
- Wszystko słyszałem - przyznał się.
- Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej? - zapytała niezadowolona medyczka.
- I tak za dużo osób to widziało - odparłem. - Widzieli to dorośli, a bali się jak dzieci - skwitowałem.
- Siadaj musze zrobić ci kilka dodatkowych badań - powiedziała szukając jakichś ziół. Lucas posadził mnie na przy ścianie, jakby bojąc się, że znowu się przewrócę...
CZYTASZ
Moja Śnieżna Księżniczka
Teen FictionDruga część "Poszukiwania miłości, czas zacząć!". Tym razem świat widzimy oczami Wilczego Kła. Czy on i Śnieżny Kwiat aż tak bardzo różnią się od siebie? Przeczytaj by poznać losy i myśli Victora.