Rozdział 76

0 0 0
                                    

Po chwili usłyszeliśmy, że drzwi do chaty otwierają się.
- I jak sobie radzisz Mknący Strumieniu jako medyk? - zapytała Słodka Śmierć wchodząc. Niosła koszyk z ziołami. Spojrzała na mnie. - Obudził się już? - zdziwiła się. Patrzyłem na nią. - Wilczy Kle? - zapytała. Rozejrzała się. - Gdzie jest Afra? - zapytała. - Taki blady to ty zawsze byłeś przy porodach - zaśmiała się medyczka.
- Dziękuję za takie poczucie humoru Słodka Śmierci - powiedziałem uśmiechając się blado.
- Wilczy Kle co z tobą? - zapytała.
- Wszystko w porządku - odpowiedziałem. Podniosłem się powoli i zrobiłem kilka kroków, ale upadłem. W taki sam sposób jak upadłem pod wpływem Ropuszego Śpiewu. Trzęsąc się lekko zacząłem się podnosić. - Ja tylko... - powiedziałem, ale nie skończyłem, bo mój głos zaczął się trząść.
- Wracaj tam - powiedziała medyczka. Pokręciłem głową.
- Ja chciałem tylko dożyć tego, żeby zdążyć pożegnać się z Afrą... - powiedziałem. Znowu zacząłem się dusić. Medyczka podniosła mnie delikatnie. - Nie! - krzyknąłem wklejając się w jej rękę. - Już idę - powiedziałem odsuwając się pod samą ścianę.
- Wilczy Kle...? - zapytała zdezorientowana.
- Już jestem grzeczny - zapewniłem. - Już jestem grzecznym chłopcem - powiedziałem zwijając się w kulkę. Zaniosłem się krwawym kaszlem. Poczułem jak ktoś głaszcze mnie po włosach. Zwinąłem się w ciaśniejszą kulkę. - Zostawcie mnie - poprosiłem. - Ja chcę tylko ostatni raz zobaczyć Afrę... - powiedziałem krztusząc się. Wyplułem dużo krwi.
- Żaden ostatni raz - powiedziała. - Mknący Strumieniu poproszę zioła wzmacniające...
- Nic nie przełknę - powiedziałem. - Nie zmusicie mnie do tego.
- Victor uspokój się - powiedziała Zapomniana Nadzieja. Spojrzałem na nią z paniką w oczach.
- On nas zabije - wydusiłem. - On wie gdzie jesteśmy. On nas zabije - powiedziałem przerażony. - Schowaj ręce! On nie może się dowiedzieć! - wpadłem w panikę. Spojrzałem na drugą dziewczynę, która się nade mną nachylała. - Widzę podwójnie...
- Wilczy Kle uspokój się - skarciła mnie.
- Kto zabrał pudełko? - zapytałem z paniką. Zacząłem się rozglądać. Poderwałem się, ale od razu upadłem. - Nie bij mnie - powiedziałem zakrywając głowę dłońmi.
- Tato spokojnie... - powiedział Lucas.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałem przerażony. Przytulił mnie. - Tu jest niebezpiecznie - powiedziałem. - Trzy trupy i dopiero teraz raczyliście mnie o tym poinformować?! - zapytałem wściekły. - A ty się lepiej wyśpij, bo zaczynasz gadać głupoty. Żadnym wodzem. Ja się poprostu martwię - dodałem. - Puść mnie - warknąłem czując, że ktoś chwyta mój nadgarstek.
- Tato spokojnie - powiedział Lucas. Zaczął do mnie coś mówić. Nie wiedziałem co, ale się uśmiechnąłem.
- Opiekuj się nią... - powiedziałem, po czym zemdlałem.

Ocknąłem się znowu w chacie Słodkiej Śmierci. Dłońmi zacząłem sprawdzać, czy aby na pewno nie jestem w pudełku. Dotknąłem kogoś i od razu wziąłem rękę.
- Tato? - zapytał Lucas. Podniosłem się do siadu. - Spokojnie już nie jesteś nigdzie uwięziony - mówił łagodnie. Przytuliłem go z całej siły. Zdezorientowałem go tym gestem.
- Tak bardzo mi was brakowało, że nawet sobie tego nie wyobrażasz - szepnąłem mu na ucho. Uśmiechnął się lekko, również mnie przytulając. Dotknąłem swojego boku. Był opatrzony. - Co tu się stało? - zapytałem.
- Dostałeś ataku paniki - powiedział chłopak. - Słodka Śmierć kazała mi do ciebie mówić, żebyś się uspokoił, a ty kazałeś mi się kimś opiekować po czym zemdlałeś... - opowiedział w skrócie. Podał mi naczynie z naparem. - Miałem ci to dać, jak znowu się obudzisz - powiedział.
- Zwymiotuje... - powiedziałem cicho.
- Słodka Śmierć powiedziała, że wszystko będzie dobrze - odpowiedział. Spojrzałem na naczynie i zrobiło mi się słabo. - Tato? - zapytał zaniepokojony.
- Nie mogę - powiedziałem, a pojedyncza łza popłynęła po moim policzku. Od razu ją wytarłem. - Przez te całe 3 lata jadłem tylko jedną rzecz... - powiedziałem. - Wszystko tym pachnie i smakuje - dodałem z obrzydzeniem.
- Jakie 3 lata? - zapytał zdziwiony chłopak. Spojrzałem na niego jeszcze bardziej zdziwiony.
- No te przez które nas nie było - odpowiedziałem. - Dobrze... Być może 2 lata - powiedziałem zmieszany.
- Czasu minęło dużo więcej od waszego zaginięcia - powiedział Lucas. Patrzyłem na niego zdezorientowany. - Co ty przez ten cały czas jadłeś? - zaciekawił się. Odwróciłem wzrok. - Tato...? - zapytał niepewnie. Moje oczy znowu wypełniły się łzami.
- Nie męcz go - powiedziała medyczka wchodząc do pomieszczenia.
- Tato co ty jadłeś przez cały ten czas? - nie odpuszczał chłopak. Wystawiłem język. Zapach i smak Ropuszego Śpiewu wżarł się już tam na dobre... Lucas na szczęście nie zrozumiał, ale medyczka od razu do mnie podeszła.
- Mówisz prawdę? - zapytała. Spuściłem głowę patrząc na swoje stopy. - Temu nie mogę podać ci żadnych ziół... - westchnęła.
- O czym wy mówicie? - zapytał zdezorientowany Lucas.
- Nie miałem prawa dotknąć niczego dopóki on nie zwolni mnie z tej kary... - powiedziałem. - A to była następna kara... - dodałem cicho.
- Co ci jeszcze robił? - zapytała medyczka. Spojrzałem na nią niepewnie. - Spróbuję to wyleczyć, może uda się ciebie zatrzymać przy życiu - powiedziała. Westchnąłem i odwróciłem się do niej tyłem pokazując rozcharatane plecy. Zasłoniła dłonią usta widząc to. Lucas też wyglądał na przestraszonego. - Jeszcze coś? - zapytała.
- Kopał mnie - mruknąłem. - Ale do tego już przywykłem - dodałem. - I rzucał mną o ścianę, ziemię i pudełko - powiedziałem. - To było jego ulubione zajęcie, a w szczególności, kiedy tak mnie skatował, że nie mogłem sam się podnieść...
- My też go pobiliśmy... - przyznał się Lucas.
- Dlaczego? - zapytałem. Pokręcił tylko głową. Zacząłem się dusić krwią. Podniosłem się powoli, używając ściany.
- Siadaj - rozkazała medyczka. Ani myślałem ją posłuchać. Chwiejnym krokiem poszedłem w kierunku wyjścia. Chwyciła mnie za ramię, a ja je od razu wyrwałem przerażony. - O co chodzi? - zapytała zdezorientowana. Wystawiłem jej język, a ona zrozumiała. - Przykro mi, ale naprawdę musisz zostać - powiedziała.
- Muszę zobaczyć się z Afrą - poprawiłem. Poszedłem przed siebie podtrzymując się ściany. Lucas pobiegł za mną.
- Tato... - westchnął.
- Pomożesz mi przejść przez obóz? - zapytałem z nadzieją. Pokręcił przecząco głową i zawrócił mnie, prowadząc spowrotem do Słodkiej Śmierci. Potknąłem się, ale nie podniosłem, opierając się na rękach i czekając na następną karę ze strony Ropuszego Śpiewu.
- Wstajesz? - zapytała Słodka Śmierć. Pokiwałem głową zmieszany. Podniosłem się spowrotem. - Nie powiedziałeś wszystkiego - stwierdziła medyczka. - Co jeszcze ukrywasz? - zapytała. Spojrzałem zmieszany na Lucasa.
- Nie będę dziecka straszył - powiedziałem.
- Nie jestem dzieckiem - odpowiedział. Westchnąłem cicho.
- Lucas odpuść - powiedziała medyczka. Posadziłem Lucasa przed sobą i zakryłem mu uszy dłońmi.
- To samo co jego matce... - westchnąłem. Wbiłem wzrok w podłogę. - Nie mogłem... Nie mogłem nic zrobić... - szepnąłem. Lucas odwrócił się, przytulając mnie.
- Wszystko słyszałem - przyznał się.
- Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej? - zapytała niezadowolona medyczka.
- I tak za dużo osób to widziało - odparłem. - Widzieli to dorośli, a bali się jak dzieci - skwitowałem.
- Siadaj musze zrobić ci kilka dodatkowych badań - powiedziała szukając jakichś ziół. Lucas posadził mnie na przy ścianie, jakby bojąc się, że znowu się przewrócę...

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz