Rozdział 77

0 0 0
                                    

Nie wszystkie badania Słodkiej Śmierci były przyjemne, ale kiedy w końcu skończyła podała mi jakieś zioła do picia. O dziwno nie zwymiotowałem. Siedziałem z Lucasem i postanowiłem się czegoś dowiedzieć.
- Jak się tutaj znaleźliśmy? - zapytałem, bo to pytanie nurtowało mnie najbardziej.
- Wskoczyłeś mi przed konia - odpowiedział. - I zemdlałeś - dodał. - I gdyby nie to, że spanikowana Zapomniana Nadzieja biegła za tobą, wołając cię, to chyba bym cię nie poznał - przyznał. Zaniosłem się kaszlem.
- Bałem się, że to Ropuszy Śpiew i nie chciałem zdradzić kryjówki Zapomnianej Nadzieji - przyznałem.
- Byłeś tak lekki, że samemu potrafiłem cię podnieść - powiedział. - I jeszcze krwawiłeś - dodał.
- Już nigdy nie będę wyglądał tak jak kiedyś - westchnąłem. - A przecież twoja matka właśnie za to mnie polubiła... - powiedziałem cicho.
- Mylisz się - odparł rozbawiony Lucas. - Ona gadała o tobie bez przerwy. Przez cały ten czas nasłuchałem się o tobie więcej niż mógłbym przypuszczać - odparł. - Podobno kazałeś się ożenić swojemu bratu z moją mamą, żeby ratować ją przed Prędką Bryzą - powiedział.
- Sam ci to przecież powiedziałem. - odparłem.
- A to, że pachniesz jak bezpieczeństwo? - zapytał.
- Ja już tego samemu sobie zapewnić nie potrafię - odpowiedziałem. - Ropuszy Śpiew mnie pokonał, a ja mu pozwoliłem, bo się bałem - powiedziałem.
- Bo się martwiłeś - poprawił mnie Lucas.
- Masz rację... - powiedziałem cicho. Ucieszył się już. - Powinienem zniknąć nie żegnając się z nią... Jeszcze gorzej to zniesie - powiedziałem. - Miałem wtedy ich wyrzucić z tej chaty, a nie czekać, aż łaskawie uciekną - mruknąłem.
- Nawet nie próbuj tak mówić, tato - skarcił mnie chłopak. - Mama cały czas liczy dni od kiedy cię nie ma, szuka ciebie i twojego zapachu w każdej najdrobniejszej rzeczy. Prawie pobiła męża Shanti, bo "nie zachowywał się jak Victor" - zacytował. Uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Ja nawet sam na własnych nogach nie ustoje - powiedziałem. Przejechał dłonią po moich włosach, ustawiając je. Po chwili się uśmiechnął.
- Ale wyglądasz jak kiedyś - powiedział dumny z efektu.
- Mam mniej włosów i są dłuższe - zauważyłem.
- Szczegół. Mama nie zauważy - stwierdził.
- Udusze się krwią - zauważyłem.
- Słodka Śmierć cię naprawi - stwierdził. - I wzmocni cię - dodał. Pokręciłem głową.
- Teraz to nawet mój brat brzmi lepiej niż ja - powiedziałem wzdychając. Chłopak się zmieszał. - Co się stało? - zapytałem. Pokręcił głową. Zacząłem się dusić. Lucas usiadł okrakiem na moich kolanach i wtulił się we mnie. Poczułem jak jego łzy moczą mój bark. Pogładziłem go po plecach. Oparł głowę o moje ramię, a ja spanikowałem.
- Tato co się dzieje? - zapytał zmartwiony.
- Nie gryź mnie... - poprosiłem z paniką.
- Nie będę - obiecał, a ja nadal gładziłem jego włosy. Po chwili zasnął. Pocałowałem jego policzek. Minęło może pół godziny, nim ktoś wszedł do pomieszczenia. Ból głowy się nasilił... Spojrzałem na Szept Nocy.
- Wróciłeś już? - zapytałem. Patrzył na mnie zdziwiony.
- Jest tu Lucas? - zapytał zmieszany.
- Znalazłeś już jego mamusię? - zapytałem rozbawiony. Mężczyzna nie wiedział co mi ma odpowiedzieć. Pocałowałem policzek śpiącego chłopaka. - Mój mały chłopiec - powiedziałem. Spojrzałem spowrotem na Szept Nocy. - Dlaczego wtedy mnie nie posłuchałeś? - zapytałem. - Twoja siostrzyczka i braciszek zapewne z chęcią by cię zobaczyli wcześniej - mruknąłem.
- Wilczy Kle...
- I nie zaczynaj znowu tej swojej gadki - mruknąłem niezadowolony. - Wyspałeś się już tak jak cię prosiłem? - zapytałem. Pokiwał powoli głową. - Czyli przestaniesz gadać jakieś niestworzone historie? - upewniłem się. Twierdząca odpowiedź. - No ja mam nadzieję, bo nie mam ochoty słuchać o jakimś przywództwie - mruknąłem. - Siadaj - powiedziałem robiąc obok siebie miejsce. Niepewnie podszedł do mnie. Stał nade mną, więc podciąłem mu nogi, łapiąc go. Przytuliłem go delikatnie. - Dziękuję Szepcie Nocy... - powiedziałem cicho. - I przykro mi z powodu twojego brata... Czemu nie powiedziałeś wczesniej? Może jak bym wiedział to udałoby mi się wybłagać Ropuszy Śpiew o jakieś lepsze zioła... - westchnąłem wtulając się w niego. - A później jeszcze mnie nie posłuchałeś i ten wojownik... Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałem.
- Wilczy Kle... O czym ty mówisz...? - zapytał przerażony mężczyzna.
- Szepcie Nocy tak długo tam czas spędziliśmy, że nie udawaj, że nic nie pamiętasz - mruknąłem.
- Tato... To nie jest Szept Nocy... - szepnął Lucas. Spojrzałem najpierw na niego, a później przerażony na mężczyznę obok mnie. Wcisnąłem się bardziej w ścianę.
- Wilczy Kle? - zapytał zmieszany.
- Nie bij mnie - poprosiłem wbijając się z całej siły w kąt pokoju i ściskając Lucasa.
- On cię nie będzie bił - powiedział chłopak na moich kolanach. Spojrzałem na niego. - To jest drugi brat Afry - powiedział.
- Martwy Szczur nie żyje... - powiedziałem cicho. - Nawet nie wiem kiedy umarł, bo powiedzieli mi w przeddzień zniknięcia Ropuszego Śpiewu... - powiedziałem.
- Co mu się stało? - zapytał przerażony mężczyzna obok mnie.
- Ropuszy Śpiew go skatował... - powiedziałem cicho. - Wtedy udało mi się rozpiąć łańcuchy Zapomnianej Nadzieji i kazałem jej się nim zająć - dodałem. - Nie było smaczne to zapięcie - zaśmiałem się. - I później on chciał ją wziąć. Patrzył na nią, więc zacząłem go podburzać i to mnie pobił zamiast ją... I gdy mną rzucił... Ona się zdradziła pokazując ręce - mruknąłem. - Śmiał się. I myślałem, że poszedł, więc kazałem jej rozpiąć moje dłonie, a gdy zacząłem się szarpać z łańcuchem Szeptu Nocy... Wyciągnął mnie, pudełka i znowu zaczęliśmy się bić... - i tak opowiadałem o ucieczce, o jego groźbach związanych z Afrą i o mojej karze... - Ona to widziała... - powiedziałem cicho. - Dostałem krwotoku i zemdlałem. Od wtedy zacząłem dusić się własną krwią... - szepnąłem, a Lucas mnie przytulił z całej siły. - Wiem już co przeszedłeś - mruknąłem do Feliksa. Po chwili do pomieszczenia wbiegła jakaś dziewczynka.
- Tato... - zawołała patrząc na nas. Wszyscy spojrzeliśmy na nią.
- Mówiłeś, że nikt nie wie - szepnąłem mu do ucha. - A ja tu widzę twoją siostrę - dodałem. Chłopak pokręcił głową, a dziewczynka wtuliła się w Feliksa. Patrzyłem na to zdezorientowany. Dziewczynka patrzyła na mnie. - Jak się nazywasz? - zapytałem ją. Spojrzała na Feliksa, a ten kiwnął głową.
- Lea... - powiedziała niepewnie. Spojrzałem na brata Afry zdezorientowany. - A ty? - zapytała. Nie mogłem przez chwilę wydusić ani słowa. Patrzyłem to na nią to na Feliksa to na Lucasa.
- Victor... - powiedziałem tylko zmieszany. Obaj mężczyźni wybuchnęli śmiechem. Patrzyłem na nich zmieszany.
- Nie bój się jej Wilczy Kle - zaśmiał się jej ojciec.
- Ona miała 3 miesiące... - przypomniałem. Chciała coś powiedzieć, ale Feliks zakrył jej usta i szepnął coś do jej ucha. Pokiwała głową. - Ile czasu minęło? - zapytałem. Nikt nie odpowiedział. Dziewczynka zaczęła mi się przyglądać. Spojrzałem przerażony na obu chłopców. Co to dziecko mogło ode mnie chcieć?

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz