Rozdział 96

0 0 0
                                    

Minął jakiś miesiąc od śmierci Zajęczego Susa. Pogodziłem się już z jego stratą. Starałem się ćwiczyć, będąc równocześnie zły i niespokojny. Lucas czasami do mnie zaglądał i przyglądał się moim wyczynaniom. Dzisiaj znowu ćwiczyłem, odwrócony tyłem do drzwi, które nagle się otwarły. Ktoś wszedł do środka. Nie odwróciłem się myśląc, że to Lucas.
- Ładnie to tak podglądać? - zapytałem rozbawiony podnosząc się. Odwróciłem się i spojrzałem na Luc... Ropuszy Śpiew... Uśmiechał się nieprzyjemnie. Po moim nagim torsie spływały krople potu. Widziałem, jak mi się przygląda. - Czego tu chcesz? - zapytałem wściekły. - Zabiłeś go, mam rację? - zapytałem.
- Bystry chłopczyk - zadrwił mężczyzna. Zaczął się do mnie zbliżać. Uderzyłem go, ale się nie odsunął. Zaczęliśmy się bić, a po jakiejś chwili wylądowałem na ścianie z głośnym hukiem. Brakło mi powietrza, ale nie trwało to długo i ponownie się podniosłem. Chciałem kopnąć go w brzuch, ale złapał moją nogę. Podparłem się na rękach i drugą nogą uderzyłem go w szczękę. Odrzuciło go prawie do samej ściany. Widziałem jak wypluł krew. Spojrzał na drzwi, a ja podążyłem za jego spojrzeniem. Stał tam przerażony Noah... Mężczyzna podniósł chłopca i zaczął mu się przyglądać. - Zabawne, jak bardzo jesteście do siebie podobni - odparł. Chwyciłem wnuka i uszczypnąłem rękę Ropuszego Śpiewu, przez co puścił malucha. Chciałem zabrać stąd syna Lucasa, ale mężczyzna zablokował mi wejście. Poprawiłem dziecko na moich ramionach i przycisnąłem głowę chłopca do swojej klatki. Nie chciałem, żeby to oglądał... Maluch drżał przerażony.
- Cii... - szepnąłem. Chciał odwrócić głowę i zobaczyć, co się dzieje, ale mu nie pozwoliłem. - Patrz na mnie - rozkazałem cicho. Poczułem uderzenie od Ropuszego Śpiewu. Zdenerwował mnie. Bardzo mnie zdenerwował. Nie będzie robił krzywdy ani moim dzieciom, a w szczególności nie moim wnukom. Wpadłem w furię. Biłem na oślep, uderzając w jak najboleśniejsze miejsca. Uderzyłem go kilka razy pięścią w szczękę. Noah chciał odwrócić wzrok i spojrzeć na niego. - Patrz na mnie - warknąłem do niego, a przerażony maluch od razu wtulił się w moją klatkę. Kopniakiem posłałem Ropuszy Śpiew na ścianę, po czym wybiegłem z pokoju, wpadając na zdezorientowanego Lucasa. Ropuszy Śpiew zaczął wyć i się krztusić. Chłopak od razu pobiegł do pokoju, a ja wziąłem Noaha i usiadłem pod ścianą w kącie tuląc go delikatnie. - Wszystko w porządku? - zapytałem zmartwiony. Pokiwał głową przerażony wtulając się mocniej w moją nagą klatkę. Gładziłem go po włosach. Lucas wybiegł przerażony z pokoju. Ropuszy Śpiew darł się w niebogłosy, a wódz pobiegł po Słodką Śmierć. Medyczka też wyglądała na przerażoną, wychodząc z mojej sypialni. Chciałem wstać, ale nie mogłem... Prawa noga przestała mnie słuchać, a po chwili poczułem okropny ból, który zaczął się rozlewać po całym moim ciele... Jęknąłem z bólu. Od razu zagryzłem zęby i zacisnąłem powieki, z których popłynęło kilka pojedynczych łez.
- Dziadku? - zapytał przerażony chłopiec na moich kolanach. Nie byłem w stanie wydusić żadnego słowa. Poczułem, że wstaje i gdzieś biegnie, ale nie mogłem go zatrzymać.
- Tato?! - zapytał spanikowany Lucas podbiegając do mnie. Nawet na niego nie spojrzałem miotany okropnym bólem. - Słodka Śmierci! - krzyknął przerażony. Medyczka po chwili również się zjawiła, a widząc mnie próbowała podać mi jakieś zioła. Nie byłem jednak w stanie ani otworzyć oczu ani ust. Wciskałem się plecami w ścianę cały drżąc. Po chwili udało jej się jakoś podać mi zioła przeciwbólowe. Niedługo później ból zaczął powoli ustępować, a ja odetchnąłem z ulgą.
- Co tam się działo? - zapytała.
- Przyszedł i podglądał mnie jak ćwiczyłem i myślałem że to Lucas... - powiedziałem słabym i pełnym bólu głosem.
- A co ty widziałeś? - zapytał Noaha jego ojciec.
- Dziadek chciał kopnąć tego strasznego pana, ale on złapał go za nogę i wbił coś w nią, po czym dostał w zęby od dziadka drugą nogą - odpowiedział chłopiec. Słodka Śmierć i Lucas patrzyli na mnie zdezorientowani.
- Co wbił? - zapytałem również zdziwiony. - To kopnięcie, o którym mówi Noah ćwiczyłem i już na nim wykorzystałem raz, ale nic nie poczułem na nodze - powiedziałem. - Co z nim tak w ogóle? - zapytałem.
- Wbił sobie coś w pierś na moich oczach... - szepnął Lucas. Pociągnąłem go do siebie, sadzając na swoich kolanach i przytulając.
- Jest na takich samych przeciwbólowych jak ty - dodała medyczka. - Ale jego stan jest bardzo poważny i myślę że w ciągu kilku godzin umrze - dodała. - Jest poturbowany trochę - powiedziała wymownie na mnie patrząc.
- Dziadek mnie przed nim próbował uratować - odpowiedział Noah. - Ja też chcę tak umieć walczyć! - zapiszczał zwracając się do mnie.
- Jestem nieudolnym wojownikiem - powiedziałem tylko. - Starym i słabym - dodałem. Lucas posłał mi niezadowolone spojrzenie.
- Stary i słaby był ten straszny pan - stwierdził Noah przewracając oczami. - Dziadek załatwił go kilkoma ciosami! - zapiszczał. Zakryłem mu usta dłonią i pocałowałem czubek jego głowy.
- Tato to prawda? - zapytał Lucas. Westchnąłem.
- A co? Miałem pozwolić mu skrzywdzić wnuka? - zapytałem niezadowolony. - Wpadłem w furię i delikatnie go poobijałem nic więcej - mruknąłem.
- Ma wyłamaną szczękę - zauważyła medyczka. Uśmiechnąłem się dumny z siebie. Spróbowałem wstać, ale nie mogłem. Albo Lucas był za ciężki, albo zmarnowałem wszystkie siły na walkę z Ropuszym Śpiewem.
- Pomoże mi ktoś wstać? - zapytałem zmieszany. Pokręcili głowami, a Lucas wtulił się w moją nagą klatkę. Jego syn poszedł w jego ślady. Westchnąłem rozbawiony. - Ja bym się chciał ubrać - szepnąłem do starszego z nich. Wzruszył ramionami. - Zaraz jego matka przyjdzie i mnie stąd wyrzuci - szepnąłem ponownie od ucha syna. Westchnął ciężko i podniósł się z moich kolan. Próbowałem wstać, ale szło mi fatalnie. Lucas podał mi rękę i pomógł się podnieść.
- Gdzie ty się wybierasz? - zapytała Słodka Śmierć.
- Ubrać się chciałem - mruknąłem. - No chyba, że aż tak bardzo lubicie jak chodzę pół nagi - powiedziałem rozbawiony. Medyczka przewróciła oczami. Puściłem rękę syna i chciałem zrobić krok w przód, ale zamiast tego poleciałem na brzuch. - Auć... - mruknąłem próbując się podnieść.
- Leż - powiedziała przestraszona medyczka. - A ty go pilnuj, ma się nie ruszać - rzuciła do Lucasa. Spojrzałem na niego zdezorientowany. Czułem się bardzo niekomfortowo leżąc w takiej pozycji... Po chwili wróciła i zaczęła opatrywać moją nogę.
- Ja ci już chyba kiedyś mówiłem, jak bardzo mi się nie podoba jak stoisz tak blisko mnie - mruknąłem niezadowolony. Usiadłem spowrotem pod ścianą. Poczułem nowy przypływ bólu. Zacisnąłem zęby chcąc jak najmniej po sobie to dać poznać.
- Victor co się dzieje? - zapytała zdziwiona medyczka. Nie odpowiedziałem wpatrując się w nich nieobecnym wzrokiem. Dźwięki zaczęły cichnąć. Ogarniał mnie dziwny spokój. Lucas i Alyssa wyglądali na przerażonych. Nie mogłem się odezwać więc tylko na nich patrzyłem siedząc. Po chwili moje oczy również przestały ze mną współpracować. Zrobiły się ciężkie. Mrugałem powoli, aż w końcu nie mogłem ich już otworzyć...

Moja Śnieżna Księżniczka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz