przyjaciele

1.3K 116 69
                                    

Rozdział 4

Złapała lekką zadyszkę gdy musiała nadążać za szybkim tempem Muclibera, z resztą nie tylko ona. W rękach trzymała jeszcze kartkę z mapką, by lepiej zapamiętać zamek. Nie był skomplikowany na szczęście, jednak lepiej były się orientować. Starosta główny im po kolei tłumaczył co i jak. Ich dzień od tej pory miał mieć określone ramy. Siódma - apel na dziedzińcu, dla każdej z klas. Potem rozejście do pierwszych zajęć, na pierwszym roku było to wychowanie fizyczne codziennie, potem to się zmieniało, według tego co mówił Mucliber. Dopiero po pierwszej lekcji było śniadanie, Hekate uważała to za bardzo dziwny zwyczaj. Posiłki jadło się w auli przy stole swojej klasy. W dni wolne śniadanie było wpół do dziewiątej, potem odbywały się spotkania z dyrektorem. Resztę dnia mogli spędzić dowolnie, w granicach zasad Durmstrangu, oczywiście. 

Wyszli razem na dziedziniec, chatka, która się tam znajdowała służyła jako przechowalnie sprzętu sportowego i klasa do zajęć teoretycznych z Wychowania fizycznego. 

- Na drugim roku będziecie uczyć się anatomii człowieka - wyjaśnił główny starosta - Potem kilka innych rzeczy w teorii.

Wyszli poza zamek, Mucliber wskazał im stadion do tej dziwnej czarodziejskiej gry, o której czytał Harry. Znajdował się on po lewej stronie zamku patrząc od strony mostu, którym szli. Skierowali się w stronę tyłu zamku. Minęli coś co wyglądało jej na szklarnie.

- Tu będziecie mieć niektóre zajęcia z magicznej przyrody - wyjaśnił im Mucliber.

Obeszli za zamkiem i faktycznie góra z drugiej strony była łagodniejsza, a w kotlinie rozciągał się wielki las. Ogółem wyglądało to jakby to był kraniec pasma górskiego, tuż przy wejściu w las stała kamienna chata.

- Tam mieszkają nasi gajowi i klucznicy, Dako Stojev i jego siostra Dina. Gdy złamiecie, któreś z zasad panujących w Durmstrangu jest możliwość, że wylądujecie po ich opieką na szlabanie.

Mijając jeszcze polanę z ławkami całkowicie obeszli zamek. Wrócili do środka, do innych sali lekcyjnych nie wchodzili, tak samo do Skrzydła Szpitalnego, czy Kuchni, w której podobno gotowały skrzaty domowe, czymkolwiek one były. Weszli na pierwsze piętro zamku. Mucliber wskazał im bibliotekę i wskazał biurko, przy którym siedział pewien staruszek. Spojrzał się na nich wodnistymi oczyma i skinął głową.

- To nasz bibliotekarz i archiwista, Alfred Villamen, bardzo zasłużony czarownik - podkreślił wysoki chłopak - Jeśli chcecie wypożyczyć książkę to do niego się kierujcie. Nie oczekujcie, że wam odpowie za pomocą słów.

To chyba znaczyło, że był niemy, tak wywnioskowała Hekate, Mark Mucliber wskazał im jeszcze łazienki, z których mieli korzystać w środku dnia. Kierując się w stronę prawej wieży wpadli na wielkiego mężczyznę, Evans podejrzewała, że może mieć nawet ponad dwa jardy. Jego twarz była nieprzyjemna, miał grube siwiejące brwi i długie, przerzedzone włosy. Wyglądał okropnie. Mucliber przywitał się z nim, mężczyzna jedynie mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i zszedł po schodach na dół.

- To nasz woźny, Valerian Popov. Jeśli złamiecie zasady również możecie do niego trafić i gwarantuje wam, że nie będzie to przyjemne spotkanie.

Szczerze mówiąc, Hekate uwierzyła mu na słowo. Wdrapali się o schodach na prawą wieże, to miejsce nazywało się Sowiarnią. I faktycznie było tam mnóstwo klatek z sowami, Hekate wypatrzyła nawet Atenę.

- Jeśli chcecie wysłać list to właśnie tutaj.

Nie było tam ścian, były tylko łuki. Wiało strasznie, było zimno. Zeszli na dół i przeszli do środkowej wierzy, gdzie znajdowały się ich pokoje. Weszli do środka i ukazał im się całkiem spory salon utrzymany w ciemnych brązach. Były kanapy, stoliki z krzesłami, ogółem to była przestrzeń wspólna. Po lewej stronie od wejścia była wielka tablica ogłoszeń, pod którą by stół z wielką księgą, regulaminem. Po prawej stronie był kominek, w którym tlił się ogień. W pokoju było mnóstwo osób, dało się usłyszeć mnóstwo języków niezrozumiałych dla Hekate.

gods of magic • potter twinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz