kara

1K 110 29
                                    

Rozdział 6

Harry wywinął się dość niezgrabnie od odwiedzin u Hagrida w sobotę. Nie mógł nic poradzić, że czuł do niego niechęć. Czuł jakby Hagrid go okłamał, czuł jakby specjalnie nie mówił mu wielu rzeczy. Wolne dni spędził w bibliotece pisząc pierwsze prace domowe i pilnie studiując notatki dotyczące eliksirów przepisane od Hekate. Przy okazji sprawdził, że Hakon Bruhn był szanowanym, norweskim Mistrzem Eliksirów, choć mniejszym rangą od Severusa Snape'a to nadal wydawał się lepszym nauczycielem.

Lekcja latania jaką odbył kilka dni później zdecydowanie nie przypadła mu do gustu. Nie chodziło nawet o samo latanie, nie miał jakiś większych problemów z przywołaniem miotły. Dracon Malfoy pokłócił się na niej z Ronaldem Weasley'em, a Neville Longbottom stracił panowanie nad miotłą i złamał rękę. 

- Oni są siebie warci - mruknął do Blaise'a 

- Nie bluźnij. - wyszeptał do niego żartobliwie Zabini - Serio, pamiętasz, że trzymamy się razem, Ślizgoni?

Harry skinął głową i wiedział dlaczego Zabini mu to przypomniał. Już raz z Malfoy'em dostali upomnienie od prefekta, by nie kłócić się publicznie. Tak wiec zrobili, po prostu ignorowali swoje istnienie mimo tego, że Dracon Malfoy swoją arogancją doprowadzał Harry'ego do szału.

Harry całkiem przypadkiem dowiedział się, że o włamaniu jakie miało miejsce w Gringottcie dokładnie w dniu gdy był na Pokątnej, w dniu jego urodzin. Od razu powiązał to z dziwną misją Hagrida. On musiał być tym, który zabrał tajemniczy przedmiot przed złodziejem. To było dziwne i na tyle niepokojące, że postanowił napisać o tym w kolejnym liście do Hekate. Nie sądził, by wiedziała o tym więcej od niego, ale mogła spojrzeć na to z trochę innej perspektywy. Postanowił też zapytać o całą sprawę Blaise'a wspominając o misji Hagrida. Jego kolega podrapał się po brodzie.

- Faktycznie dziwne - mruknął z nad eseju z trasmutacji - Dlaczego ten cały olbrzym zrobił to przy tobie?

To było pytanie, które Harry również zadał sobie sam, a Hekate w zwrotnym liście zaczęła perorować, czy przypadkiem tak jawne opróżnienie krypty nie było zrobione z premedytacją. Harry nie wiedział.

Następne tygodnie września były raczej monotonne. Harry wdrażał się w szkolny rytm, starał się unikać zarówno Gryfonów, jak i części Ślizgonów niezadowolonych z jego przydziału. Ci drudzy raczej rzucali mu pogardliwe spojrzenia niż jawnie obrażali, Ronald Weasley postanowił za to za punkt honoru wziąć sobie wyprowadzanie go z równowagi. Prawie z każdym razem jak przechodził obok niego rzucał jakimś komentarzem o Ślizgonach i Slytherinie, oczywiście niezbyt pochlebnym. Harry mimo, że za każdym razem miał gotową ripostę w głowie w ostatnim momencie się hamował wiedząc, że to o jego reakcje chodziło Gryfonowi. Była jeszcze jedna ekstremalnie irytująca dziewczynka, Hermiona Granger. 

- Panna - Wiem - To - Wszystko - nazwał ją Blaise na pewnej lekcji eliksirów w lochach.

Harry musiał się naprawdę powstrzymać się by nie wybuchnąć śmiechem. Ta ksywka zresztą przylgnęła od tej pory do dziewczyny z wielką burzą napuszonych włosów, a ona myślała, że to z podziwu jej postawy. Była w jego opinii dość żałosna. Innym razem Harry siedział razem z Zabinim w bibliotece i tłumaczył mu zaklęcie lewitacji.

- Musisz mieć bardziej płynny ruch - tłumaczył Harry - O tak.

Wziął własną różdżkę i odtworzył ruch bez czarowania. Nie wiedział jednak, że w pobliżu znajduje się Hermiona Granger.

- Robisz to źle - fuknęła apodyktycznie - Wystarczy przeczytać książkę, by wiedzieć, że twój ruch jest zbyt zamaszysty.

Powiedziała to z taką wyższością, że Harry postanowił nie puścić jej tego płazem.

gods of magic • potter twinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz