taniec sów

1K 108 15
                                    

Rozdział 13

Harry przez następne dni intensywnie zastanawiał się nad tym co powiedział mu Kwiryniusz Quirrell, a raczej nad tym dlaczego mu to powiedział. Nie doszedł do żadnego konstruktywnego wniosku, nawet Hekate nie pomogła twierdząc, że Quirrell jest zbyt tajemniczy, by mogła znaleźć choć jedną prawdopodobną teorie. Następne lekcje z nim przebiegały raczej zwyczajnie, dlatego Harry przestał po prostu się nad tym dłużej zastanawiać.

Jeszcze nie było maja, a nauczyciele już zaczynali powoli trąbić o egzaminach. Harry oczywiście przykładał się do nauki, szczególnie eliksiry zajmowały dużo czasu w jego grafiku. I to nie dlatego, że miał z nimi jakiekolwiek problemy, nie. Wręcz przeciwnie, w dodatku Harry bardzo lubił eliksiry. Tu chodziło raczej o Severusa Snape'a, który wymagał od niego o wiele więcej niż od innych. Zawsze znajdował najmniejsze błędy, wynajdywał coś jego zdaniem za mało precyzyjnego. Potter był zdecydowanie oceniany najsurowiej z całej klasy. Nie miał pojęcia dlaczego, jednak próbował się tym nie zniechęcać. Dużo pomogła Hekate, która gdy zorientowała się jak bardzo Harry lubił eliksiry to zaczęła mu wysyłać dwa razy więcej notatek z lekcji z Hakonem Bruhnem mimo, że ona nie miała do nich wielkiego talentu i ciągoty. To nie tak, że była beznadziejna, raczej po prostu trzymała średni poziom, a może nawet większy przez to jak starannie wykonywała swoje notatki. Harry z podobnego powodu radził sobie nadzwyczaj dobrze z transmutacji, po prostu robił bardzo dobre notatki dla Hekate.

- Och nie musisz się tak pocić nad tym, Potter - usłyszał szyderczy głos Dracona Malfoy'a - I tak nie dostaniesz W. Nie dasz rady tego osiągnąć.

Byli w Pokoju Wspólnym Ślizgonów i Harry dokańczał właśnie swój esej z eliksirów. Blondyn znalazł słaby punkt Harry'ego, coś co wywoływało w nim autentyczny gniew. Bo to nie była wina jego umiejętności, tylko Snape'a i jego bycia niesprawiedliwym. Jego Pachołki, czyli Crabbe i Goyle chichotali w najlepsze. Czarnowłosy w duchu wziął głęboki oddech. Tu ten nieznośny bachor mógł go atakować. W końcu:

Wszystko w Slytherinie, nic poza Slytherinem, nic przeciw Slytherinowi.

- Idź lepiej pouczyć się do obrony, Malfoy, przyda ci się - mruknął czarnowłosy zachowując opanowanie.

Nie mógł dać się sprowokować. Zacisną mocno szczękę, nikt nie potrafił go tak zirytować jak Dracon Malfoy. On miał naprawdę wyjątkowy talent w graniu mu na nerwach.

- Och ja mam w niej W, a ty z eliksirów ledwo P... Ojoj... Chyba sława to nie wszystko, Potter...

Matko, jak on chciał go uderzyć, Harry tak bardzo chciał zmyć ten bezczelny uśmiech z twarzy. Malfoyowi, tym pachołkom i innym uczniom również starszych klas, którzy nim tak gardzili. Nie okazywali tego często, jednak Harry był pewien, że gdyby tonął byliby pierwszymi, którzy kopnęli by go, by pozbawić ratunku.

- Chyba zatkało... - prychnął Goyle głupkowato.

Harry już musiał zwalczać wielką chęć rzucenia czegoś na ich wszystkich. Najlepiej czegoś bolesnego, tak by Malfoy do końca szkoły zapamiętał, że nie kpi się z Harry'ego Pottera. To już nie była jednak mugolska szkoła gdy samo rozbicie okna wystarczało, by chłopcu uciekali przed nim w popłochu. Musiałby zrobić Malfoy'owi naprawdę sporą krzywdę, a za to poniósłby konsekwencje.

- Lepiej milcz, Goyle, jak nie masz nic mądrego do powiedzenia - wycedził Harry - Ty też z resztą Malfoy, idź lepiej porozmawiać z Weasley'em. Jesteście na podobnym poziomie jeśli chodzi o odzywki.

Blada twarz Malfoya zaróżowiła się lekko i już chciał coś mu odpowiedzieć, ktoś mu jednak to uniemożliwił.

- Dracon, nie masz lepszych zajęć? - zapytał Blaise.

gods of magic • potter twinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz