niebezpieczne zwierzę

1K 109 65
                                    

Rozdział 27

Harry i Blaise praktycznie spóźnili się na pociąg, nie warto było rozmawiać do późna jeszcze z Hekate. Efekt tego był taki, że mieli spory problem ze znalezieniem pustego przedziału w pociągu, w końcu wyszło na to, że znaleźli się na samym końcu pociągu z jakimś mężczyzną w przedziale. Był zdecydowanie za stary by być uczniem, miał na sobie wyświechtane szaty i wyglądał na bardzo zmęczonego. Choć wydawał się młody w jego jasnobrązowych włosach było kilka siwych pasm. Był pogrążony we śnie.

- Profesor R. J. Lupin - szepnął Harry czytając kartkę przy jego bagażu.

- Nauczyciele kiedykolwiek jeździli pociągami? - zapytał Blaise.

Harry zaprzeczył ruchem głowy siadając jak najdalej śpiącego mężczyzny.

- Dziwne... - mruknął powstrzymując się od ziewnięcia - Mam nadzieję, że będzie lepszy od Lockharta - dodał domyślając się, że jest to profesor od obrony.

- Nie wiem, czy da się być gorszym od Lockharta, Harry - odparł Blaise.

- Chyba pójdę w jego ślady - rzekł Potter - Nie wyspałem się.

- Ja też - odpowiedział Zabini - Tylko może już załóżmy szaty, jakbyśmy mieli się obudzić późno.

I tym sposobem zasnęli już w szkolnych szatach, w przedziale na końcu pociągu. Ich sen był dość długi i obudził ich dopiero zwalniający pociąg. Harry zamrugał, za oknem padał deszcz, było dość ciemno, ale dalej za jasno jak na porę przyjazdu na stacje.

- Jest za wcześnie - mruknął jeszcze nie do końca rozbudzony Blaise spoglądając na zegarek.

W tym momencie pociąg zatrzymał się gwałtownie, wszystkie lampy zgasły, a na korytarzu wybuchła panika.

- Co tu się dzieje? - zapytał Harry.

Blaise wychylił głowę na chwilę na korytarz, nie zobaczył jednak nic znaczącego prócz paniki.

- Chyba powinniśmy go obudzić - mruknął Potter.

Gdzieś w oddali słyszeli jakieś piski i zduszone okrzyki, zauważyli na szybie szron. Nagle drzwi ich przedziału otworzyły się za sprawą szarawej, oślizgłej ręki, która zdecydowanie nie należała do człowieka. Wyglądała jak ręka topielca. Wysoka postać w pelerynie zajrzała do środka. Jej twarz była całkowicie okryta kapturem. Gdy tylko zobaczyła Harry'ego to przysunęła się do niego i nachyliła. Przeszedł ich dreszcz przeraźliwego zimna, a Potterowi zaczynało brakować tchu. 

- Panie profesorze! Musi pan pomóc! - usłyszał jak przez mgłę krzyk Blaise'a

Świszczący oddech był tuż nad jego uchem, spadał. Oplatały go macki strachu, czuł jak każda komórka jego ciała umiera. Kobiecy krzyk wdarł się do jego umysłu, ból rozchodził się po jego ciele, czuł na języku smak upokorzenia, a wstyd ściskał mu serce. Tonął w tym i nie potrafił się wydostać. Czerń otulała go z każdej strony.

- Nie ma tu Blacka, odejdź! - usłyszał jakiś obcy głos.

Potem zobaczył niebieską smugę światła, która przegoniła dziwną postać. Poczuł się lekko, wszystkie uczucia zniknęły, zobaczył, że spadł z kanapy. Dźwignął się na nią ostatkami sił, czuł, że jest na granicy zemdlenia. Oddychał głęboko. Jeszcze niedawno śpiący mężczyzna stał wyprostowany na nogach i łamał sporą tabliczkę czekolady. Podał kawałek Blaise'owi i Harry'emu.

- Co to było, panie profesorze? - zapytał Potter.

Lupin spojrzał na niego czujnym wzrokiem.

- To był dementor, jeden z tych z Azkabanu - wyjaśnił zachowując spokój - Jedzcie, dobrze wam zrobi. Przepraszam was, muszę porozmawiać z maszynistą.

gods of magic • potter twinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz