odkryci

1K 122 39
                                    

Rozdział 45

Nadeszły święta. W Durmstrangu uczniowie mieli nakaz świętowania ich w szkole, dopiero później mogli to zrobić. Z tego mogła zwolnić ich jedynie choroba lub faktycznie ważny powód podany przez rodziców. Hekate, Inga i Lyall zostawali oczywiście na Yul w szkole, a potem mieli udać się do Szwecji. Najpierw jednak mieli spotkać się ostatni raz w roku 1994 z Flaviusem Snowem.

Hekate wiele myślała o nim od ostatniego spotkania. Wiedziała, że coś jej umyka w jego sprawie. Ten medalion nie mógł być przypadkiem, promieniował wręcz czarną magią. Jednak czy ta magia należała do Lorda Voldemorta? Snow chciał go zniszczyć, czy to oznaczało, że był po jasnej stronie? Hekate w to do końca nie wierzyła, czarnowłosy nie miał awersji do czarnej magii, nie wierzył w czystą krew, ale to nie był fundament. Męczyło ją to.

- A wy dokąd? - zatrzymał ich głos Anatole'a Avery'ego.

Za nim stał jeszcze Anghel Kostov i Elias Korhonen, z pogardą wpatrywali się w Evans, Edlunda i Sibru. Byli na korytarzu na parterze. Obok przeszedł Ivura Sibru z Getem Levandim, ale nie zareagowali.

- Nie twój interes, Avery - prychnęła Inga.

Lyall tylko spoglądał na nich z boku, ze skrzyżowanymi rękoma na piersi.

- A może i właśnie nasz interes, Sibru - wycedził Korhonen - Półszlamy i zdrajczyni krwi nagle wychodzą sobie gdzieś... Może należy o tym zawiadomić profesora Dołohova?

Hekate spojrzała na nich z ukosa. Ingę i Lyalla mogli obrażać do woli, przynajmniej według części nauczycieli, ale jej nie do końca. Zgodnie z tradycją akolici byli ścisłą elitą szkoły, mieli wiele przywilejów i należał im się odpowiedni szacunek.

- Czy profesor Dołohov - Evans wypluła ten tytuł - będzie w stanie powstrzymać mnie? I jakby was tak bardzo to interesowało to idziemy poćwiczyć... Czy to jest zakazane?

Na jej szyi wisiał znak akolitów, wyraźnie odznaczał się na tle munduru.

- Zrobiłaś się strasznie bezczelna odkąd przypadkiem znalazłaś się w ich szeregach - warknął Kostov - Doprawdy nie wiem jakim cudem w ogóle chcieli przyjąć takie coś...

- Jeśli chcesz mogę udowodnić na tobie, że to nie był przypadek - mruknęła Hekate - W dodatku zawsze możemy pójść no nie wiem... na przykład do profesora Lestrange'a lub profesor Belkin i wspomnieć jak nisko cenicie tradycje Durmstrangu podważając decyzje akolitów...

Cała trójka posłała jej nienawistne spojrzenia, jednak nadal stali na swoich miejscach.

- Nie dotarło, spierdalać - mruknął znudzony Lyall - Cenimy swój czas.

Mamrocząc pod nosem o szlamach odeszli wiedząc, że to już nie jest ta Hekate Evans, którą mogli gnoić. Nawet Dołohov, który nie cierpiał jej od samego początku nie mógł tego robić. Teraz Hekate wiedziała jednak dlaczego nienawidził jej aż tak. Na pierwszym roku wytknęła Avery'emu ojca - tchórza, który nie potrafił się przyznać do bycia śmierciożercą. Nikołaj Dołohov również był zdrajcą Voldemorta.

Pod urokiem Kameleona udali się do lasu i znanym skrótem dotarli do chatki Flaviusa Snowa. On jak zwykle przywitał ich i zaparzył herbaty. Rozdał im prezenty. Lyall zaczął z nim omawiać kolejne sprawy dotyczące legilimencji i oklumencji. Tego pierwszego jeszcze żadne z nich nie praktykowało, ale oklumencje mieli opanowaną, przynajmniej w podstawowym zakresie. Hekate, Harry, Blaise, Inga i Lyall oczyszczali swoje umysły przed snem, medytowali i starannie tworzyli bariery mentalne. Każdy z nich w trochę inne sposób, Lyall okazał się mieć naprawdę dobry zmysł jeśli o to chodziło. Inga i Harry byli raczej chaotyczni, ich strategią było atakowanie przeciwnika masą nieistotnych wspomnień typu lekcji szkolnych, które nie wywoływały żadnych większych emocji. To, przynajmniej według Flaviusa powodowało ból u legilimensa i uniemożliwiało dalsze działanie. Blaise postawił na silną tarczę bezkresu oceanu, skupiał się na jego tworzeniu, by legilimens nie mógł zobaczyć innych wspomnień. Hekate i Lyall zdołali wejść na poziom tworzenia fałszywych wspomnień i chowania się za nimi. Snow twierdził, że to wynikało z tego, że byli mniej oparci na swoich emocjach. Oczywiście ich obrona nie była idealna, regularnie nad nią pracowali. U Harry'ego najłatwiej było odczuć efekty, nie miał ani jednej wizji, a blizna nie bolała ani trochę.

gods of magic • potter twinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz