oszukany

716 121 36
                                    

Rozdział 65

Lord Voldemort schował kule przepowiedni do specjalnej, ukrytej w gąszczu jego szat, torby obłożonej wieloma zaklęciami. Ona już nie była dla niego ważna, ważna była moc manipulacji, która za nią szła. Wyczarował jej dokładną kopię, którą miał zamiar trzymać w ręce. Przez Sale przepowiedni przeleciał świst zaklęcia, przybył Zakon Feniksa, idealnie w porę. Dopilnował, by myśleli, że jej jeszcze nie przeczytał.

- Do Arium.

Wydał rozkaz. Tak też się stało, śmierciożercy broniąc się przed Zakonem przemierzali Ministerstwo aż dotarli do Arium. Jego słudzy pojedynkowali się z zakonnikami, Bellatrix rozdawała śmiercionośne klątwy jak cukierki. Nastał chaos, był on jednak całkowicie przez niego kontrolowany. Jeden z jego zginął, nie był to jednak nikt ważny. Kilku zakonników było poważnie rannych. Z kominka wyłonił się ten, na którego czekał, Albus Dumbledore.

- To była głupota przychodzić tu tej nocy, Tom. - powiedział - Aurorzy zaraz tu będą.

Kula roztrzaskała się przez odbite zaklęcie Nimfadory Tonks. W idealnym momencie, dziewczyna była całkiem zdolna i zrozumiała co miała zrobić. Na twarzy Voldemorta pojawił się grymas wściekłości, pozbawił Tonks przytomności, wiedział, że będzie musiał się z nią spotkać i ją nagrodzić. Rzucił też klątwę na pomniejszego członka Zakonu, jakby nie był zdecydowany kto rozbił jego przepowiednie.

- Zanim przyjdą, ja już będę daleko, a ty będziesz... martwy.

Dumbledore wystrzelił w niego salwę zaklęć, odbił je bez większego trudu. Albus Dumbledore mógł mieć wielką moc, ale nie był już w najlepszej kondycji. Co nie znaczy, że należało go lekceważyć, nie. Dumbledore'a należało zniszczyć, a ta noc miała być kluczowa. To nie było posunięcie honorowe, dyrektor Hogwartu jednak również go nie posiadał.

- Chyba nie chcesz mnie zabić, Albusie Dumbledorze. - zakpił gładko Riddle - Czyż nie gardzisz taką brutalnością?

- Obaj wiemy, że są inne sposoby zniszczenia człowieka niż śmierć - odrzekł spokojnie Dumbledore - Odebrać ci życie? Nie, dla mnie to za mało.

Zimny śmiech Lorda Voldemorta odbił się po arium, strasząc kilku z ludzi światła.

- To prawie zabrzmiało jakbyś był Czarnym Panem. - kpił gładko - Chociaż musiałbyś się jeszcze poduczyć pewnych rzeczy, na przykład przestać ukrywać to, że nie jesteś jasnym czarodziejem.

Kolejna wymiana zaklęć, to robiło się już właściwie nudne. Wrócił silniejszy, a Albus był słabszy niż poprzednim razem

- Nie odczuwasz smaku porażki, Tom? - zapytał Dumbledore - Chłopiec nie przyszedł tutaj, mimo wizji. Poinformował Zakon. A przepowiednia się rozbiła.

Rzucając kolejne zaklęcia w starego człowieka walczył, by się nie roześmiać. Harry idealnie odegrał swoją rolę.

- Przeceniłem go. - rzucił - Myślałem, że nie jest tak słaby, by nie móc wyjść z Hogwartu. Następnym razem nie popełnię tego błędu.

W Arium zaczęło się pojawiać wiele ludzi, urzędników ministerstwa, nawet pojawił się Lucjusz Malfoy i Corban Yaxley. Wszyscy z szokiem na twarzach. Czarny Pan mógł wyglądać zdrowiej niż podczas poprzedniej wojny, ale było coś co się nie zmieniło, świecące czerwone oczy. Zamaskowani śmierciożercy stworzyli koło wokół swojego pana, a Barty Crouch Junior pod maską w mniej niż chwilę rzucił w Dumbledore'a fiolką. Rozbiła się o jego szaty, pobryzgała lewą rękę, a Dumbledore zaczął kaszleć od jej duszącego zapachu. Kolejne dzieło Harry'ego, może nie był Mistrzem Eliksirów, ale miał w sobie inwencje twórczą, wiedzę i cierpliwość.

gods of magic • potter twinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz