spalony

968 107 30
                                    

Rozdział 25

Faktycznie przez kilkanaście minut błądzili bez celu, nawet Blaise już powoli zaczął tracić wiarę, że uda im w ogóle się znaleźć Ginny Weasley, która najwyraźniej rozpłynęła się w powietrzu. Weszli na drugie piętro i wyszli na jego główny korytarz. Mieli już zajrzeć do kolejnej opuszczonej klasy, gdy Harry coś poczuł. Dokładniej ból płynący z jego blizny, który niemal powalił go na ziemię rozchodząc się po całym ciele. Jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego, nawet gdy w zeszłym roku bolała go blizna w śnie. Ten ból był tak intensywny, był taki inny. Ten ból wołał go w jakieś miejsce.

- Harry! - wykrzyknęli razem Blaise i bliźniacy.

Podparł się o ścianę, oddychał ciężko. Zacisnął swoje zielone oczy, a kilka kosmyków jego włosów przykleiło mu się do czoła.

- Szukaj bólu, a znajdziesz rozwiązanie - wymamrotał w jakby w pewnym transie - Podążaj za nim, a spełnisz pragnienie.

Bliźniacy spojrzeli się na siebie zdezorientowani, a ciemnoskóry chłopak rozszerzył oczy.

- Luna - wymsknęło mu się - Co tu się dzieje...

Harry już go nie słuchał, zaczął niemalże biec, blizna bolała go coraz bardziej będąc wskazówką. Przemierzał kolejne korytarze, mijał zakręty, gonili go jego towarzysze, aż w końcu znaleźli się przed łazienką Jęczącej Marty, łazienką w której znajdowało się wejście do Komnaty Tajemnic. Złe miejsce. Wbiegł tam jak oparzony.

Ginny Weasley leżała nieprzytomna na kamiennej posadzce, daleko od umywalki z wejściem. Była straszliwie blada, jakby zupełnie nie żywa. Obok leżała mała książeczka, coś w rodzaju dziennika. Harry wrzasnął z bólu, opadł na ziemię. Bliźniacy podbiegli do dziewczyny.

- Idźcie po nauczycieli! - zdołał im polecić wykrzesując z siebie resztki przytomności - Rozdzielcie się i szukajcie ich wszędzie, już!

- Harry, ty... - wydusił Blaise.

- Poradzę sobie, a teraz róbcie co mówię! - wymamrotał

Zabini rzucił mu jeszcze długie spojrzenie.

- Ma puls - powiedział George - Harry ma rację, w trzy osoby szybciej kogoś znajdziemy.

Dwóch Gryfonów i jeden Ślizgon wybiegli z łazienki. Harry uniósł głowę. Bolało, tak bardzo go bolało, chciał się uwolnić od tego bólu. Dziennik, ta mała, wyglądająca na niewinną książeczka, kusił go.Ból mu podpowiadał, szeptał do ucha, czuł pragnienie by go dotknąć. Przez ból rozsadzający czaszkę nie potrafił się mu oprzeć, poczołgał się w tamtą stronę. Jego mała część mówiła, że nie powinien tego robić, ale nie mógł jej słuchać. Opuszki jego palców dotknęły dziennika.

Wtedy zaczął spadać, widział ciemność, a ból powoli mijał. Poczuł jak ulga rozprzestrzenia się po jego ciele, jak jego umysł się klaruje. Nie wiedział co się dzieje, w końcu opadł na coś w rodzaju fotela, rozejrzał się dookoła. Nie było nic prócz ciemności, zanim jednak zdążył choćby zareagować przed nim pojawił się taki sam jak jego skórzany fotel, a na nim siedział chłopak. Wyglądał jakby był szóstorocznym, miał na sobie szatę z barwami Slytherinu, a na jego piersi błyszczała odznaka Prefekta. Miał czarne włosy, a jego brązowe oczy obserwowały Harry'ego.

- Kim jesteś? - zapytał Potter z paniką odkrywając, że nie ma ze sobą w tym dziwnym miejscu różdżki - Gdzie jesteśmy? Co tu się dzieje?

Chłopak uśmiechnął się lekko, jednak nie było w tym ani krzty ciepła, był to całkowicie zimny uśmiech, który niejednemu zmroziłby krew w żyłach.

gods of magic • potter twinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz