zaproszenie

855 131 44
                                    

Rozdział 49

Nikt już nie widział Barty'ego Croucha od tamtego dnia, zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu. Była to już kolejna niepokojąca rzecz jaka miała się wydarzyć tamtego roku. Od dnia ukazania im labiryntu Harry dzielił swój czas na naukę i ćwiczenia z Grahamem. Doskonalili pojedynki, zaklęcia ułatwiające lokalizacje w labiryncie i powtarzali wiedzę o najróżniejszych stworzeniach. 

- Rozpraszasz, się Gray - powiedział do niego Harry z uśmiechem.

Skończyli właśnie kolejny pojedynek, Harry wygrał go z łatwością.

- Jesteś okropny, Harry.

Tak jak zwykle ich ćwiczenia w opuszczonych klasach kończyły się kilkoma pocałunkami, czasem ucząc się Graham obejmował Harry'ego. Tym razem Montague jednak się odsunął, a w jego brązowych oczach migotała powaga.

- Harry ja... - zanim zdążył dokończyć umilkł.

- Ja co? - zapytał Potter.

Montague spojrzał się na niego oceniająco.

- Ciągle uciekasz, Harry - mruknął - Przychodzisz, sprawiasz, że nie mogę myśleć o niczym innym, a potem odchodzisz. Bawisz się.

Graham właściwie miał rację i Harry to wiedział. Mimo to zaprzeczył ostro.

- Już ci mówiłem, że tego nie robię - powiedział Potter.

- Harry - westchnął Graham - To nie może tak wyglądać, że jesteśmy w takim zawieszeniu. Ja chcę być z tobą. W związku.

Harry tego nie chciał. Graham może był przystojny, ale nudził Harry'ego. Nie miał w sobie żadnej iskry, czuł się jakby poznał już go na wylot. Potter testował na nim swoje granice, jego granice. Testował jak wielki wpływ emocjonalny może na niego mieć i jakie pożądanie mógł wywołać. Rozbudził w Grahamie silne zauroczenie i teraz musiał zmierzyć się z konsekwencjami. Nie chciał związku. Wiedział też, że ta relacja nie może przetrwać w tym kształcie.

- Gray zapominasz, że ja nigdy w nim nie byłem - niemal szepnął Harry - Nie możesz ode mnie wymagać tak szybkich decyzji. Mamy teraz stresujący czas, po trzecim zadaniu wszystko będzie łatwiejsze. Będę mógł pomyśleć nad tym wszystkim. Poczekasz na mnie?

Jego słowa były obłudne, jednak były wypowiedziany tylko po to, by uspokoić Grahama. Nie mógł przed zadaniem zajmować się takimi rzeczami, Harry nie mógł mu tego zrobić. Pocałował go długo i jak najbardziej czule, wodził rękoma po jego ciele. Graham się odprężał, czasem zapominał, że był pierwszą taką relacją dla Harry'ego. Montague chciał wierzyć w słowa czarnowłosego i robił to. Graham nie wiedział jeszcze, że ta wiara będzie błędem

. . .

Święto Beltane w Durmstrangu minęło spokojnie. Razem z akolitami przed nim przygotowała słomianą kukłę, którą wieczorem spalili w ogniu nowego początku. Potem sowy przyleciały nad nim. Wyjątkowo to Belkin prowadziła ceremonie, w końcu Karkarov był w Hogwarcie. Potem w gronie akolitów robili coś tradycyjnego, przepowiadali pogodę za pomocą ognia. Oczywiście było to jedynie symboliczne, prognozy wychodziły niedokładne, ale można to było traktować w ramach zabawy.

- To kto dzisiaj odprawia rytuał o wschodzie słońca? - zagadnął Nathaniel Travers z dziwnym uśmiechem na ustach.

Hekate zmarszczyła brwi. Czytała wiele o czarodziejskich świętach i nigdzie nie było mowy o rytuale o wschodzie słońca w święto Beltane.

- Nathaniel! - podniosła głos Leta.

- Co? - wymamrotała Hekate.

- To jest taki typowy żart, szczególnie wśród siódmoklasistów - odpowiedział jej Dragan.

gods of magic • potter twinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz