splątany język

991 102 27
                                    

Rozdział 18

Harry czasem naprawdę żałował, że był skonfliktowany z większością szkoły. Gryfoni w większości uważali go za zdrajcę, obrzydliwego węża, który nie spełnił oczekiwań co do przydziału. Puchoni z reguły po prostu się go bali trzymając się zasady, że każdy Ślizgon jest niebezpieczny. Krukoni za to zazdrościli mu wyników w nauce i mieli nadal to uprzedzenie związane z domem. Uczniowie domu Salazara z reguły też nie odnosili się do niego dobrze. Czasem ze względu na jego krew, a czasem dlatego, że ich rodzice byli śmierciożercami, a on Chłopcem - Który - Przeżył. Wyjątkiem w tej kwestii był Theodor Nott, on był nastawiony raczej neutralnie, nie szukał kontaktu, ale nie wyzywał go, czy obrażał. Oczywiście miał świadomość, że jego sytuacja była dużo lepsza niż ta Hekate, ale nadal w pewien sposób bolało go to, że nawet w innym świecie ma tylu nieprzychylnych sobie ludzi. Hekate powtarzała mu, że to naturalne konsekwencje sławy i właśnie tak było, Potter do tej pory nie uświadczył żadnych pozytywnych jej konsekwencji.

Wracał właśnie do lochów z biblioteki. Uczył się eliksirów, Snape nadal mu nie odpuszczał, a on zamierzał stać się perfekcyjny. To było coś czego nauczyła go siostra, zawsze w ten sposób hamowała jego temperament. Gdy pewien nauczyciel literatury będący dobrym przyjacielem opiekunki Davies uparł się na czarnowłosego chłopca, on miał ochotę pokazać mu za pomocą magii, że jest nic nie wart. Hekate powstrzymała go jednak w porę każąc nauczyć się o dramatach Williama Shakespeare'a tyle, by nauczyciel został zmuszony wystawiać mu najlepsze oceny. I z nienawidzącym go Snapem, według Qurrella, za jego własnego ojca postanowił zrobić dokładnie to samo. Nie wiedział jednak jaki James Potter był z eliksirów, właściwie nic o nim nie wiedział. Zignorował to i wrócił to pierwszego planu przegonienia pupilka Dracona Malfoy'a z pierwszego miejsca.

Nagle poczuł mocne szarpnięcie, był prawie przy wejściu do Pokoju Wspólnego. Widział tylko przelotnie trzy sylwetki zaciągające go w kąt. Próbował się wyrywać, jak nigdy żałował, że nie użył peleryny niewidki. Jego różdżka została mu wytrącona z ręki, potoczyła się po kamiennej podłodze. Trzask, pięść spotkała się z jego brzuchem, upadł. Nad sobą zobaczył trzech postawnych Ślizgonów, z tego co wiedział byli w drużynie Quiddicha. Opierał się na rękach o zimną posadzkę.

- Długo się ostałeś, Potter - mruknął najwyższy złowieszczo - Drugi najlepszy uczeń roku, pierwsza szlama... Doprawdy świat schodzi na psy...

Tym razem został kopnięty, przypomniały mu się wszytskie najgorsze wspomnienia z sierocińca, Harry mocno skupił się na swojej magii, zupenie jak za starych czasów. Nie miał co prawda różdżki, ale czasem już w sierocińcu sięgał po magie samą w sobie gdy chciał kogoś skrzywdzić. Podziałało, najwyższy chłopak poczuł jak nienawiść Harry'ego wbija mu się dosłownie w skórę. Wrzasnął  z bólu, Potter poczuł tą satysfakcje, że to on sprawił mu ból. Hekate uważała taką satysfakcje za dość niską. Okazało się jednak, że po mocnych ciosach Potter nie miał na tyle kontroli nad magią, by skutecznie  unkeszkodliwić chłopców i uciec, dostał kolejny cios w żebra od drugiego z chłopców, upadł boleśnie, nie mógł już się skupić się na magii na tyle by zadać im ból.

- Zapłacisz mi za to, Potter, co to to cholery było!? - podniósł głos najwyższy - Myślisz, że możesz mi cokolwiek zrobić!?

Aktualnie Harry wykalkulował swoje szanse na zero, wszystko go bolało, nie miał żadnego pomysłu by odgonić Ślizgonów, podparł się o ścianę, zaciągnięty w kozi róg

- Tylko na tyle cię stać? - zakpił drugi - Żałosne, i ty niby pokonałeś Czarnego Pana? Jesteś zwykłą pół-szlamą!

Harry nie miał na twarzy łez. Był właściwie raczej opanowany, jednak jego intensywnie zielone oczy zdradzały wszystko. Rozsadzała go furia. To nie byli mugolscy chłopcy, do byli czarodzieje z różdżkami, a jego leżała w kącie za nimi. Przyłapał się na pragnieniu poniżenia ich.

gods of magic • potter twinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz