w potrzasku

807 110 26
                                    

Rozdział 77

Harry jedząc śniadanie gapił się na najnowsze wydanie Proroka Codziennego w szoku. To co tam napisano było jednym z największych absurdów jakich mógł sobie wyobrazić. Ministerstwo wprowadziło listy osób objętych obserwacją, na które nałożono sankcje. Takie osoby miał zostać poddane szczegółowiej kontroli, musiały zgłosić się do Ministerstwa i udowodnić, że nie miały nic wspólnego z śmierciożercami. Lista była publiczna i Harry wrzał widząc nazwisko Remusa Lupina. Był w sekcji innych znanych wilkołaków. Obok niego Theodor Nott odbierał swój list, w końcu miał ojca - uciekiniera z Azkabanu.

- To jest jakiś absurd - wymamrotał Harry - Co to w ogóle ma na celu?

- Zgaduje, że to miał być jakiś atak prewencyjny czy coś - odpowiedział mu Dracon Malfoy - Wiesz, w rodzaju wytrącenia kart z ręki.

- Wpisali Remusa, ale Syriusza już nie. Po moim spotkaniu z Ministrem wiedziałem, że z jego głową nie jest zbyt dobrze, ale teraz to chyba przebiegło po nim stado hipogryfów.

- Syriusz jest zbyt szanowanym biznesmanem, by mogli go tam wpisać - podpowiedział Blaise - Remus jest... no cóż, wilkołakiem, więc wiesz...

- Może Dumbledore podzielił się dropsami z Ministrem i szaleństwo przeszło - zachichotała Pansy.

Harry się zgodził, Ministerstwo Magii robiło się coraz bardziej zdesperowane. Na tej liście nie było też Malfoy'ów, ani chociażby Corbana Yaxleya co było po prostu absurdem. W końcu, po skończeniu śniadania w jego głowie pojawił się głos.

Zapewne widziałeś gazety, Harry. To desperacki krok śmiem twierdzić. Muszę cię też poinformować, że od aurorów pod naszym wpływem wiemy, że ta lista ma swoje tajne rozwinięcie, osoby, które będą rozpracowywane przez Ministerstwo. Znajdują się tam wszyscy śmierciożercy, którzy twierdzili, że działają pod wpływem klątwy Imperius, ale i Syriusz Black i ty, Harry. Nie polecam komunikować nic przez sowy. Zdaje mi się, że czas Scrimgeora się powoli kończy i należy pomóc mu w subtelny sposób. Liczę na ciebie, mój Trucicielu.

Harry prawie się potknął słysząc te wszystkie słowa. Po pierwsze, aktualnie rozpracowywali go aurorzy, a po drugie dostał właśnie misję opracowania trucizny dla obecnego Ministra Magii, w dodatku takiej niewykrywalnej, a przynajmniej trudno wykrywalnej. Musiał więc zacząć pracować.

Nie pomagały dziwne spojrzenia Slughorna, ostentacyjne ignorowania Snape'a i dziwne zachowania Rona Weasley'a. Harry czasem myślał, że ma za dużo na głowie. Jeszcze Luna odebrała od niego jedną kopie manifestu Czarnego Pana z opracowaniem Syriusza, Remusa, jego i Hekate. To była wersja na jakiej opierała się Hekate w Durmstrangu, bardziej przystępna od tej suchej, bo z odniesieniami do książek i wydarzeń. Oczywiście pergamin był zaczarowany i każda jego kopia miała w sobie te same zaklęcia prywatności. I otwierała się na hasło. Oczywiście Luna nie miała zamiaru zdradzić tego, do kogo należało to opracowanie. 

- Naprawdę nie wierze, że nawracasz lwy - skomentowała to Pansy.

Harry postanowił nie ukrywać tego przed Ślizgonami, tak zmniejszał szanse na wykrycie przez jasne dzieci, że to faktycznie on stoi za tym wszystkim.

- Nie tylko lwy - prychnął Harry - Im mniej z nich przejdzie na stronę Dumbledore'a tym lepiej. Nie oczekuje, że przyłączą się do ciemności, ale przynajmniej pozostaną neutralni, a propaganda dyrektora osłabnie.

Ślizgoni pokiwali głowami. Harry nie miał zbyt wiele czasu na tak trywialne rozmowy, opracowywał w końcu truciznę. Miała być naturalna, dlatego postawił na podtruwanie. Musiał eksperymentować poza Komnatą Tajemnic przez wrażliwość na wilgoć składników. Co prawda jednym z nich był jad bazyliszka w śladowych ilościach, drugim jad Apolla ale reszta należała do wrażliwych. Dostarczał je Barty, zostawiał je zabezpieczone we wnęce jednego z przejść do Hogwartu, a Harry je stamtąd odbierał. To był prosty układ. W końcu Harry zdołał uważyć autorski eliksir, który powodował stopniową erozję układu krwionośnego. Wystarczyło dodawać codziennie po kropli do porannej kawy przez jakiś czas. Eliksir działał dopiero po kontakcie z krwią, więc nie uszkadzał układu pokarmowego. To nie był całkowicie nowatorski eliksir, Harry wykorzystał patenty innych Mistrzów, sztuka polegała na odpowiednim połączeniu. No i ona miał niemal nieograniczony dostęp do jadu bazyliszka. Harry w roztargnieniu posprzątał używany przez niego loch i wyszedł. Zapomniał jednak o jednym kociołku z pozostałościami jego nieudanego eksperymentu dotyczącego jeszcze innego wynalazku. Kociołek został porzucony w kącie tylko czekając na tragedię.

gods of magic • potter twinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz