olbrzym

1.4K 123 32
                                    

Rozdział 1

Sierociniec Świętego Feliksa był dość ponurym miejscem. Ceglany budynek, w którym zawsze byli zimno wypełniony dwuosobowymi, ciasnymi pokoikami dla dzieci, z jednym większym dla niemowląt. Była też szara stołówka podające jedzenie bez smaku, pokój z szczątkową ilością zabawek i gabinety poszczególnych opiekunek i opiekunek. Wszystko kiedyś było w szpitalnej bieli, obecnie gdzieniegdzie ściany zżółkły, gdzie indziej poszarzały. Przy piecu osiągały nawet czarny kolor. Posadzka była szara, płytki były widocznie stare. Budynek od lat był niedofinansowany.

Niedaleko budynku sierocińca był cmentarz, idealnie zadbany, jeden z najładniejszych w Londynie, podobnie jak kościół, do którego należał cały teren. W porównaniu do skromnego sierocińca były monumentalne. Kilka przecznic dalej znajdowała się anglikańska szkoła, do której uczęszczały dzieci z sierocińca. To była prywatna szkoła, jednak jako, że sierociniec prowadziła parafia to i dzieci chodziły do szkoły. Nie była bardzo elitarna, można było tam spotkać wielu przedstawicieli klasy średniej. Kilku potomków dość wysoko postawionych urzędników, średnich przedsiębiorców, a chlubą szkoły był Alec Douglas, syn jednego z reprezentantów w Izbie Gmin. Jego ojciec nie był znaczącym parlamentarzystą, jednak podnosiło to status szkoły. Dzieci z sierocińca nie miały tam łatwo, standardem była pogarda i od dzieci i od niektórych uczących pastorów. 

I to w tym przybytku mieszkała dwójka dzieci, dwójka dzieci niezwykłych, dziwnych, można nawet powiedzieć odmiennych. W jednym pokoju na pierwszym piętrze mieszkało rodzeństwo. Harry Potter i Hekate Evans. Odmienne nazwiska były mylące, za każdym razem gdy któreś z rodzeństwa pytało dlaczego tak jest otrzymywali tą samą odpowiedź.

- To dla bezpieczeństwa.

Także przestali dopytywać i pogodzili się z takowym stanem rzeczy. Nie tylko to było osobliwe w tym rodzeństwie. Potrafili bowiem robić naprawdę dziwne rzeczy. Harry potrafił zniknąć z jednego miejsca, by za chwilę pojawić się w innym, w jego obecności okna potrafiły roztrzaskać się w drobny mak, kilka razy zdarzyło mu się odepchnąć kogoś od siebie bez użycia jakiejkolwiek fizycznej siły jego włosy zawsze miały tą samą długość i to co wiedziała tylko jego siostra, potrafił rozmawiać z wężami. Hekate nie odstawała od niego w tej materii. Kiedyś bardzo chciała, by wrona podziobała jedną z dziewczynek, która zabrała jej zabawkę. Ptak faktycznie to zrobił. Innym razem książka z najwyższej półki sama wpadła w jej dłonie lub kamień samoistnie pofrunął w stronę opiekunki Davies powodując siniaka na jej nodze. Hekate była wtedy na nią wściekła. Czasem śniła o zielonym błysku, rudowłosej kobiecie i mężczyźnie rozpadającym się w drobny mak. Nawet jej imię było dość ironiczne w tej sytuacje, Hekate w końcu patronowała magii.

Bliźniacy byli do siebie dość podobni, choć nie identyczni. Harry był drobnym chłopcem o żywych, zielonych oczach w kształcie migdałów, które okalały długie rzęsy, kruczoczarnych włosach do ramion skręconych w loki i łagodnych rysach twarzy. Czymś co go wyróżniało była tajemnicza blizna w kształcie błyskawicy na czole, wchodząca na dość grubą brew i tworząca w niej dziurę. Nikt nie był w stanie wytłumaczyć im jej pochodzenia, a na naturalną nie wyglądała. Jego siostra, Hekate analogicznej nie posiadała. Jej kruczoczarne włosy były idealnie proste i dość grube, dziewczynka czasem miała problemy z ich rozczesaniem. Jej oczy były bardziej podłużne niż te Harry'ego, miały też inny odcień, często opiekunka opisywała je jako kocie, okalały je też grubsze rzęsy. Jej brwi były cieńsze od tych brata, jednak tak samo kruczoczarne. Jej uroda była trochę mniej delikatna, nadal jednak zniekształcona dziecięcością.

Te dziwne wypadki, które zdarzały się regularnie niepokoiły kierownictwo sierocińca. Podstarzała opiekunka Davies złorzeczyła na nich okrutnie, za każdy wypadek w przybytku oskarżała albo Harry'ego, albo Hekate. Do ich przypadku zawołała nawet lokalnego pastora obawiając się Szatana, który miałby przemawiać przez dzieci. Okrągły jak beczka duchowny Smith spojrzał tylko na nich krytycznie, rzekł kilka łacińskich formułek i skroplił wodą święconą. Jak można było się spodziewać nie wywołał to na rodzeństwu żadnego efektu.

gods of magic • potter twinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz