|2| Rozdział 5

5.1K 299 13
                                    

  - Ja ciebie też, maleńka.  


Bella POV

******************

Byliśmy już w  domu oczywiście bez chłopców. Dadzą sobie rade. Halley świetnie się nimi zaopiekuje. Nie musze sie obawiać ale mam przeczucie, że coś stanie się złego. Ale to są tylko przeczucia, prawda? Boje się, tak cholernie się boję. Jeszcze te groźby. Ugh !

- Kochanie nad czym tak myślisz ? - powiedział Nick ubierając marynarkę.

- Czy chłopcy na 100% są bezpieczni ? - spojrzałam na niego pytająco.

- Oczywiście, nikt ich tam nie znajdzie. Dobra ja się zbieram komendant już na mnie czeka. Na pewno nie chcesz iść zeznawać ze mną ? 

- Nie. Lepiej już idź - zdobyłam się na lekki uśmiech. Posłał mi buziaka i wyszedł. Nagle zabrzmiał dzwonek mojego telefonu. Jess.

~ Halo ? - odezwałam się po chwili

~ Bella ? Mogę wpaść ? Daaawno nie gadałyśmy.

~ Oczywiście wpadaj.

~ Ok, zaraz bede. Do zobaczenia !

~ Pa... 

Rozłączyłam się i poszłam sobie zrobić herbaty. Już kilkanaście minut później zadzwonił dzwonek do drzwi na co ja pędem do nich ruszyłam otwierając je. W nich stała uśmiechnięta od ucha do ucha Jess piszcząc z radości. Wyglądała jakby zaraz miała skakać po wszystkich ścianach.

- Bell ! - piszczała dziwnie machając rękami - Kuźwa kobieto ! Tyle się dziś wydarzyło ! - ja się jej dziwie jak ona jeszcze oddycha - Jestem w ciąży ! - krzyczała.

- Ale super - uśmiechnęłam się do niej szczerze - który miesiąc ?

- Drugi ! Matko ale się ciesze - gestem ręki zaprosiłam ją do środka od razu idąc do kuchni i podając jej herbatę - a tak w ogóle gdzie są Joe i Toby ?

Bella myśl nie możesz jej powiedzieć - mówiłam sobie w myślach

- Em, Nick wysłał ich na kolonie dla dzieci - cholera...nie wymyśle nic lepszego. Błagam niech nie pyta o nic więcej.

- Okej - powiedziała z uśmiechem - kiedy wracają ?

- Za jakieś 2 tygodnie - posłałam jej wymuszony uśmiech i pociągnęłam za rękę do salonu po czym rozłożyłyśmy się na kanapie włączając telewizję.


Toby POV

Bawiłem się z Joe na podwórku. Nadal nie rozumiałem do końca dlaczego mamusia i tatuś nas tutaj zostawili. Może mieli już nas dość ? Egh, Toby o czym ty myślisz...rodzice kochają nas najbardziej na świecie. Może mieli jakieś kłopoty lub problemy i nie chcieli nas nimi martwić ? Sam już nie wiem. Joe miał to gdzieś. Uznał, że chcą od nas odpocząć lecz ja myśle, że jest jakiś sensowniejszy powód. Tylko jaki ? Babcia Halley mówi, że po prostu mają coś ważnego do załatwienia i nie można im przeszkadzać. Może i mówi prawdę ale ja wiem, że jest coś jeszcze niż tylko załatwianie jakiś spraw. Nawet nie poczułem kiedy upadłem na podłogę. Próbują dowiedzieć się co było tego przyczyną spojrzałem na Joe'go który śmiał się w niebo głosy. 

- Auć - jęknąłem ponieważ zdarłem sobie trochę skóry na rękach i lekko piekło.

- Och jak mi przykro - śmiał się Joe  - nic ci nie jest księżniczko ?

- Odwal się ode mnie ! To że nie ma tutaj rodziców nie znaczy, że możesz mi dokuczać ! - widać było, że go zatkało. Spojrzeliśmy na babcie która wychodziła z domu kierując się w naszą stronę.

- Chłopaki ! Przyjechali wasi kuzyni - o nie...już wiem jacy to kuzyni. Dwóch wręcz nienawidziłem bo są w zmowie z Joe nazywają się Jack oraz Erick. Kuzyni których lubię to Andy i ich młodsza jedyna siostra Lisa. Skoro są oni to na 100% muszą też być wujek Henry i ciotka Dorothy. Wujaszek był super lecz nie mogłem tego powiedzieć o cioci. Pewnym krokiem ruszyliśmy w stronę domu gdzie w salonie stała cała ich rodzinka. Przywitaliśmy się ze wszystkimi i kilka sekund później Joe już otaczał się w towarzystwie Jack'a oraz Erick'a planując kolejne kawały. Do mnie podeszli Andy oraz Lisa. Informując dorosłych że idziemy do lasku nieopodal domu wyszliśmy z domu biegiem udając się między drzewa. Robiło się ciemno no ale cóż jesteśmy nieposkromieni. Szliśmy spokojnie dróżką rozmawiając o wszystkim i o niczym.

- A gdzie twoi rodzice ? - spytała Lisa.

- Niestety pojechali, ponieważ mieli ważne sprawy do załatwienia.

- Eh, no trudno przynajmniej jesteście wy - posłała mi lekki uśmiech. Szliśmy kilka minut w ciszy gdy nagle o mało serce nie wyszło nam z klatki. Z krzaków wyskoczyli zamaskowane postacie...zgadując po ubraniach byli to Joe i jego "paczka" .

- Aaaaa ! - krzyknęliśmy wszyscy troje lecz odpowiedziały nam śmiechy.

- Haha, daliście sie nabrać ! - powiedział Jack niemalże krztusząc się ze śmiechu.

- To nie jest śmieszne ! - powiedział Andy spokojnym tonem. A no tak Andy jest najstarszy ma 9 lat choć świetnie się dogadujemy, Jack ma 7 lat, Erick ma 6 lat, a Lisa ma 4 latka. Wspaniała czwórka... Każdy z nich jest inny. Lisa musi mieć wszystko zaplanowane, Erick jak na 6-cio latka jest świetnie obeznany w elektronice...nie wiesz czegoś z telefonem czy komputerem ? On ci pomoże bez zastanowienia. Jack...on jest tym typem bad boya, typowy drugi Joe, ma najlepsze poczucie humoru, konsekwencje ma gdzieś, kocha robić ludziom kawały i jest tym którego cała czwórka na pewno choć trochę sie boi, za to Andy jest tym najstarszym i najmądrzejszym jest typem spokojnego chłopaka który też lubi się zabawić ale bez przesady. Dlaczego on nie mógł by być moim bratem ? Nie, że narzekam na Joe'go...tylko on strasznie potrafi wkurzać i poniżać. 

- To jest śmieszne ! - krzyknął Erick spoglądając na swój nowy wypasiony zegarek - ej ludziska jest już 21.00 rodzice będą się martwić - już kilka minut później wszyscy szliśmy do domu.

- Ach, już są ! - powiedziała babcia Halley gdy już ściągaliśmy buty - kolacja na stole. Momentalnie wszyscy znaleźliśmy się przy stole zaczynając jedzenie.


________________________

Łapcie rozdział ;) 

Mam pomysł...tylko potrzebuje ochotników...zatem chce zrobić konfe na fb jeśli ktoś jest chętny pisać na WP mi na priv. Mam nadzieje że to wypali ;)

Do zobaczenia xoxo

No Boys, No ProblemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz