Rozdział 7

1.7K 89 5
                                    

Po tygodniu spędzonym we Wrocławiu, Bianka nareszcie wróciła do domu. Przed nią ostatni weekend wakacji, a potem szkoła. Mniej więcej wiedziała co będzie robić. Dokładnie - nic. Zanim się obejrzała był już 1 września, czyli rozpoczęcie roku. Nastolatka ubrała się tak samo jak na koncert Jeremiego i około 9:30 wyszła z domu. Cała akademia miała zacząć się o 10, więc tak, jak większość, dziewczyna się nie śpieszyła. Od razu, gdy weszła do szkoły poczuła na sobie spojrzenia pozostałych uczniów, normalnie by się zastanawiała, o co chodzi, ale niestety, zbyt dobrze wiedziała. Z niezręcznej sytuacji poratowała ją przyjaciółka.

-Hey, i jak było? –zaczęła jak gdyby nigdy nic Kamila, lecz kiedy tylko odeszły z korytarza i skierowały się w kierunku bardziej zacisznego miejsca, nastolatka od razu zmieniła wyraz twarzy – co się działo między Tobą, a Jeremim? - zapytała przejęta.

-Nic! Naprawdę! Jeremi to mój kolega, znajomy, przyjaciel...

-Chłopak? - można było usłyszeć w tym zdaniu nutkę ironii.

-Nie! To jest mój idol, ja jestem jego fanką, sam się przyznał, że lunatykuje i nie wie, co wtedy robi! Ale jesteśmy oboje pewni na sto procent, że do niczego nie doszło! - Bianka była załamana perspektywą chodzenia teraz do szkoły. Jak ma to tak wyglądać, to już by wolała, żeby Jeremi nie wiedział o jej istnieniu. Już sobie wyobrażała, jakie chłopak będzie mieć docinki w szkole i stwierdziła, że musi go przeprosić.

-Spokojnie, jest okay, a co do tych osób na korytarzu, to się nie przejmuj, naprawdę, nie warto, zazdroszczą Ci. - Kamila próbowała pocieszyć przyjaciółkę.

-Jesteś tego pewna? Nie martwię się o siebie, mi dadzą spokój, ale Jeremi...jemu nie odpuszczą...mogłam się w ogóle nie zgadzać na cały ten koncert, znaleźli by sobie jakiegoś lepszego pianistę, a nie taką pokrakę jak ja. - widać, że dziewczyna była mocno zdołowana.

-Skoro Jeremi Ci to zaproponował, to znaczy, że tego chciał i nie możesz się obwiniać, jest dużym chłopcem, poradzi sobie, gwarantuję Ci to. - po tych słowach dziewczyny na pocieszenie poszły do sklepiku szkolnego po dwie butelki Coca-Coli.

-Bąbelek. - w głosie Kamili były nutka drwiny.

-Książę. - Bianka wpadła na genialny pomysł. – A może...wziąć udział w konkursie? Wiesz...dajesz butelkę osobie, która kojarzy Ci się z napisem.

-Jasne, fajny pomysł, ale... - dziewczyna dyskretnie spojrzała na butelkę – kto będzie Twoim księciem?

-Muszę jakoś przeprosić Jeremiego, więc chyba przeprosinowa Cola będzie dobrym pomysłem? -dziewczyny zaczęły się dyskretnie śmiać. W tym momencie do sklepiku weszła chyba najbardziej wredna, rozkapryszona i fałszywa istota na świecie: Roksana.

-No proszę, proszę Państwa, na prawo możemy zobaczyć dwie, największe pokraki losu: Biankę Czarnecką i Kamilę Karpińska. - spojrzała na nie z pogardą. Bianka nie chciała się wdawać z nią w kłótnie, co innego Kamila...

-Co Roksi, skończył Ci się zapas tych swoich elektronicznych papierosów? Z tego co widzę, wraz z dymem uleciały Ci już resztki mózgu. - popatrzyła z pogardą na różowo-czarną, błyszczącą spódnicę dziewczyny. Roksana odpowiedziała tylko teatralnym przewrotem oczu i prychnięciem. Wraz ze swoimi dwoma koleżaneczkami, a bardziej poddanymi, wyszła ze sklepiku, na co tylko Bianka i Kamila się zaśmiały.

***

Po apelu było spotkanie w klasach. Nic się nie zmieniło, jak zwykle coroczne gadanie i upominanie nauczycieli. Kiedy dziewczyny wychodziły ze szkoły, widok jaki zobaczyły był dosyć niecodzienny. Kilka metrów od wejścia do szkoły stał nie kto inny jak Jeremi Sikorski.

Jeremi Sikorski - moje nowe życie [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz