Część 45

34 2 0
                                    

-I, jak się czujesz?- pyta niepewnie Brook, kiedy ja pakuję resztę rzeczy do torby. Dziś jest sobota. Moje rodziny, a gdzie aktualnie się znajduję? W szpitalu. Świetnie, prawda? Nienawidzę krwi, szpitali, a moje marzenia wiążą się z fizjoterapią. Całość się ze sobą sprzecza. W czwartek, kiedy zdarzył się ten "wypadek", dwie godziny później miałem operację, bo oczywiście nastawienie nic nie dało, a nawet wręcz pogorszyło sprawę. Mam nadzieję, że ten gbur zostanie wylany na zbity pysk. Ta cała sytuacja nie pójdzie mu płazem. Gorzko tego pożałuje. Słowa słowami, ale on nie miał najmniejszego prawa podnosić na mnie ręki, ponieważ jestem uczniem. Moi rodzice go zniszczą i dopiero wtedy pożałuje.
-Dobrze- wypowiadam w końcu pod nosem, a może pod jego brakiem...
-Twój nos to...- zaczyna niepewnie, a kiedy spoglądam na nią, patrzy na mnie z delikatnym grymasem.
-Kupa gipsu- kończę, zasuwając torbę, a następnie zakładam na ramię.
-Właśnie.- Uśmiecha się do mnie.- Idziemy?- pyta, a ja przytakuję głową.
-A ty przypadkiem nie miałaś mieć dziś występu?- pytam, kiedy podążamy szpitalnym korytarzem, zmierzając do do recepcji, gdzie miała czekać mama z wypisem.
-Mam, ale wieczorem- odpowiada.- Będziesz chodzić do szkoły?- Spogląda na mnie z uśmiechem i odgarnia swoje brązowe włosy, które są przycięte do połowy pleców.
-Nie. Mam tydzień zwolnienia, ale wrócę, gdy będę chciał. Nie zamierzam paradować z tym czymś. Wyglądam jak jakiś potwór- wypowiadam, wzdychając ciężko.
-Rozumiem- przytakuje głową.- Ale wiesz, możesz na mnie liczyć, czy pomóc w czymś, albo coś. Zawsze jestem pod ręką...
-Brook...- Spoglądam na nią z politowaniem.- Mam tylko złamany nos. Nie jestem kaleką. Poradzę sobie...- twierdzę.
-Wiem, że jesteś zaradny, ale ja po prostu martwię się o ciebie, a poza tym tylko przypominam- oznajmia, wbijając spojrzenie przed siebie, a ja z rozbawieniem obejmuję ją ramieniem, które jest przewieszone przez jej bark.
-W końcu...- oznajmia brunetka z zielonymi oczami, ubrana w granatową sukienkę, a beżowy płaszcz trzyma w ramionach, kiedy nad zauważa.- Daj może tą torbę...- wystawia dłoń.
-Nie, nie trzeba- oznajmiam.- Poradzę sobie- twierdzę, a mama kiwa delikatnie głową, na znak, że rozumie. Ruszamy w stronę wyjścia, a kiedy jesteśmy na zewnątrz zmierzamy w stronę czerwonej, dużej Toyoty, która należy do mamy.
Dziś pogoda w Perth nie jest wspaniała. Niebo otulają ciemne chmury, a powietrze jest znacznie chłodniejsze. To trochę rzadkie. Jeszcze niedawno w marcu były upały, a tu nagle od kwietnia klimat jest zimniejszy. Może to tylko kilka stopni, ale nadal to odczuwalne.
Kiedy jesteśmy pod samochodem otwieram tylne drzwi Brook, która rzuca mi uśmiech, a sam idę otworzyć bagażnik, do którego wkładam ekwipunek. Następnie zajmuje miejsce obok kierowcy.
Jest po 12, a jeszcze nikt nie złożył mi życzeń urodzinowych. Nie żebym oburzał się o byle gówno, ale trochę zrobiło mi się smutno, kiedy moi najbliżsi zapomnieli o moim małym święcie. Szkoda, wielka szkoda...

Dobrana Para?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz